wtorek, 17 lipca 2012

Złodziejka to me drugie imię! Czy bedę w stanie się zmienić? cz. 1

Siedziałam w ciemnym pomieszczeniu…
Byłam przykuta kajdankami do krzesła…
Złapali mnie…
Tak,jestem złodziejką na dużą skalę. Wszystkiego by nie było, gdyby nie to, że wpakowałam się w akcję z diamentami. Nie trzeba było, ale chciwość była silniejsza. W końcu chodziło o pół miliona euro, a przecież tak suma piechotą nie chodzi. Na moje nieszczęście akcja się nie powiodła i siedzę teraz w tej ciemni od dobrych kilku godzin. Bez picia, bez jedzenia… hm…to dobry powód,żeby ich zaskarżyć. Nagle drzwi się otworzyły i moje oczy ujrzały jasne, rażące światło. Światło w celi zostało zapalone i po chwili drzwi zostały zamknięte. Przez pewną chwilę nie mogłam się przyzwyczaić do światła, ale w końcu widziałam normalnie.
Czy warto były ryzykować, by dzisiaj zostać złapaną?
Sądzę,że tak. W końcu złe uczynki mam w krwi… moja mama była złodziejką, mój ojciec gangsterem, a mój brat jest mordercą i przewodzi gangiem.
Czy obawiam się swojego losu?
Tak i to bardzo, przecież mam całkiem niezłą kartotekę.
Jeśli szukali mnie federalni to przecież źle, bardzo źle, prawda?
Po co się pytam, przecież wiem, co to oznacza: jestem już w kiciu. No, chyba, że popełnią jakiś błąd, co raczej jest jak jedna na milion.
-Coś tak milcząca, nagle zabrakło ci języka w gębie?- usłyszałam pytanie i uderzenie
Dostałam z liścia. Westchnęłam i posłałam swojemu oprawcy mordercze spojrzenie.Zaśmiałam się cicho. Był to chłopak na oko miał z dwadzieścia dwa lata,dzieciuch jeszcze (dobra ja mam 29 lat, nie jestem nie wiadomo ile starsza, ale dla mnie to dzieciuch). Miał brązowe włosy i tego samego koloru oczy.
-Wiesz, co? gdybym nie była przypięta do tego krzesła to byś już leżał na podłodze cały połamany.- stwierdziłam chłodno- Ale te kajdanki mi to nie umożliwiają.-dodałam
-Skoro już przeszłaś do gróźb to może odpowiesz na kilka pytań?- padła propozycja
Zaśmiałam się, oh, ci młodzi agenci FBI życia nie znają.
-Myślisz,że aż taka głupia jestem?- zapytałam- To się grubo mylisz, nie powiem nic bez porządnego adwokata.- oznajmiłam
Na tym skończyła się nasza „pogawędka”. Adwokata dostałam w ekspresowym tempie.Rozmawialiśmy przede wszystkim o tym jak mnie traktowano przy eskortowaniu tutaj i tutaj… okazało się, że mogę się nieźle wybronić, bo samo złe traktowanie to już jest złamanie kilku paragrafów. Możliwe, że nawet wywinę się z procesu i wypuszczą mnie na wolność! Ta, rzeczywiście marzenie, ale zapewne będą chcieli cosik za cosik. W tym cholernym świecie nie ma nic za darmo. Po skończonej rozmowie z prawnikiem, wszedł jeden z agentów FBI tym razem kto inny.Skądś kojarzyłam tą twarz, ale jak widać nie mogłam skojarzyć skąd. Cholera… to przecież nie kto inny jak Itachi! Był jakiś czas w gangu mojego brata, a później odszedł. Tak, to On. To było jeszcze kiedy mój braciszek miał jeszcze mnie pod opieką. Cóż, Itachi najczęściej robił za moją „niańkę”, a to nie było najprostsze zadania, bo kilku poległo między innymi: Hidan, Kakuzu i Kisame - wszyscy byli uznawania za najlepszych z gangu, a tak naprawdę nie potrafili sobie poradzić z siedemnastolatką. No, cóż z chwilą uzyskania pełnoletności wyniosłam się z domu, tak to była najtrafniejsza decyzja w całym moim życiu.Wyjechałam ze Stanów do Europy, a dokładniej zamieszkałam w Londynie. Może to trochę deszczowe miasto, ale tutaj wiele się nauczyłam, no i skończyłam studia.Cóż, zabawne…
-Są jakieś żądania?- dopiero głos Itachiego wyrwał mnie spośród wspomnień
Wow,nieźle się przygotował, od razu chyba wiedział o co chodzi i czego może sięspodziewać.
-Moja klientka bardzo chce uniknąć procesu.- odezwał się mój adwokat
Nie wiedziałam jaka reakcja, chociaż na pewno spodziewałam się czegoś innego…
-Sądziliśmy,że tak będzie, dlatego przygotowaliśmy propozycję razem z szefem działu.-powiedział tajemniczo
Eh,mógł od razu przejść do rzeczy, a nie od razu owijać w bawełnę… nie lubię takiego zachowania.
-Co to za propozycja?- zapytałam zaciekawiona
Wiedziałam,że ten prawnik niewiele załatwi, a ja nie zamierzałam dać się wystrychnąć nadudka. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
-Pomyśleliśmy,że jako rekompensatę możemy cię przyjąć do mojego oddziału.- tym razem przeszedł do rzeczy od razu
-Hm…-zamyśliłam się-… tylko tyle?- spytałam złośliwie
-A to mało?- zapytał zdziwiony- Żeby przyjąć cię tutaj o pracy, musimy ci wyczyścić kartotekę więc wszelkie twoje konta, posiadłości i inne dobra materialne zostają nienaruszone.- wytłumaczył
-Żadnego wypytywania o kontakty?- zapytałam dla pewności
-Żadnego, wszystkie informacje możesz zachować dla siebie.- oznajmił spokojnie chociaż zauważyłam, że ma mnie już dosyć
-Hm…-zamyśliłam się-… cóż nie mam nic do stracenie, przyjmuję propozycję.- byłam pewna, że nic więcej nie wywalczę więc zgodziłam się
W sumie jedyny fart, że nie tkną żadnego z moich kont bankowych… w Szwajcarii mam ulokowane jakiś plus-minus 10 milionów euro, tu w Stanach kilkaset tysięcy, no,a pozostają jeszcze konta w Anglii i Francji… eh, nawet nie chcę myśleć ile tej kasy jest. Cóż kiedy byłam złodziejką walczyłam o jak najlepszy sprzęt, a teraz co będę robiła, bo no cóż sprzęt dostanę.
Właśnie mogłam iść sama, bez kajdanek, bez osoby, która by mnie na siłę prowadziła.Szłam koło Itachiego. Cóż rozmowa z szefową była nudna. Wiadomo cóż mądrego mogła mówić, że nie mogę zdradzić itp. Ale najlepsze zostawiła na koniec: mam zamieszkać u Itachiego! Dla mnie to nie za fajnie, przecież mam własny dom i tonie jeden. Powiedziała mi tylko, że mam wziąć ze swojego domu swoje rzeczy. Ta…po prostu bosko… mam mieszkać z kimś kogo w ogóle nie znam!
Kiedy byliśmy pod moim domem.
-Ty masz gigantyczną willę z basenem, a masz ze mną mieszkać w moim mieszkaniu?-spytał zdziwiony lecz z nutką oburzenia
-Wiesz ja nie chciałam z tobą mieszkać i to nie ja się upierałam przy tym.-uśmiechnęłam się
-Przecież wiem, ktoś się na mnie mści.- mruknął pod nosem
-Niby kto miał się mścić na tobie, co?- spytałam
-Tsunade,bo zrezygnowałem z rozwalenia gangu twojego brata.- odpowiedział spokojnie
-A więc byłeś szpiegiem?- zapytałam dla pewności
-Tak.
-Wow,nieźle…- stwierdziłam ździebko zdziwiona-… byłeś prawą ręką mojego brata, a on się nie skapnął, że byłeś wtykom.- zaśmiałam się cicho- Zabawne.- dodałam
-Wcale,że nie.- usłyszałam jego ostry ton
-Dla mnie tak, bo wiesz mój „kochany” braciszek uważał, że jestem za ufna.-powiedziałam
-Jakoś tego po tobie nie widziałem.- uśmiechnął się
-Ta, jasne…- prychnęłam ze złością
Później poszłam się spakować i musiałam jechać do swojego… mam nadzieję tylko i wyłącznie tymczasowego domu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz