wtorek, 17 lipca 2012

Złodziejka to me drugie imię! Czy bedę w stanie się zmienić? cz. 7


-Ta, rzeczywiście…- westchnęłam- Zaraz jakim cudem ty i Kiba znaleźliście się w tym samym miejscu co ja i to jednocześnie?- zapytałam zaciekawiona
-Mogłem inaczej odpowiedzieć.- stwierdził zakłopotany- Kiba jest jednym z agentów CIA, miał za zadanie zniszczyć Akatsuki i udało mu się to z twoją pomocą.- oznajmił
-Ta, rzeczywiście.- stwierdziłam z uśmiechem- Czy Hinata zabiła kogoś jeszcze niedawno? Znaczy zanim spotkała się ze mną.- zapytałam zaciekawiona
-Tak, zabiła.- odpowiedział- Wiem, że to była twoja przyjaciółka.- oznajmił siadając na skraju łóżka
Delikatnie objął mnie ramieniem.- Najważniejsze, że żyjesz.- pocałował mnie w policzek
-Słuchaj wybaczysz mi za to jak cię potraktowałam?- zapytałam z nadzieją patrząc mu prosto w oczy
-Tak.- szepnął i zrobiło mi się jakoś tak lżej na duszy
Może to szczęście? Tak to rzeczywiście je szczęście! Po raz pierwszy się tak czuje… tak spokojnie i bezpiecznie, chociaż nigdy nic nie wiadomo- Nie potrafiłbym się długo nie ciebie gniewać, a po za tym nie mam o co, chciałaś dobrze.- dodał Uchiha
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się- W takim razie mam jeszcze dwa pytania. Długo mnie nie było? Kiedy mnie stąd wypuszczą?- zapytałam
-Jakieś dwa tygodnie.- odpowiedział spokojnie- A co do wypuszczenia cię stąd to będę musiał pogadać z lekarzem.- na drugie pytanie również uzyskałam odpowiedź
-A straszne były te moje rany?- zapytałam zaciekawiona
-Miały być dwa pytania.- stwierdził cicho się śmiejąc- Najgorsza ta na brzuchu, reszta już się zagoiła.- odzyskałam odpowiedź
-Powiedz mi, dlaczego cały czas tu siedzisz?- zapytałam zdziwiona
-Mam swoje powody.- odpowiedział tajemniczo
Hm… powody? Jakie on może mieć powody?
-Jakie?- zapytałam, ale odpowiedzi już nie uzyskałam, bo do Sali wszedł Kiba
-Cześć.- przywitał się
-Hej.- odpowiedzieliśmy mu w tym samym momencie
-Słuchaj, Sakura sorry za ten postrzał.- powiedział Inuzuka spuszczając głowę
-Lepiej popracuj na celem albo nie tykaj broni.- stwierdziłam
Ten się tylko szeroko uśmiechnął.
-Miło mi widzie, że wróciłaś.- uśmiechnął się
-Tak mi też miło.- stwierdziłam
Tydzień później…
Na szczęście wreszcie wypisali mnie ze szpitala. Itachi zamieszka u mnie, ponieważ na razie nie ma jeszcze żadnego mieszkania. W sumie to szczęście, że ktoś ze mną będzie i, że to jeszcze Itachi. Niestety dostałam zakaz przemęczania się, żeby rana na brzuchu porządnie się zrosła, a Uchiha zobowiązał się mnie porządnie pilnować, czyli mam przerąbane. Na wykłady będę odwożona i z nich również odbierana. Nie do końca jestem z tego zadowolona, bo wiadomo… Siedziałam sobie w salonie i czytałam książkę o owczarkach niemieckich.
-Może coś ci przynieść?- usłyszałam już po raz setny z ust Itachiego
-Itachi nie, dziękuję. Chodź, usiądź i przestań być nadopiekuńczy, bo się na ciebie obrażę.- oznajmiłam
-Już dobrze siadam i jestem cicho.- oznajmił i usiadł koło mnie
-Słuchaj Itachi, tak się ostatnio zastanawiałam na tym jakiego psa bym chciała mieć, dokładnie o rasę chodzi. I ja tak tylko z ciekawości masz uczulenie na psią sierść?- zapytałam
-Nie.- odpowiedział- A co?- zapytał
-W takim razie mogę zacząć szukać hodowli.- ucieszyłam się
-Co?- zapytał zdziwiony
-Chcę kupić sobie psa.- oznajmiłam z uśmiechem -Chyba nie masz nic przeciwko?- zapytałam
-Nie, nie mam, tylko wiesz mogłaś mi wcześniej powiedzieć… w końcu mieszkamy razem.- oznajmił
-Chyba ty mieszkasz u mnie.- poprawiłam
-Może być i tak.- stwierdził i pocałował mnie
Oddałam jego pocałunek.- A co do psa to pomogę ci szukać hodowli.- oznajmił i pocałował mnie w policzek
-Może przejdziemy się na spacer?- zaproponował
-Ok.- zgodziłam się
Żeby iść na spacer musieliśmy jechać samochodem, bo mamy swoje ulubione odludne miejsca. Niestety Itachi musiał prowadzić.
Podczas spaceru. Chodziliśmy sobie po lesie rozmawiając.
-Słuchaj, wiesz, bo tak się zastanawiałem i wiesz możesz pomyśleć, że to za szybko. Cóż lat mi już nie ubywa. Jestem pewny swojej decyzji.- powiedział
-O czym ty mówisz?- zapytałam zdziwiona
Złapał mnie za dłonie i spojrzał prosto w oczy. Teraz zaczęłam się bać… no, bo coś musi być na rzeczy skoro jest taki poważny i nie chce powiedzieć tego powiedzieć tak prosto z mostu.
-Przyznaję, że jestem trochę nieprzygotowany na tą okoliczność.- chwila ciszy- Wyjdziesz za mnie?- zapytał
Patrzył mi prosto w oczy. Myślałam, że zemdleję. Byliśmy razem krótko, nawet bardzo krótko, ale…
-Tak.- dałam mu odpowiedź z uśmiechem
Pocałowaliśmy się.- Zaplanowałeś to wcześniej czy teraz podjąłeś ostateczną decyzję?- zapytałam zaciekawiona
-Już wcześniej, ale dopiero teraz odważyłem się.- odpowiedział- Kocham Cię.- szepnął mi na ucho
Takie proste „kocham Cię” jest dla mnie najważniejsze na świecie.
-Ja ciebie też kocham.- odpowiedziałam z uśmiechem i pocałowałam go
Całowaliśmy się przez dłuższy czas, aż nagle usłyszeliśmy jakiś pisk od strony rzeki.
-Chodźmy sprawdzić co się dzieje.- powiedział Itachi
-Ok.- przytaknęłam
Poszliśmy w stronę rzeki, a następnie szliśmy jej brzegiem. Piski stawały się coraz bardziej wyraźne, aż nagle znaleźliśmy karton, w którym po otwarciu zobaczyliśmy jasne szczeniaczki.
-O, jakie słodkie.- wzruszyłam się
-Tak, rzeczywiście.- zgodził się Itachi
-Może weźmiemy je i zobaczymy co dalej?- zaproponowałam- Bo najwidoczniej ktoś je porzucił.- dodałam
-Ok, zgoda.- zgodził się biorąc karton
-Tylko delikatnie.- oznajmiłam z uśmiechem
Poszliśmy do samochodu. Kiedy jechaliśmy miałam karton ze szczeniakami na kolana i je głaskałam.- Mam pomysł!- olśniło mnie- Pojedźmy do weterynarza, w końcu coś tym maleństwom może być.- powiedziałam
-Ok.- zgodził się niechętnie, był zazdrosny
-Oh, nie bądź zazdrosny.- zaśmiałam się- Ty jesteś najważniejszy.- dodałam
-Mam nadzieję.- stwierdził z już udawanym oburzeniem
U weterynarza okazało się, że ze szczeniaczkami jest wszystko ok, tylko trzeba było je odrobaczyć i zaszczepić. Kiedy byliśmy u mnie w mieszkaniu. Pierwsze co to zaczęłam przygotowywać posłanie dla malutkich słodziutki labradorów. Tak, u weterynarza dowiedziałam się jakiej rasy są pieski.
-A o mnie to już totalnie zapomniałaś.- powiedział Itachi kiedy wrócił z zakupami, o które poprosiłam
-Nie zapomniałam.- uśmiechnęłam się wstając z kucków
Podeszłam do niego, pocałowałam w policzek i odebrałam zakupy.- Pomożesz mi?- zapytałam kierując się do kuchni
-Tak, pomogę.- westchnął
Dobra to teraz coś o szczeniaczkach. To są labradory, które mają po około dziewięć dni, czyli niedługo zaczną otwierać oczy. Muszę je karmić mlekiem z butelki co dwie godziny, czyli zero porządnego snu.
-Wiesz, sądziłem, że nie będziemy mogli się wysypiać mając dzieci, a nie psy.- Itachi przytulił mnie od tyłu
-Też miałam takie przypuszczenia.- oznajmiłam- Będzie trzeba rozejrzeć się za kimś kto by wziął je do siebie.- dodałam
-Słuchaj jest jeszcze jedna rzecz, o której dopiero teraz możesz się dowiedzieć.- powiedział poważnym tonem głosu
-O co chodzi?- zapytałam zaciekawiona
-Pamiętasz Deidare i Sasoriego?- zapytałem
-Trudno nie pamiętać.- stwierdziłam- Mógłbyś się jaśniej wyrażać?- zapytałam
-Słuchaj Deidara i Sasori w rzeczywistości żyją, wiedzieli o twoich i Kiby planach, a mówię to tak późno, ponieważ dopiero teraz dostałem pozwolenie na powiedzenie ci o wszystkim.- oznajmił
-Czyli oni byli agentami CIA?- zapytałam
-Dokładnie.- zgodził się- Chcieliby jutro przyjść w odwiedziny.- oznajmił
-Ok, fajnie będzie pogadać z „trupami”.- zaśmiałam się
-Ale oni nie będą sami.- zaznaczył- I będą najprawdopodobniej chcieli ci wszystko wyjaśnić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz