wtorek, 17 lipca 2012

Skarb Serca część 2


Ten dzień się ciągnie, i ciągnie. Ale przyznam śniadanie było pyszne. Dziewczyna potrafi gotować, i to dobrze. Nigdy czegoś tak dobrego nie jadłem. Te danie mógłbym jeść w dzień w dzień. Są bardzo pyszne, kto ją nauczył gotować? Córka gubernatora, nie powinna tak gotować. Powinna być rozpieszczana, i służące za nią powinny wszystko robić. Kiedyś się o to spytam. Konan nic nie robiła. A ta dziewczyna potrafi wiele zrobić. Będę musiał ją trochę wykorzystać.
-Kapitanie dokąd płyniemy? - spojrzałem na mojego przyjaciela.
-Czy ja ci coś nie mówiłem? Jak jesteśmy sami mów mi po imieniu. - wypowiedziałem, siedziałem na drewnianym oparciu. Zastanawiałem się czy zachować sobie Sakure, czy gdzieś ją wyrzucić? Na wyspę, z której nie będzie mogą uciec i umrze? Nie to się mi nie kalkuluje. Ta dziewczyna jest za bardzo w moim guście. To zostanie na statku. Tylko, że kobieta na statku to przekleństwo. A ja już będę miał dwa przekleństwa, ale za miast Sakury, mogę pozbyć się Konan. To lepszy pomysł.
-Wiem, wiem. Przepraszam. To z przyzwyczajenia. - mówił. Uśmiechnął się do mnie. Przy sterze był Hidan, który rozmawiał z Kakuzu. Wkurzający byli jak dla mnie. Po co w ogóle ich wziąłem? Ach tak są wyszkolenie fizycznie, i niczego się nie boją. - Itachi?
-Hm…
-Co myślisz o Sakurze? - zapytał mnie. Czemu właśnie o nią? Wziąłem nóż spod spodni, był umocowany na pasku blisko kostki. Zacząłem się nim bawić, czułem jeszcze jej zapach, smak tych kształtnych ust. Popatrzałem na rękę. I jej jędrnych piersi. Była chodzącym ideałem.
-Nic szczególnego. Jest jak pozostałe. - mówiłem, on chciał cos powiedzieć. - Ale widzę w niej więcej pozytywniejszych rzeczy niż negatywnych. Jest bardzo seksowną kobietą. A jej zapach jeszcze lepszy, nie wali na siebie perfumów jak Konan. Hm… A jej usta…
-Całowałeś ją? Nigdy tego nie robiłeś?!
-To nie moja wina, jest taka no… podniecająca, że każdy się na nią by rzucił. - mówiłem i stanąłem na równe nogi. Oparłem się na drewnianej belce i wpatrywałem w spokojne morze, słońce widniało już na nieboskłonie oświetlając każdy skrawek morza.
-Co ty chcesz z nią zrobić? - zapytał mnie, zamyśliłem się. No właśnie sam nie wiedziałem co. - Konan kupiłeś, a tą dziewczynę porwałeś. Nawet jej nie znasz. Myślisz jaka jest? Będzie taka jak Konan? Czy inna.
-Przekonamy się, przekonamy.
-O czym ty mówisz?
-Widzisz… - spojrzałem się na drzwi od pokładu - Zleciłam jej małe zadania. Jestem ciekawy czy to zrobi. - uśmiechnąłem się, byłem pewien, że nie zdąży. I na pewno mam rację. Ta dziewczyna jest inna spośród tych, które znam. Bardziej zaborcza na wszystko. I ma cięty język. Lubię takie. Kobiety, które ja znam one by od razy poszły ze mną do łóżka. Lecz u niej jest na odwrót. Nie lubi, gdy się jej dotyka. Wiem już, ze ona jest dziewica. Tylko one się tak zachowują. Zobaczymy czy będzie taka jak zostanie tu dłuższy czas. A zostanie tu spory czas. Nie puszczę jej na razie nigdzie. Jakbym miał ją gdzieś zostawić to na opuszczonej wyspie. Ale dobrze by ją tu mieć. Gotowała by pyszne śniadanka. Wyciągnąłem jej pierścionek z spodni. Narzeczony już jej nie odzyska. Będzie się dziwił, że nie dostał jej. Uśmiechnąłem się, spojrzałem na niebo. Było jasne, żadnej chmury na niebie. To dawało początek wszystkiego. Trzeba będzie ją później odwiedzić w kuchni.
-Oszalałeś. Ona nie zrobi nawet tego przez dwa dni. - mówił Deidara. Uśmiechnąłem się.
-Właśnie o to mi chodzi, aby miała zajęcie. Tak, by nic nie robiła. A ma zajęcie.
-Po co ją wziąłeś? To córka gubernatora. Będę chcieli ją odzyskać. Teraz nie odpuszczą. Będę ciebie chcieli powiesić, nie odpuszczą żadnemu piratowi. Będą pragnęli ciebie i nas wszystkich zabić. Musimy ją oddać. - mówił.
-Ty sobie chyba żartujesz. Teraz ona jest moja. Nie oddam ja nikomu. Teraz należy do mnie ta dziewczyna. Ma narzeczonego - wyrzuciłem pierścionek - ale teraz już nie ma. I nie będzie miała. Nie dopuszczę do tego. Ten tłusty gubernator mnie nie obchodzi. Jego córka zostanie tu dopóki nie odnajdziemy tej jaskini ze skarbem… Ona znajdzie tą bogatą dziewczynę, będziemy mogli potem żyć jak chcemy. Teraz ważne, że Sakura nam będzie wszystko robiła. Nie smakowało tobie jej śniadanie? - zapytałem, musiałem go jakoś zachęcić, aby zrozumiał, ze ta dziewczyna musi z nami zostać. Ja chciałem.
-Smakowało, i to bardzo. Naleśniki były dobre. Nie zaprzeczę. - mówił. - Dobra nie ważne. Idę robić swoje - odszedł zostałem sam. Jak to jest być takim bogatym jak to ona jest?! Nigdy nie byłem… Przed zostaniem piratem zawsze błąkałem się po wioskach, a teraz? Razem z bratem szukamy skarbów tylko, ze na oddzielnych statkach. Nie konkurujemy ze sobą, chcemy jak najlepiej dla siebie i dla innych piratów. Nie mogliśmy pozwolić, aby bogaci mogli rządzić tym światem i mieć wszystko. Zszedłem na pokład. I patrzałem na spokojne może, słońce oślepiało od czasu do czasu…
Trzask drzwi. Zauważyłem różowo włosom kobietę. A ta co tu robi? Ma dość? Uśmiechnąłem się. Spojrzała na mnie wściekła. Obróciła się do mnie. Oj była brudna. Naprawdę musiało być tam tyle syfu?! Kichnęła cichutko.
-Gdzie jest twoja kajuta? - zapytała. Nie to nie możliwe. Ona by tak szybko skończyła? Jest po południu dopiero. Ona jest córka gubernatora. Nigdy nie powinny uczyć się sprzątać, zmywać, prać. Nie takich rzeczy. Mogę się założyć, że zrobiła to wszystko jak jej się chciało.
-A co już skończyłaś?
-Tak. Powiesz mi czy ja mam…
-Nie denerwuj się tak. Już. Ale i tak ci nie wierzę, ze w tak krótkim czasie zdążyłaś posprzątać. Idź prosto, tam jest nasz kajuta. - wywróciła oczami. Będę musiał dać jej później jakąś ładniejszą sukienkę. Nie będzie w  takiej syfiastej chodzić. Do mnie podszedł Deidara.
-Nie wierzę, ze już zrobiła tamto.
-Zaraz się przekonamy. - powiedziałem, i ruszyłem pod pokład do kuchni. Nie było możliwe, aby Sakura to wszystko zrobiła w takim oszałamiającym tempie. Zszedłem schodami, czułem zapach chemikaliów i innych środków czyszczących. Musiała naprawdę używać tego co znalazła. Było tam naprawdę brudno. Przecież powiedziała, ze trzy tygodnie nie było sprzątane. Było o wiele więcej. Gdzieś dokładnie trzy miesiące. I niby to w parę godzin załatwiła. To są jakieś kpiny! Otworzyłem drzwi do kuchni. To co zobaczyłem mnie zaskoczyło. Pachniało środkami czyszczącymi, ale wiatr z morza  oczyszczał pomieszczenie. Bawił się moimi włosami zwiniętymi w kitkę, a grzywka falowała. Odgarnąłem z oczu pasmo włosów za ucho. Podłoga błyszczała. Naczyń nie było widać. A ubrania? Nie było ich w kuchni. Musiała gdzieś indziej je porozwieszać. Zamknąłem drzwi i poszedłem w głąb pokładu. Tu miała wszystko rozwieszone z naszymi skarbami. Lecz wszystko było w nienaruszonym stanie. Najwidoczniej nie chciała naszego skarbu. Ruszyłem na pokład nie dowierzając temu co zobaczyłem. Szybka jest. Musiała przez co przejść, skoro taka była zaplanowana we wszystkim. A raczej szybka. Wyszedłem na pokład.
-I co?
-Zrobiła to. - wypowiedziałem. Byłem z tego bardzo zadowolony, że przywłaszczyłem sobie taką zaangażowaną kobietę. I kobietę, którą już na pewno nie wypuszczę na wolność. Teraz zostanie moją własnością do końca. Nie oddam jej do wioski, będzie musiała całą końcówkę swojego życia przeżyć z nami - z piratami. Gubernator będzie wściekły. A nie znajda nas. Nie pozwolę na to. Wziąłem do dłoni rękojeść sztyletu zacząłem się nim bawić.
Sakura szła przez pokład nucąc coś.
-Twoje mapy zostawiłam na tym samym miejscu. Nie mam pojęcia, gdzie je włożyć. - wypowiedziała i wzruszyła ramionami. Popatrzałem na jedną z komnat. Zauważyłem Konan, która patrzała się na Sakure z wrogością. Jednak wszystko było nie po jej myśli. Ona chciała przyrównać ją do siebie. Może Konan oddam Peinowi, on takie lubi. A dla siebie zachowam Sakure. Będzie niezłą gosposią. - Ej obudź się. - stała przy mnie. - Słyszałeś co do ciebie mówię? - pytała, a ja spojrzałam na jej twarz. Była wściekła jak i słodziutka. Zdenerwowana była jeszcze bardziej piękniejsza, a myślałem, że będzie na odwrót.
-Wybacz. Zamyśliłem się. Co mówiłaś, kochanie? - zapytałem, wiedziałem, ze mogę ją tym zezłościć. Właśnie o to chodziło. Zauważyłem grymas na jej twarzy. Widocznie nie lubiła tego. Pokazała mi palcem.
-Nigdy, i to nigdy nie mów do mnie kochanie! - powiedziała głośniej. - Nie myśl, ze tu długo zostanę. Chyba sobie to wyśniłeś.
-Oj nie miałem takiego pięknego snu od wielu lat. Nie chciał bym mieć takiego wolałbym o wiele lepszy w twojej roli głównej. - popatrzała się wściekle. Postawiła wiadro w którym były najwyraźniej butelki. Puste? Jak wzięła mój rum utłukę. Szkoda by było takiej pięknej buzi.
-Zboczuch! - powiedziała głośniej - Jak taki jak ty może mieć jakikolwiek honor dla innych. A dla kobiet już w ogóle. Wy macie w głowie tylko jedno: pieniądze. Nic po za tym. Nienawidzę cię. I ani mi się waż mnie dotykać, bo pożałujesz. - odwróciła i zaczęła iść. Chciała się schylić zabierając wiadro z butelkami. Chwyciłem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie. Wpadła w moje objęcia. - Powiedziałam zostaw mnie. Idiota! - trzymałem mocno. Nie chciałem, aby mi teraz gdziekolwiek uciekła. Moje dłonie były na biodrach. Zjechały niżej. Znalazły się na pośladkach. Ścisnąłem je.
-Zapamiętaj mi się nie rozkazuje. Robię do chce. - puściłem ją. Ale pociągnąłem za sobą. Ciągnąłem do swojej kajuty kapitańskiej. Było w niej dwu osobowe łoże, szafa, biurko z krzesłem, księgi i stosy map. Miały nas doprowadzić do skarbu. Ona zaczęła się szarpać do tyłu.
-Puszczaj. Nigdzie nie idę. - mówiła. Ścisnąłem bardziej. Jęknęła z bólu. Nie potrzebnie się szarpie. Będzie za każdym razem bardziej boleć. Wepchnąłem ją do kajuty, gdzie wszystko błyszczało. Patrzała na mnie dziwnie. Ona chyba nie myśli, ze ja chcę…? Zaśmiałem się cicho.  Otworzyłem szafę. Miałem zawsze jedna sukienkę na zapas. Teraz to ona założy tą. Chcę ją zobaczyć w tej sukni. Wyciągnąłem jedną z sukni na wieszaku, była czerwona, miała duże rozcięcia po bokach. Tą dziewczynę warto będzie w tym zobaczyć. Podałem jej.
-Przebieraj się - obejrzała sukienkę.
-Ty sobie chyba żartujesz. Nie założę jej. - mówiła. Podawała mi sukienkę. Zlustrowałem ją od dołu do góry. Była cała brudna.
-Chcesz chodzić w tej. Ona jedynie nadaje się do wyrzucenia. - mówiłem. Popatrzała na swoją sukienkę. Widziałem w jej oczach niesmak. Nie dziwię się, miała po bokach rozcięcia. I będę mógł zobaczyć jej kawałek ciała. - Więc jak?
-Dobra. - odwróciła się do mnie tyłem. Swoją delikatną dłonią chwyciła sznurek od gorsetu i pociągnęła. Rozwiązało się. Patrzałem na jej poczynania, chciałbym zobaczyć całe nagie jej ciało. Lecz teraz to chyba nie możliwe.
-Kapitanie! - ktoś wpadł do kabiny. Zabije go, chciałem chociaż chwilę popatrzeć na te schludne, z wieloma walorami ciało. Sakura obróciła głowę i popatrzała na mnie potem na Hidana, który wszedł oczywiście bez pukania. - Na horyzoncie statek brata.
-Kotwica i  żagle w dół. - mówiłem. Odwróciłem się i wyszedłem. A jednak nie popatrzę na to piękne ciało. No cóż, kiedy indziej nadarzy się okazja, aby może nawet je skorzystać. Oj to już graniczy z cudem. Zauważyłem podpływający statek brata. Był na mostku. Czekałem na niego. Sakura wyszła w sukni czerwonej niczym krew. Wyglądała w niej seksownie. Dosięgała jej do kolan, na dole falbany. A po bokach od pach do bioder poszarpane. Teraz mogę z niej nie spuszczać oka. Przeszłą obok mnie, odprowadziłem ją wzrokiem zniknęła za drzwiami. Nie obchodziło ją najwidoczniej, że spotka się z moim bratem. Okręt stanął blisko nas. A jego załoga jak i on sam przeszła.
-Witaj Itachi.
-Znaleźliście coś? - pokręcił głową.
-A wy.
-Mamy jedną wskazówkę dotyczącego naszyjnika. Chodź. Omówimy wszystko w mojej kajucie - ruszyłem, a on za mną. Teraz musieliśmy jak najszybciej odnaleźć tą wyspę i jaskinię z skarbem. Mówią, że jeszcze nikt jej nie odnalazł. Weszliśmy do komnaty. Podszedłem do biurka. - Słuchaj…
-Itachi?
-Hm…
-Czy ty masz jakąś kobietę nowa na statku? - zapytał mnie, popatrzałem na złożone ubranie na krześle. Była jednak na wszystko odpowiedzialna. Tylko dlaczego nie wzięła tego do prania. Hm… No tak powiedziałem, że jest do wyrzucenia i do niczego się nie nadaje. - Znowu jakąś sobie kupiłeś? Jakąś dziwkę i nie wartą szmatę.
-Hm… Sakura? Ją sobie przywłaszczyłem. Nie kupiłem.
-Czekaj… Czy ty mówisz o Sakurze Haruno? Córce gubernatora? - kiwnąłem głową. Uśmiechnął się - Dobra nie ważne przechodźmy do sprawy. Co z tym naszyjnikiem?
-Więc tak… Wiemy, że kupiła go dziewczyna od pewnego handlarza. Jest bogata, i nosi na sobie cały czas. I mieszka w Konoha. - mówiłem. Musimy odnaleźć tego kogoś, aby oddał nam nasza własność. To jest nasze i musimy mieć ten cały skarb.
-Itachi wiesz, że to nie wszystko. Jeśli zdobędziemy ten naszyjnik to musi być osoba, która by wskazała nam drogę do naszego celu. A sam wiesz, ze z naszych może nie być takiej. Musimy kogoś znaleźć. - powiedział, bawił się cyrklem.
-Masz rację. Znajdziemy kogoś. Tym nie musimy się na razie martwić, najpierw odnajdźmy naszyjnik. A potem kogoś kto pokarze nam drogę. - mówiłem. Wstałem i ruszyliśmy na pokład. Teraz będziemy płynąć razem, aby znaleźć wszystko. Myślę, ze ten naszyjnik szybko odnajdziemy w wiosce. Wyszliśmy. W powietrzu unosił się aromat jedzenia. Musiała przyszykowywać obiad. Sasuke się napawał.
-To ona gotuje?
-Tak. - zauważyłem Konan, która zniknęła za drzwiami pod pokąd. Jej twarz wyglądała jakoś dziwnie, jakby chciała coś zrobić przeciwko mnie. A wiem, ze niedługo powinien być obiad, więc warto udać się do jadalni. Może już ma gotowe. - Zostajecie na obiedzie?
-Oczywiście. - powiedział. Nikogo nie było na pokładzie ruszyliśmy pod pokład. Byłem pewien że ta kobieta cos knuje. Ale co? Może się dowiem, ale pewien nie jestem. Wywalę ją obiecuję to sobie. Nie mam ochoty tej zdziry dłużej tu trzymać. Szliśmy schodami i zwolniłem, chciałem zobaczyć czy coś się dzieje w kuchni.
-Sakura mam do ciebie sprawę - usłyszałem spokojny głos Konan. Stanąłem i zatrzymałem Sasuke, który tak samo się zaczął wsłuchiwać. Byłem ciekawy jaką to sprawę miała do mojego kwiatu wiśni.
-Jaką? Nie mam za bardzo czasu więc sprężaj się. - wypowiedziała. Czułem więcej aromatu wydobywającego się z kuchni. Musiała przygotowywać wszystkiego więcej. Widziała, że mój brat zostanie.
-Nie rób tego. - mówiła. A więc o to chodzi, chce być od niej lepsza. No da się podejść. - Oni sami potrafią wszystko doskonale zrobić. A ty chcesz im gotować, sprzątać i inne rzeczy robić. - zaśmiała się. Miała melodyjny głos - Co w tym śmiesznego
-Nic. Tylko wiem, ze faceci to straszne leniuchy jeśli chodzi o gotowanie, sprzątanie i pranie. Ty powinnaś to też wcześniej zauważyć. A piraci to większe lenie. Im trzeba wszystko podać do rączki. Już się do tego przyzwyczaiłam. W wiosce wiele się nauczyłam więc to mi nie przeszkadza. Do małżeństwa byłam wcześnie przyszykowana. To można nazwać dobrym treningiem przed moim ślubem jeśli w ogóle na niego dotrę. - zaśmiała się ponownie. - Cholera! Głupi garnek. - musiała się sparzyć.
-Dobra nie ważne. Ale lubisz jak cię dotyka?
-Co? A to. Nienawidzę tego i go. Chętnie uderzyłabym go sto razy za to. - uśmiechnąłem się. Więc ma to jako trening przed małżeński. Ale złociutka nie będziesz żonata. Bo należysz teraz do mnie. Nie dopuszczę do twojego ślubu. Nigdy! Wybacz, ale ten ktoś nie będzie miał okazji, aby ciebie więcej razy zobaczyć…
-To po co to robisz? Ja tego nie robiłam.
-Właśnie, i tu był błąd. Jesteś kobietą. A takie rzeczy należy robić. Chociaż, że robię to dla tego cholernego pirata to mogę się cieszyć, że chociaż komuś to smakuje. Mój mąż będzie wybredny. Dlatego wolę się nacieszyć tym, że ktoś chce to jeść. - mówiła smutno - Nie wiem jak ty mogłaś siedzieć w tym brudzie. Ja bym nie mogła! - powiedziała. Cieszyło mnie to. Ale ciągle mówiła o małżeństwie. To jest chore, po co ona o tym mówi? Zależy jej na tym? Ten jej smutny głos. Coś mi tu nie gra. A może ona została do tego zmuszona. Tak bywa w tym okrutnym świecie. Ojciec musiał ją zmusić do tego. Czym ona się martwi, i tak jej nie oddam.
-Jesteś dziwna. Niech cię. - Konan wyszła i zobaczyła mnie uśmiechałem się. Odeszła wściekłą. Nie udało się jej.
-Sasuke idź do jadalni zaraz przyjdę. - wypowiedziałem, ominął mnie i stanął przyglądając się zapewnie dziewczynie, która zaczęła coś nucić. Odszedł. Popatrzałem na moją zdobycz. Ta sukienka podkreślała wszystkie walory ciała. Nie spodziewałem się, ze będzie tak na nią pasować. Każdy by ją teraz chciał dla siebie. Nie oddałbym. Weszłam do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Obejrzała się i wykręciła oczami.
-Czego chcesz? - podchodziłem do niej. Przestała już nucić melodię. Chyba nie lubiła jak ktoś tego słuchał.
-Dziwie się tobie, że nie postawiłaś się Konan. - mówiłem
-Czemu miałam jej się postawić. Wyjaśniłam to co chciałam. A ty musisz podsłuchiwać? Jest to twój statek dobra, ale nie musisz sterczeć pod drzwiami i słuchać co inni mówią. - wypowiedziała. Stanąłem blisko niej. Zauważyłem na jej szyi złoty naszyjnik, lecz wisiorka nie mogłem zauważyć. Musiała tez go dostać. Pocałowałem jej szyje ssając. Zostawiłem mają malinkę na szyi.
-Jeszcze raz to dostaniesz. Mówiłam, abyś mnie nie dotykał.. - wypowiedziała, z tą dziewczyną bardziej się można drażnić niż z innymi. Klepnąłem ją lekko w pupę. Złapałem jej rękę.
-Tym samym już mnie nie załatwisz. Nie ma mowy kochanie - przymknęła powieki. Chyba miała dosyć się denerwowania. Odwróciła ode mnie wzrok i wpatrywała się w okno, gdzie były fale. Chwyciłem za podbródek i odwróciłem. Wpiłem się w jej usta. Poczułem jakby łzy? Nie to nie możliwe. Nie myślałem nawet czy dostanę. Moje dłonie znalazły się na je policzkach i szyi. Jednak płakała. Pogłębiłam pocałunek. Czy to przeze mnie? A może nie?! Trudno, muszę iść na żywioł. Poczułem ból w lewym policzku. Lecz mocniejszy niż dotychczas. Puściłem ją. Popatrzałem na nią, odwróciła się do mnie tyłem.
-Podam za chwilę obiad. - wypowiedziała. Widziałem jak ściska dłonie w pięści. Odeszłam i przymknąłem drzwi. Stałem przez cały czas. Byłem ciekawy dlaczego jest taka teraz zdenerwowana.
-Cholera! - głośny krzyk. Trzask. - To nie miało się stać. Nigdy. Obiecałam to sobie! - nie wiedziałam o co chodzi. Wzruszyłem ramionami i ruszyłam do jadalni, gdzie miała przynieść pyszny obiad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz