Zapadł już zmierzch, gdy w końcu dotarłam na miejsce. Zatrzasnęłam
cicho drzwi samochodu i wolnym krokiem skierowałam się do pobliskiego budynku,
w którym mieszkał wampir. W zaciśniętej dłoni trzymałam zwiniętą, białą
kartkę. Czułam szorki dotyk papieru na skórze. Moje oczy bacznie lustrowały
pobliskie otoczenie. Kolejny raz odwinęłam skrawek papieru i przeczytałam adres.
Dzielnica Namaru
5/23
Przystanęłam na nierównej drodze
i patrzyła, na posępną szopę na odludziu, ogrodzoną krzakami. Była cała z
drewna i zapadała się. A jednak stała i straszyła swoim wyglądem. Spojrzałam w
okno, gdzie dostrzegłam płomień świecy, który odbijał się od zakurzonych szyb. ‘’A
zatem był w domu ‘’ – pomyślałam. Pierwsze co zrobiłam, gdy otrzymałam Tą
informację to wybiegłam z klubu, przebrałam się i znalazłam głupca, który
wypożyczył mi samochód na tą noc. Muszę więc uważać, aby nie zarysować
karoserii. Auto było stare i wysłużone, jednak właściciel chciałby jeszcze
zobaczyć swój, ukochany samochodzik. Westchnęłam ciężko i wyrzuciłam papier.
Nie będzie mi już potrzebny. Zgrabnym ruchem wyciągam broń z buta i kieruje
się równym krokiem w stronę budynku.
Przystaję przed drzwiami, które
zwisały na jednym z zawiasów. Były krzywe, pokryte pleśnią a przede wszystkim
spróchniałe. Zerknęłam na niebo, gdzie
wędrowały ciemne chmury zwiastujące deszcz. „Muszę się pośpieszyć przed burzą”. Spojrzałam ostatni raz za siebie
i wkroczyłam do środka.
Poczułam omdlewający odór
zgniłego mięsa i fetoru nie pranych ubrań. Zmarszczyłam nos, idąc przez wąski
korytarz, gdzie natknęłam się na szczątki ludzkie. Patrzyłam na kościotrupa,
który leżał po środku pomieszczenia. Jego puste oczodoły, patrzyły prosto na
mnie a szczęka rozwarła się w niemym okrzyku. Przeszłam bez odrazy i wkroczyłam
do większej izby, gdzie, jak miałam nadzieję, jest wampir. Przystanęłam na
progu i omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Było nieduże i puste. Na małym stoliku, stojącym blisko okna,
stała świeca. Jej płomień tańczył, przywołując niechciane wspomnienia: Ja, rodzice,
palący się dom i On. Odwracam wzrok i patrzę w ciemność. Nagle dostrzegam jakiś
ruch. Osobnik jest odwrócony do mnie tyłem. Ma na sobie ciemny płaszcz i jest
dziwne pochylony. Słyszę odgłosy siorbania i mlaskania. Napawa mnie
obrzydzeniem.
-Nie ładnie stał plecami do
gościa, nie uważasz? – pytam i przerywał mu. Istota zamiera.
Słyszę ja wciąga powietrze przed
nozdrza, wchłaniając mój zapach. Odkłada
coś z cichym łoskotem i wstaje.
-Wszędzie rozpoznam ten zapach. –
mówi i odwraca się w moją stronę.
Patrzę bez mrugnięcia okiem na
mordercę moich rodziców. Jest taki jak go zapamiętałam. Wysoki i szczupły o
owalnej twarzy, krzywym uśmiechu i czerwonych oczach. Haczykowaty nos dodawał
mu upiornego wyglądu. Czarne , krótkie włosy sterczały mu na wszystkie strony.
-Malutka Sakura, dorosła. – Zaśmiał się chrapliwie. Nie drgnęłam, gdy wypowiedział moje imię. –
Nie spytasz mnie, skąd wiem jak masz na imię? – Droczył się ze mną. Nie pozwolę
by przepełnił mnie gniew, bo wtedy stracę szanse pomszczenia mojej rodziny. Spojrzał
na mnie z udawanym zaskoczeniem. –
Powiem Ci. Gdy umierali, krzyczeli Twoje
imię. – powiedział a oczy zalśniły mu ciemnym szkarłatem. Zerknęłam na podłogę,
gdzie zauważyłam leżącą, bezwładnie dłoń. Przygryzłam lekko wargę.
-Czyżby nie interesowało Cię jak
umarli twoi rodzice?
-Zamknij się! – warknęłam i
ruszyłam na niego z wyciągniętym sztyletem.
Zamachnęłam się, lecz trafiłam w
próżnię. Wampir odskoczył zwinnie, chowając się za obszernym płaszczem. Szczerzył te swoje, ostre zęby.
-Umiesz walczyć, cudownie, trochę
się pobawimy. – odparł i zdarł z siebie płaszcz.
Moim oczom ukazała się jego naga
klatka piersiowa, pokryta licznymi bliznami. Jedna z nich krwawiła. Nie miałam czasu na
obserwację, gdy wampir rzucił się na mnie z impetem. W ostatnim momencie
upadłam na podłogę i przeturlałam się po zakurzonej podłodze. Mężczyzna uderzył
w stół, który połamał. Świeczka z cichym brzdękiem potoczyła się do moich nóg.
Wstałam szybko, oczekując kolejnego ciosu. Wampir wyprostował się i odwrócił w moją
stronę. Oczy płonęły mu dziko, a usta rozwarły w gniewnym grymasie.
Zmarszczyłam brwi, spoglądając jak kawałek drewna utkwiło mu w boku. Jednym
zręcznym ruchem wyciągnął kołek i wyrzucić przez okno. Szyba pękła i
roztrzaskała się w drobny mak. Dźwięk rozbijanego szkła był ogłuszający. Chłodne powietrze wdarło się do środka.
Przymknęłam na chwilę powieki, co było błędem. Poczułam mocne uderzenie w
twarz. Jęknęłam i upadłam na podłogę. Deski zaskrzypiały cicho pod wpływem
mojego ciężaru. Mimowolnie dotknęłam policzka. Poczułam ciepłą maź, która spływała mi po
brodzie. Cicho zaklęłam. Usłyszałam cichy warkot, który wydobył się z ust
wampiry. Spojrzałam przed siebie. Istota stała nade mną i patrzyła na mnie
czerwonymi oczyma. Na jego wargach błąkał się paskudny uśmiech.
-Tylko tyle potrafisz? Naprawdę?
– Kpił ze mnie. Zacisnęłam mocno usta. ‘ Pokaże Ci ‘ – pomyślałam. Nagle
zamarłam, uświadamiając się, że moja ręka jest dziwnie lekka. Nie czuje chłodu
metalu. Zerkam w bok. Mój sztylet leżał pod ścianą. Zostałam bez broni. – Wy ludzie jesteście tacy słabi. – mówił a
ja szukałam czegokolwiek, czym mogłam się bronić.
Na pewno nie zdążyłabym podnieść
się i dotrzeć do sztyletu, wampir przyszpiliłby mnie do podłogi. Gorączkowo
myślę jak wyjść z tej sytuacji. Nieśmiertelny czuje się pewnie, wiedząc, że mu
nie zagrażam. Nieoczekiwanie słyszę huk.
Drgnęłam i zauważyłam drewnianą belkę trawioną przez ogień. Mimowolnie
spoglądam na sufit, który tonie w morzu ognia. Mężczyzna podążą za moim
wzrokiem.
-Hm, niedługo spłonie a twoje szczątki
wraz z nim. – mówił. Zawzięcie szukałam
dłonią jakieś rzeczy. Moja ręką zacisnęła się na kawałku drewna. – Zaraz dołączysz do swoich
rodziców. – uśmiechnął się, ukazując ostre zęby.
Nie czekając, wyciągnęłam rękę, w
której trzymała nogę od stołu i wbiłam w serce wampira. Istota zamarła. Z jego
gardła wydobył się wrzask, który przerodził się w ciche bulgotanie. Po czym
upadł na podłogę. Ciężko dysząc wstałam i przez chwilę patrzyłam na martwe
ciało nieśmiertelnego. Leżał twarzą do ziemi z wyciągniętymi rękoma.
Przymknęłam powieki i ostatni raz zerknęłam
na wampira, z którego pozostał tylko proch. Musiał być naprawdę
stary. Nie miałam czasu na odpoczynek,
gdy runęła połowa dachu. Odskoczyłam zwinnie od ognia, który błyskawicznie się
rozprzestrzeniał. Tak jak wtedy. Potrząsnęłam głowa i szukałam wyjścia.
Zauważyłam okno, pozbawione szyb i nie czekając pognałam w jego kierunku. Za
sobą słyszałam huk i odgłos palącego się drewna. Wyskoczyłam przez okno, czując
na sobie żar płomieni. Upadłam i przeturlałam się po wilgotnej trawie. Padało. Wstałam chwiejnie i spojrzałam na swoje
ubłocone ubranie. ‘Jeszcze tego
brakowało’. Odwróciłam się w stronę
budynku, który płonął jak gigantyczna pochodnia. Stałam i patrzyła na to z
fascynacją i pewnego rodzajem satysfakcją. Zabiłam przecież wampira, Tego
wampira. ‘Powinnam być szczęśliwa, nie?’ Pokręciłam
głową, po czym skierowałam się w stronę samochodu.
Gdy wróciłam do domu było już
późno. Odstawiłam samochód właścicielowi. Był trochę zdziwiony moim wyglądem,
lecz wytłumaczyłam mu, że wraz z przyjaciółmi urządziliśmy sobie biwak w taką
pogodę. Mężczyzna tylko pokręcił głowa z dezaprobatą, mamrocząc pod nosem, że
nowe pokolenie nie ma za grosz rozumu. Był jednak szczęśliwy, że jego autko
przeżyło. Zapłaciłam mu za wypożyczenie i odeszłam szybko, za nim mężczyzna
zacznie dalej mnie wypytywać o szczegóły. Nacisnęłam włącznik a żarówka lekko
zamigotała. Przywitała mnie cisza i odczuwalne zimno. Podeszłam do kaloryfera i
ustawiłam go na maksymalne podgrzewanie. Udałam się do łazienki, gdzie mokre
ubrania wrzuciłam do kosza. Wzięłam prysznic. Woda spłukała ze mnie brud, krew
i zapach spalenizny, który przywarł do mnie jak pijawka. Założyłam na siebie
czystą bieliznę i zwiewną koszulkę nocną. Opatuliłam się biały, puchatym szlafrokiem i
skierowałam się do sypialni. Z ulgą położyłam się na łóżku i wdychałam słodki
zapach czystej pościeli. Przymknęłam powieki. Czułam ciepło, wydobywające się z
grzejnika, było mi dobrze. Po chwili zasnęłam.
Minął tydzień.
Można by rzecz, że zaczęłam normalnie żyć. Szłam wąską uliczką i bacznie
przyglądałam się mijanym budynkom. Były
to przeważnie całodobowe sklepy spożywcze i odzieżowe. Kompletnie nie interesowały mnie sukienki i
markowe ciuchy. Spojrzałam na swoje znoszone dżinsy i zieloną, spraną bluzę. Może to nie był szczyt mody, lecz ubiór
był bardzo wygodny. Wzruszyłam ramionami i pognałam dalej, ciesząc
się ładna pogodą. Mijając kolejne skrzyżowanie zaczęłam zastanawiać się, co
pocznę z życie. Od dawna zajmowałam się zabijaniem wampirów, tylko po to, aby
znaleźć tego właściwego. Teraz gdy osiągnęłam cel, czułam się taka… pusta.
Potrząsnęłam głową, wpatrując się w czubki własnych butów. Nie powinnam tak myśleć… Nagle
zatrzymałam się na chodniku, lecz nie podniosłam głowy. Byłam obserwowana. Mój
mózg pracował na najwyższych obrotach badając zaistniałą sytuację. Poczułam
dreszcz, który zawładnął mym ciałem. Odwróciłam się gwałtownie, czując nagłe
zawirowanie powietrza za plecami. Opuściłam torby, które upadły z cichym łoskotem
a kilka mandarynek potoczyło się po chodniku. Wampiry mierzył mnie wściekłym
spojrzeniem, gdy niespodziewanie uderzyłam go w żołądek. Warknął cicho i
odskoczył. Nie wiele myśląc, wyciągnęłam krótki miecz, który schowałam pod
ubraniem. Wyciągnęłam broń i ruszyłam na przeciwnika, który wytrzeszczył kły.
Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy ostrze
dosięgło celu i zatopiło się w twardym ciele nieśmiertelnego. Mężczyzna stęknął cicho i odskoczył ode mnie jak
oparzony. Patrzył na mnie długo a ja nie spuszczałam go z oczu.
-Przybyłem na rozkaz mego Pana. –
wychrypiał.
-Nie wiem kim jest Twój Pan, ale
powiedz mu, że jeśli czegoś chce ode mnie, to niech sam osobiście się do mnie
pofatyguje. – odparłam. Wampir zmierzył
mnie wściekłym spojrzeniem i odszedł. Gdy w końcu zniknął mi z oczu,
westchnęłam i schowałam broń. Zerknęłam na rozsypane torby i z niechęcią
zabrałam się do pakowania produktów. Po chwili ruszyłam w kierunku domu.
Szłam, ostrożnie po kamiennych schodach, pnąc się do góry. Myślami byłam daleko i nawet się
nie zorientowałam, że w moim mieszkaniu ktoś jest. Stanęłam przed drzwiami i
przekręciłam kluczyk w zamku. Światło zamigotała lekko po czym żarówka zgasła,
zapewne przepaliła się. Na moje usta
cisnęło się kilka wulgaryzmów. Dopiero po chwili zorientowałam się, że
nie zapalałam światła i pamiętałam, żeby wyłączyć je za nim wyszła, coś musiało
być nie tak. Zatrzymałam się i wtedy go zobaczyłam, siedzącego na krześle w
kuchni z lekkim uśmiechem na ustach. Zachłysnęłam się powietrzem, widząc jego
postać odzianą w czarną bluzę i czarne spodni. Zacisnęłam mocno dłonie na
uchwytach reklamówek i z całych sił starałam się zachować spokój.
-Byłbym wdzięczny, żebyś następnym razem nie pobiła mojego posłańca. –
rzekł na wstępie. Zrozumiałam, że miał na myśli tego wampira, który zaatakował
mnie na chodniku. Zmarszczyłam brwi i położyłam zakupy na blacie.
- Czego chcesz? – spytałam. Uśmiecha się lekko, rozbawiony.
-Ciebie. – mówi swobodny tonem, który zaczyna mnie irytować. Zakładam
ręce na piersi i patrzę prosto w oczy wampirowi.
-Chyba żartujesz. - Z jego twarzy zniknął uśmiech a zastąpiła go
chłodna powaga i obojętność.
-Nie. - krótka, sensowna
odpowiedź. – Pamiętasz naszą umowę? – pyta. Marszczę brwi i usiłuje przypomnieć
sobie to zdarzenie. Wzruszam ramionami.
-Nie liczy się. – odparłam. Sapnęłam cicho, gdy nagle pojawia się przede
mną niczym góra nie do zdobycia. Silny, szybki i w dodatku wściekły. Jego oczy jarzyły
się jasnym szkarłatem. Patrzyłam zdezorientowana w jego twarz, nie mogąc
wykrztusić ani słowa. Bez słowa ujmuje moją dłoń i przyciska usta do nadgarstka.
Mimowolnie drżę, gdy czuje zimny dotyk na skórze.
-Przypomnę Ci. Za to, że pomogłem w zamian ofiarowałaś mi siebie. Teraz
należysz do mnie i jesteś moją własnością. Mogę zrobić z Tobą co chce a ty masz
mi służyć i przychodzić na każde moje skinienie. Rozumiesz? Gdy przyśle swego
sługę ty masz iść za nim jak cień. – odparł i odsunął się ode mnie. Pokiwałam lekko
głową i starałam zapanować się nad moim sercem, które biło dwa razy szybciej niż
powinno. Oddychałam z trudem. Itachi patrzył na mnie, po czym uśmiechnął się
lekko, ukazując kły.
-To do zobaczenia. – rzekł i zniknął jak mgła. Stałam tak po środku
kuchni i zastanawiałam się, co zrobiłam. Sprzedałam się wampirowi a przecież
przez całe życie z nimi walczyłam. Usiadłam na podłodze i przycisnęłam kolana
pod brodę. Spuściłam głowę i oddychałam równo.
-Stałam się niewolnicą wampira.
*
Skończyłam. Przepraszam, że
tak długo czekaliście, ale ostatnio nie ma czasu i niestety stąd to opóźnienie.
Nie wiem, kiedy ukaże się następna cześć, gdyż teraz zamierzam napisać na itasaku,
więc do zobaczenia.