sobota, 31 sierpnia 2013

Świat Mroku cz.3




Zapadł już zmierzch, gdy w końcu dotarłam na miejsce. Zatrzasnęłam cicho drzwi samochodu i wolnym krokiem skierowałam się do pobliskiego budynku, w którym mieszkał wampir. W zaciśniętej dłoni trzymałam zwiniętą, białą kartkę. Czułam szorki dotyk papieru na skórze. Moje oczy bacznie lustrowały pobliskie otoczenie. Kolejny raz odwinęłam skrawek papieru i  przeczytałam adres.

Dzielnica  Namaru
5/23

Przystanęłam na nierównej drodze i patrzyła, na posępną szopę na odludziu, ogrodzoną krzakami. Była cała z drewna i zapadała się. A jednak stała i straszyła swoim wyglądem. Spojrzałam w okno, gdzie dostrzegłam płomień świecy, który odbijał się od zakurzonych szyb.  ‘’A zatem był w domu ‘’ – pomyślałam. Pierwsze co zrobiłam, gdy otrzymałam Tą informację to wybiegłam z klubu, przebrałam się i znalazłam głupca, który wypożyczył mi samochód na tą noc. Muszę więc uważać, aby nie zarysować karoserii. Auto było stare i wysłużone, jednak właściciel chciałby jeszcze zobaczyć swój, ukochany samochodzik. Westchnęłam ciężko i wyrzuciłam papier. Nie będzie mi już potrzebny. Zgrabnym ruchem wyciągam broń z buta i kieruje się  równym  krokiem  w stronę budynku.
Przystaję przed drzwiami, które zwisały na jednym z zawiasów. Były krzywe, pokryte pleśnią a przede wszystkim spróchniałe.  Zerknęłam na niebo, gdzie wędrowały ciemne chmury zwiastujące deszcz. „Muszę się pośpieszyć przed burzą”. Spojrzałam ostatni raz za siebie i wkroczyłam do środka.
Poczułam omdlewający odór zgniłego mięsa i fetoru nie pranych ubrań. Zmarszczyłam nos, idąc przez wąski korytarz, gdzie natknęłam się na szczątki ludzkie. Patrzyłam na kościotrupa, który leżał po środku pomieszczenia. Jego puste oczodoły, patrzyły prosto na mnie a szczęka rozwarła się w niemym okrzyku. Przeszłam bez odrazy i wkroczyłam do większej izby, gdzie, jak miałam nadzieję, jest wampir. Przystanęłam na progu i omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Było nieduże i  puste. Na małym stoliku, stojącym blisko okna, stała świeca. Jej płomień tańczył, przywołując niechciane wspomnienia: Ja, rodzice, palący się dom i On. Odwracam wzrok i patrzę w ciemność. Nagle dostrzegam jakiś ruch. Osobnik jest odwrócony do mnie tyłem. Ma na sobie ciemny płaszcz i jest dziwne pochylony. Słyszę odgłosy siorbania i mlaskania. Napawa mnie obrzydzeniem.
-Nie ładnie stał plecami do gościa, nie uważasz? – pytam i przerywał mu. Istota zamiera.
Słyszę ja wciąga powietrze przed nozdrza, wchłaniając mój zapach.  Odkłada coś z cichym łoskotem i wstaje.
-Wszędzie rozpoznam ten zapach. – mówi  i odwraca się w moją stronę.
Patrzę bez mrugnięcia okiem na mordercę moich rodziców. Jest taki jak go zapamiętałam. Wysoki i szczupły o owalnej twarzy, krzywym uśmiechu i czerwonych oczach. Haczykowaty nos dodawał mu upiornego wyglądu. Czarne , krótkie włosy sterczały mu na wszystkie strony.
-Malutka Sakura, dorosła.  – Zaśmiał się chrapliwie.  Nie drgnęłam, gdy wypowiedział moje imię. – Nie spytasz mnie, skąd wiem jak masz na imię? – Droczył się ze mną. Nie pozwolę by przepełnił mnie gniew, bo wtedy stracę szanse pomszczenia mojej rodziny. Spojrzał na mnie z udawanym zaskoczeniem.  – Powiem Ci.  Gdy umierali, krzyczeli Twoje imię. – powiedział a oczy zalśniły mu ciemnym szkarłatem. Zerknęłam na podłogę, gdzie zauważyłam leżącą, bezwładnie dłoń. Przygryzłam lekko wargę.
-Czyżby nie interesowało Cię jak umarli twoi rodzice?
-Zamknij się! – warknęłam i ruszyłam na niego z wyciągniętym sztyletem.
Zamachnęłam się, lecz trafiłam w próżnię. Wampir odskoczył zwinnie, chowając się za obszernym płaszczem.  Szczerzył te swoje, ostre zęby.
-Umiesz walczyć, cudownie, trochę się pobawimy. – odparł i zdarł z siebie płaszcz.
Moim oczom ukazała się jego naga klatka piersiowa, pokryta licznymi bliznami. Jedna  z nich krwawiła. Nie miałam czasu na obserwację, gdy wampir rzucił się na mnie z impetem. W ostatnim momencie upadłam na podłogę i przeturlałam się po zakurzonej podłodze. Mężczyzna uderzył w stół, który połamał. Świeczka z cichym brzdękiem potoczyła się do moich nóg. Wstałam szybko, oczekując kolejnego ciosu. Wampir wyprostował się i odwrócił w moją stronę. Oczy płonęły mu dziko, a usta rozwarły w gniewnym grymasie. Zmarszczyłam brwi, spoglądając jak kawałek drewna utkwiło mu w boku. Jednym zręcznym ruchem wyciągnął kołek i wyrzucić przez okno. Szyba pękła i roztrzaskała się w drobny mak. Dźwięk rozbijanego szkła był ogłuszający.  Chłodne powietrze wdarło się do środka. Przymknęłam na chwilę powieki, co było błędem. Poczułam mocne uderzenie w twarz. Jęknęłam i upadłam na podłogę. Deski zaskrzypiały cicho pod wpływem mojego ciężaru. Mimowolnie dotknęłam policzka.  Poczułam ciepłą maź, która spływała mi po brodzie. Cicho zaklęłam. Usłyszałam cichy warkot, który wydobył się z ust wampiry. Spojrzałam przed siebie. Istota stała nade mną i patrzyła na mnie czerwonymi oczyma. Na jego wargach błąkał się paskudny uśmiech.
-Tylko tyle potrafisz? Naprawdę? – Kpił ze mnie. Zacisnęłam  mocno usta. ‘ Pokaże Ci ‘ – pomyślałam. Nagle zamarłam, uświadamiając się, że moja ręka jest dziwnie lekka. Nie czuje chłodu metalu. Zerkam w bok. Mój sztylet leżał pod ścianą. Zostałam bez broni.  – Wy ludzie jesteście tacy słabi. – mówił a ja szukałam czegokolwiek, czym mogłam się bronić.
Na pewno nie zdążyłabym podnieść się i dotrzeć do sztyletu, wampir przyszpiliłby mnie do podłogi. Gorączkowo myślę jak wyjść z tej sytuacji. Nieśmiertelny czuje się pewnie, wiedząc, że mu nie zagrażam.  Nieoczekiwanie słyszę huk. Drgnęłam i zauważyłam drewnianą belkę trawioną przez ogień. Mimowolnie spoglądam na sufit, który tonie w morzu ognia. Mężczyzna podążą za moim wzrokiem.
-Hm, niedługo spłonie a twoje szczątki wraz z nim. – mówił. Zawzięcie  szukałam dłonią jakieś rzeczy. Moja ręką zacisnęła się  na kawałku drewna. – Zaraz dołączysz do swoich rodziców. – uśmiechnął się, ukazując ostre zęby.
Nie czekając, wyciągnęłam rękę, w której trzymała nogę od stołu i wbiłam w serce wampira. Istota zamarła. Z jego gardła wydobył się wrzask, który przerodził się w ciche bulgotanie. Po czym upadł na podłogę. Ciężko dysząc wstałam i przez chwilę patrzyłam na martwe ciało nieśmiertelnego. Leżał twarzą do ziemi z wyciągniętymi rękoma. Przymknęłam powieki i ostatni raz zerknęłam  na wampira, z którego pozostał tylko proch. Musiał być naprawdę stary.  Nie miałam czasu na odpoczynek, gdy runęła połowa dachu. Odskoczyłam zwinnie od ognia, który błyskawicznie się rozprzestrzeniał. Tak jak wtedy. Potrząsnęłam głowa i szukałam wyjścia. Zauważyłam okno, pozbawione szyb i nie czekając pognałam w jego kierunku. Za sobą słyszałam huk i odgłos palącego się drewna. Wyskoczyłam przez okno, czując na sobie żar płomieni. Upadłam i przeturlałam się po wilgotnej trawie. Padało.  Wstałam chwiejnie i spojrzałam na swoje ubłocone ubranie. ‘Jeszcze tego brakowało’.  Odwróciłam się w stronę budynku, który płonął jak gigantyczna pochodnia. Stałam i patrzyła na to z fascynacją i pewnego rodzajem satysfakcją. Zabiłam przecież wampira, Tego wampira. ‘Powinnam być szczęśliwa, nie?’ Pokręciłam głową, po czym skierowałam się w stronę samochodu.


Gdy wróciłam do domu było już późno. Odstawiłam samochód właścicielowi. Był trochę zdziwiony moim wyglądem, lecz wytłumaczyłam mu, że wraz z przyjaciółmi urządziliśmy sobie biwak w taką pogodę. Mężczyzna tylko pokręcił głowa z dezaprobatą, mamrocząc pod nosem, że nowe pokolenie nie ma za grosz rozumu. Był jednak szczęśliwy, że jego autko przeżyło. Zapłaciłam mu za wypożyczenie i odeszłam szybko, za nim mężczyzna zacznie dalej mnie wypytywać o szczegóły. Nacisnęłam włącznik a żarówka lekko zamigotała. Przywitała mnie cisza i odczuwalne zimno. Podeszłam do kaloryfera i ustawiłam go na maksymalne podgrzewanie. Udałam się do łazienki, gdzie mokre ubrania wrzuciłam do kosza. Wzięłam prysznic. Woda spłukała ze mnie brud, krew i zapach spalenizny, który przywarł do mnie jak pijawka. Założyłam na siebie czystą bieliznę i zwiewną koszulkę nocną.  Opatuliłam się biały, puchatym szlafrokiem i skierowałam się do sypialni. Z ulgą położyłam się na łóżku i wdychałam słodki zapach czystej pościeli. Przymknęłam powieki. Czułam ciepło, wydobywające się z grzejnika, było mi dobrze. Po chwili zasnęłam.

Minął  tydzień.  Można by rzecz, że zaczęłam normalnie żyć. Szłam wąską uliczką i bacznie przyglądałam się mijanym budynkom.  Były to przeważnie całodobowe sklepy spożywcze i odzieżowe.  Kompletnie nie interesowały mnie sukienki i markowe ciuchy. Spojrzałam na swoje znoszone dżinsy i zieloną, spraną  bluzę. Może to nie był szczyt mody, lecz ubiór był  bardzo wygodny.  Wzruszyłam ramionami i pognałam dalej, ciesząc się ładna pogodą. Mijając kolejne skrzyżowanie zaczęłam zastanawiać się, co pocznę z życie. Od dawna zajmowałam się zabijaniem wampirów, tylko po to, aby znaleźć tego właściwego. Teraz gdy osiągnęłam cel, czułam się taka… pusta. Potrząsnęłam głową, wpatrując się w czubki  własnych butów. Nie powinnam tak myśleć… Nagle zatrzymałam się na chodniku, lecz nie podniosłam głowy. Byłam obserwowana. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach badając zaistniałą sytuację. Poczułam dreszcz, który zawładnął mym ciałem. Odwróciłam się gwałtownie, czując nagłe zawirowanie powietrza za plecami. Opuściłam torby, które upadły z cichym łoskotem a kilka mandarynek potoczyło się po chodniku. Wampiry mierzył mnie wściekłym spojrzeniem, gdy niespodziewanie uderzyłam go w żołądek. Warknął cicho i odskoczył. Nie wiele myśląc, wyciągnęłam krótki miecz, który schowałam pod ubraniem. Wyciągnęłam broń i ruszyłam na przeciwnika, który wytrzeszczył kły. Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy ostrze dosięgło celu i zatopiło się w twardym ciele nieśmiertelnego. Mężczyzna  stęknął cicho i odskoczył ode mnie jak oparzony. Patrzył na mnie długo a ja nie spuszczałam go z oczu.
-Przybyłem na rozkaz mego Pana. – wychrypiał.
-Nie wiem kim jest Twój Pan, ale powiedz mu, że jeśli czegoś chce ode mnie, to niech sam osobiście się do mnie pofatyguje.  – odparłam. Wampir zmierzył mnie wściekłym spojrzeniem i odszedł. Gdy w końcu zniknął mi z oczu, westchnęłam i schowałam broń. Zerknęłam na rozsypane torby i z niechęcią zabrałam się do pakowania produktów. Po chwili ruszyłam w kierunku domu.


Szłam, ostrożnie po kamiennych schodach, pnąc  się do góry. Myślami byłam daleko i nawet się nie zorientowałam, że w moim mieszkaniu ktoś jest. Stanęłam przed drzwiami i przekręciłam kluczyk w zamku. Światło zamigotała lekko po czym żarówka zgasła, zapewne przepaliła się. Na moje usta  cisnęło się kilka wulgaryzmów. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie zapalałam światła i pamiętałam, żeby wyłączyć je za nim wyszła, coś musiało być nie tak. Zatrzymałam się i wtedy go zobaczyłam, siedzącego na krześle w kuchni z lekkim uśmiechem na ustach. Zachłysnęłam się powietrzem, widząc jego postać odzianą w czarną bluzę i czarne spodni. Zacisnęłam mocno dłonie na uchwytach reklamówek i z całych sił starałam się zachować spokój.
-Byłbym wdzięczny, żebyś następnym razem nie pobiła mojego posłańca. – rzekł na wstępie. Zrozumiałam, że miał na myśli tego wampira, który zaatakował mnie na chodniku. Zmarszczyłam brwi i położyłam zakupy na blacie.
- Czego chcesz? – spytałam. Uśmiecha się lekko, rozbawiony.
-Ciebie. – mówi swobodny tonem, który zaczyna mnie irytować. Zakładam ręce na piersi i patrzę prosto w oczy wampirowi.
-Chyba żartujesz. -  Z  jego twarzy zniknął uśmiech a zastąpiła go chłodna powaga i obojętność.
-Nie. -  krótka, sensowna odpowiedź. – Pamiętasz naszą umowę? – pyta. Marszczę brwi i usiłuje przypomnieć sobie to zdarzenie. Wzruszam ramionami.
-Nie liczy się. – odparłam. Sapnęłam cicho, gdy nagle pojawia się przede mną niczym góra nie do zdobycia. Silny, szybki i w dodatku wściekły. Jego oczy jarzyły się jasnym szkarłatem. Patrzyłam zdezorientowana w jego twarz, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Bez słowa ujmuje moją dłoń i przyciska usta do nadgarstka. Mimowolnie drżę, gdy czuje zimny dotyk na skórze.
-Przypomnę Ci. Za to, że pomogłem w zamian ofiarowałaś mi siebie. Teraz należysz do mnie i jesteś moją własnością. Mogę zrobić z Tobą co chce a ty masz mi służyć i przychodzić na każde moje skinienie. Rozumiesz? Gdy przyśle swego sługę ty masz iść za nim jak cień. – odparł i odsunął się ode mnie. Pokiwałam lekko głową i starałam zapanować się nad moim sercem, które biło dwa razy szybciej niż powinno. Oddychałam z trudem. Itachi patrzył na mnie, po czym uśmiechnął się lekko, ukazując kły.
-To do zobaczenia. – rzekł i zniknął jak mgła. Stałam tak po środku kuchni i zastanawiałam się, co zrobiłam. Sprzedałam się wampirowi a przecież przez całe życie z nimi walczyłam. Usiadłam na podłodze i przycisnęłam kolana pod brodę. Spuściłam głowę i oddychałam równo.
-Stałam się niewolnicą wampira.

 *


Skończyłam. Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale ostatnio nie ma czasu i niestety stąd to opóźnienie. Nie wiem, kiedy ukaże się następna cześć, gdyż teraz zamierzam napisać na itasaku, więc do zobaczenia.

piątek, 2 sierpnia 2013

Świat Mroku cz. 2




Zapukałam mocno w dębowe drzwi i czekałam. Stojąc na ganku przyglądałam się wypielęgnowanym grządką kwiatów, które rozsiewały swój słodki zapach. Na podjeździe stał samochód - czerwone Punto toteż wiedziałam, że ktoś jest w domu. Westchnęłam cicho i zapukałam kolejny raz, tym razem głośniej. Usłyszałam ciche szuranie nóg o podłogę a po chwili drzwi się otworzyły, ukazując twarz Shino. Uśmiechnęłam się lekko.
-Nie musiałaś tak walić. – odparł, wpuszczając mnie do środka. Przystanęłam po środku pomieszczenia i rozejrzałam się wokół. Nic się nie zmieniło. Kuchnia urządzona jak zawsze w przesadnym stylu. Zerknęłam na chłopaka, który miał na sobie szarą bluzkę z długim rękawem i brązowe spodnie od dresu. Na jego nosie jak zawsze spoczywały czarne, okrągłe okulary, które zakrywały jego oczy. Włosy rozwichrzone jakby przed chwilą wstał.
-Widać, że nic się nie zmieniło. -  rzekłam, ignorując jego poprzednią wypowiedź. Brunet milczał i zlustrował mnie wzrokiem. Czarna bluzka bez rękawów i czarne spodnie podkreślały moją szczupła, atrakcyjną sylwetkę. Długie buty na szpilce sprawiały, że byłam wyższa niż w rzeczywistości.
-Czyżbyś szła na pogrzeb? – spytał z przekąsem. Zaśmiałam się perliście.
-Jak zawsze świetne poczucie humoru. – Aburame milczał, przeczesując włosy wierzchem dłoni, sprawiając, że miał na głowie większą szopę niż przedtem.
-Nie przyszłaś tu po to, aby powspominać dawne czasy, więc czego chcesz? – spytał bez urazy. Z mojej twarzy zszedł uśmiech.
-Informacji. -  Mój głos stał się profesjonalny. Czarnooki pokiwał głową.
-Chodź. – Skierował się do swego ‘gabinetu’ jak  zaczął go nazywać. Przeszliśmy przed salon, który tonął w różu. Zatrzymałam się patrząc to na różowe ściano to na meble w kolorze ciemnej wiśni.
-Hm powiedzmy, że mama wzorowała się na Ciebie wybierając ten wystrój – rzekł Shino trochę speszony. Uniosłam jedną brew i mimowolnie przeczesałam palcami swoje różowe włosy.
-Rozumiem. – odparłam współczująco. Przeszliśmy wąski  korytarzem, na którego końcu znajdowały się drzwi. Kiedyś byłam tam składzik a brunet urządził go na swoje osobiste biuro. Otworzył drzwi i zapalił światło. Żarówka zamrugała a jej mdły blask padł na komputer umieszczony po środku pokoju. Zamknęłam drzwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pokój był mały, urządzony schludnie. Stał tu stolik i dwa krzesła. Prócz biurka, na którym spoczywał komputer znajdował się tu regał na książki. Nie zabrakło również sterty gazet w kącie. Na ścianach wisiały plakaty i wycinki gazet, podające największe wydarzenia w historii tego miasta.
-Muszę przyznać, że masz gust. – odparłam, wpatrując się w zdjęcie półnagiej kobiety wiszącej nad biurkiem. Chłopak nie skomentował tego a ja nie zamierzałam tracić więcej czasu.
-To czego chcesz? – ponawia pytanie, patrząc na mnie uważnie.
-Chcę się dowiedzieć, gdzie mogę dowiedzieć się więcej na temat tamtego typa. – mówię. Shino kiwa głową. Wie o co chodzi. Już kilka razy byłam u niego po informację. I wie dlaczego robię to co robię.
-Nie masz dość problemów? – mówi i odwraca się, zasiadając do komputera. Po chwili jego palce bębnią o klawiaturę.
-Wiesz, że lubię doprowadzić sprawę do końca. – mówię, choć nie jest to do końca prawdą. Gdybym chciała mogłabym to rzucić, wiedząc, że zabiłam tego mężczyznę. Wtedy byłabym spokojniejsza i może wyjechałabym z Tokio na zawsze. Kusząca perspektywa.
-Nie mogę nic więcej ci powiedzieć, co sama wiesz. – odzywa się czarnooki, wyrywając mnie z zamyśleń. Kiwam sztywno głową, niepocieszona. – ale… - Uwielbiałam, gdy tak mówił. Coś wiedział. – Jest taki klub. – mówił ostrożnie. – Nie mów nikomu, że to ja Ci powiedziałem.
-Pewnie, że nie. Nie zdradzam swoich Informatorów. – syknęłam zirytowana. Kiwnął głową.
-W dzielnicy Kanto jest taki klub ‘Kokoro’ lub ‘Shinichi’ już dokładnie nie pamiętam. – Marszczę brwi. -  Na pewno go zauważysz. Wokół niego kręci się dużo ludzi. Ponadto nad drzwiami wisi duży, czerwony szyld, nie sposób go przeoczyć.
-Co to ma do rzeczy? – pytałam już trochę wściekła. Shino nie wyraża się w dość jednoznaczny sposób.
-Znajdziesz tam kogoś. Nie znam jego imienia ale wiem, że rządzi tą speluną i nie tylko.  – mówił interesująco. -  Będzie to brunet o czarnych, długich włosach. – zakończył swoją wypowiedź. Stałam i myślałam nad tymi informacjami. Nie było ich wiele ale lepsze ten trop niż wcale.
-Będzie chciał ze mną rozmawiać? – spytałam. Aburame spojrzał na mnie w milczeniu.
-Musisz go odpowiednio zachęcić. – Zrozumiałam jego sugestie. Kiwnęłam głową.
-To dzięki. – Pożegnałam się i wyszłam z jego domu. W drzwiach minęłam się z jego matką, która długo mi się przyglądała.  Nie interesowało mnie jej natrętne spojrzenie, miałam na głowie inne sprawy.  


Około południa znalazłam się w swoim mieszkaniu, które mieściło się w dzielnicy Okori. Westchnęłam i rzuciłam płaszcz na krzesło w kuchni. Podeszłam do kuchenki i postawiłam czajnik na gazie. Wyjęłam z małej szafki zielony kubek i wrzuciłam saszetkę herbaty. Po czym postawiłam na blacie stołu. Skierowałam się do sypialni a dokładnie do szafy. Otworzyłam mebel i przyjrzałam się jego zawartości. Spoglądam na ubrania wiszące na wieszakach. Zaczęłam je przeglądać i zastanawiałam się, co włożyć. Żadne z ubrań, które posiadałam nie nadawało się do klubu. Przeważnie były to spodnie bądź rybaczki a także bluzy z długim rękawem i kapturem. Musiałam przyznać, że mam zły gust. Już prawie pogrążyłam się w rozpaczy, gdy przypomniałam sobie o prezencie od Hinaty - mojej przyjaciółki. Uradowana zaczęłam przeszukiwać dno szafy, aż w końcu natrafiłam na fioletowe pudełko. Wyjęła je ostrożnie  i położyłam na łóżku. Uśmiechnęłam się. Usłyszałam gwizdek toteż szybko pognałam do kuchni i wyłączyłam palnik. Postawiłam gotową herbatę na stole, po czym sięgnęłam po krakersy. Nie byłam zbytnio głodna, gdyż zjadłam późne śniadanie. Usiadłam na drewnianym krześle i ugryzłam kawałek krakersa.   Spojrzałam przez okno i zauważyłam kilka szarych chmur. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie padać.


-To tutaj. –mówię taksówkarzowi, wtykając mu w rękę plik pieniędzy. Mężczyzna zatrzymuje się przy krawężniku. Wychodzę z samochodu a on odjeżdża z piskiem opon. Patrzę jak auto znika za rogiem.  Kręcę głową i poprawiam czarną sukienkę. Była trochę za ciasna  i podkreślała moje kobiece kształty. Niezrażona dziwnym zachowaniem kierowcy szłam powoli na czarnych szpilkach w stronę klubu. Dostrzegłam go, za nim zauważyłam kręcących się nieopodal ludzi. Nad drzwiami wisiał neonowy, czerwony napis Shinichi i podobiznę lisa, który trzyma w ręku papieros.
-Szalenie oryginalne. – mówię i kieruje się do drzwi. Nagle zatrzymuje się, widząc znaną mi sylwetkę. Uśmiecham się ironicznie, widząc Kibę z dwiema dziewczynami. Chłopak uśmiechał się uroczy a one śmiały się wdzięcznie z jego kawałów. Przewróciłam oczami. Czarnooki przechodzi obok, lecz niespodziewanie odwraca się w moją stronę, patrząc na mnie w zadumie.
-Sakura? – pyta. Próbuje uśmiechnął się.
-Cześć a zastanawiałam się gdzie zniknąłeś. – mówię z cichą drwiną w głosie. Inuzuka lustruje wzrokiem moją sylwetkę. Próbuje nie drgnąć.
-Haruno, co to za impreza, że wcisnęłaś się w tą kieckę?! – Ignoruje jego sarkastyczny ton. Jego przyjaciółki cicho zaśmiały się.
-Powiedzmy, że przypadkowa okazją. – mówię i zerkam w stronę klubu. Kiba to zauważyła i również spojrzał na budynek. Zmarszczył brwi.
-To nie twoje klimaty. Z resztą nie wiesz w co się pakujesz. – Zdenerwował mnie. Chyba nie myśli, że jestem, aż taka ślepa? Dobrze wiem kim są te lale, które trzymają go za ramiona. Oczywiście, że były to wampirzyce dlatego były tak cholernie ładne, jednak nie miałam ochoty się zdradzać z tą wiedzą. Uśmiechnęłam się sztucznie, bez wyrazu.
-Życzę udanej nocy. – warknęłam przed zaciśnięte zęby. Odwróciłam się pośpieszne i szybko pognałam do kluby, na tyle, ile pozwalały mi buty. Wkroczyłam wolnym krokiem przed drzwi. Do moich nozdrzy dotarł zapach tytoniu i alkoholu zmieszany  z aromatem perfum. Moje oczy dostrzegły grupę ludzi bawiących się i krzyczących niezrozumiale do siebie. Było głośno.  Podeszłam pewnym krokiem do baru i usiadłam na jednym z wysokich, żelaznych krzeseł. Cicho westchnęłam i patrzyłam na tańczące pary, które lubieżnie dotykały się.
-Co podać? – słyszę tuż przy uchu męski głos. Uśmiecham się mimowolnie i odwracam do rozmówcy. Barman był wysoki o szarych włosach i fioletowych oczach. Przyglądał się mi z błyskiem w oku.
-Tak,  poproszę wodę. – Mężczyzna nie skomentował tego wyboru i podał mi szklankę z bezbarwną cieczą. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu.
-Jestem Hidan. – Przedstawia się i wyciąga do mnie dłoń.
-Sakura. – Ściskam jego wielką dłoń, jest zimna w dotyku.
-Pasuje do Ciebie. – mówi. – Co taka kobieta jak ty tutaj robi? – pyta od niechcenia choć wiem, że do czegoś pnie. Uśmiecham się, starając się ukryć nerwowość.
-Przyszłam się zabawić. -  mówię i biorę łyk wody, jest chłodna i dobra. Hidan kiwa głową z aprobatą i wyciera brudne szklany, białą ściereczką.  – i kogoś znaleźć. -  dodaje. Szarowłosy podnosi wzrok i patrzy na mnie. Odkłada materiał na bok i pochyla się w moim kierunku, mając dobry widok na mój biust.
-A kogo konkretnie? – pyta.
- Takiego bruneta z długimi włosami i czarnymi oczami. – mówię. Przez chwilę twarz fioletowookiego jest nienaturalnie nieruchoma, po czym na jego twarzy pojawia się nikły uśmiech. Odchyla się ode mnie.
-Znam go. Często wpada do klubu i jeśli chcesz mogę go ci przedstawić. – Uśmiechnęłam się na tą wzmiankę. Poszło łatwiej, niż przypuszczałam.
-Miło by było z Twojej strony. – Barman kiwnął głową i powrócił do obsługiwania klientów. Dyskretnie obserwowałam pomieszczenie. Zauważyłam  ludzi wchodzących i wychodzących z klubu w doskonałych nastrojach.  Dużo myślałam popijając wodę w małych ilościach i zdążyłam zauważyć, że ten klub jest słynny. Ciągle ktoś się kręcił, co rusz widywałam nowe twarze ludzi a jednak budynek nie był przepełniony. Coś mi umknęło. Postawiłam szklankę na blacie i rozprostowałam palce.  Byłam zmęczona tym czekaniem. Przelotnie spojrzałam na zegar. Minęła ósma. Zabawiłam tu prawie godzinę i niestety nie dowiedziałam się nic ciekawego. Westchnęłam, lustrując wzrokiem parkiet. Jedna para dobrze się bawiła, rozbierając się nawzajem. Usłyszałam gwar podniesionych głosów, gdy grupka ludzi weszła do klubu. Zmarszczyłam brwi, obserwując jak nowo przybyli poruszali się z gracją i z zwinnością. Nie zauważyłam twarzy, gdyż w pomieszczeniu panowała ciemność a jedynym źródłem światła były kolorowe neony. Zobaczyłam Hidan'a jak rozmawia z kimś szept potem kiwa głową. Idzie powolnym krokiem w moim kierunku. Próbuje przybrać normalny wyraz twarzy a usta wykrzywiły mi się w uśmiech. Szarowłosy stanął przed mną i wskazał na jeden ze stolików, przy którym siedział mężczyzna. Byłam tego pewna.
-Czeka na Ciebie. – rzekł i zniknął za ladą, czyszcząc szkło. Kiwnęłam głową i skierowałam się w kąt sali. Szłam, kołysząc lekko biodrami. Szłam, wpatrując się w mężczyznę. Shino dobrze go opisał. Miał długie czarne włosy i węglowe oczy. Jego twarz była blada a na policzkach zauważyłam dwie krzywe linie. Uśmiechnęłam się, widząc, że mnie obserwuje. Wyglądał na kilka lat starszego ode mnie. Może mnie z dwadzieścia parę lat lecz na pewno nie przekroczył dwudziestu pięciu. Przystanęłam obok stolika a on wstał, odsuwając cicho krzesło.
-Witam. – Przywitał się i pocałował moją dłoń. Usta miał zimne jak sople lodu. Próbowałam się z skrzywić. – Mam na imię Itachi.
-Sakura. – odparłam i oboje usiedliśmy na krzesłach.  Mężczyzna oparł dłonie o blat stołu i patrzył na mnie zaciekawiony.
-Dużo o tobie słyszałem od Hidan'a. – odezwał się nagle. Zaskoczył mnie jego miękki, męski głos.
-Tak a co konkretnie? – spytałam.
- Że jesteś piękna i wcale się nie pomylił. – Uśmiechnęłam się i nieśmiało spuściłam wzrok.
-Dziękuję. – powiedziałam. Siedzieliśmy i patrzeliśmy na siebie. Itachi odezwał się pierwszy.
-To co chciałaś ode mnie? – spytał i zawołał kelnerkę, aby przyniosła wino. Powoli w głowie układałam sobie plan jak to powiedzieć i się nie zdradzić.
-Powiedzmy, że kogoś szukam. – odpowiedziałam, gdy dziewczyna nalewała alkohol do dużych kieliszków. Uchiha powąchał wino, po czym upił mały łyk, delektując się jego smakiem.
-A kogo konkretnie? – spytał.
-Cóż. – rzekłam, zaciskając dłonie na kieliszku. – Szukam takiego typa, który ubiera się w czarne prochowce, ma czerwone oczy i bladą cerę. – mówię i patrzę na bruneta. Jego twarz ani drgnęła. Pił napój.
-Hm. – odstawił kieliszek na stół. – Nie znam nikogo takiego. – Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Po chwili namysłu postanowiłam zakończyć tą szopkę. Pochyliłam się do niego.
-Słuchaj. Wiem, że wiesz kim jest ta nędzna kreatura więc nie mydl mi oczu.
-Skąd ta pewność? – pyta, nalewając sobie wina. Zaciskam usta. Uśmiecham się lekko.
-Bo jest pijawką tak ja ty. – mówię. Czarnooki zaśmiał się cicho i dźwięcznie jakbym powiedziała żart. Odchylił się na krześle i patrzył na mnie rozbawiony.
-Muszę przyznać, że jeszcze nikt nie powiedział mi tego prosto w oczu.
-Cieszę się, że to byłam ja. – warknęłam.
-Powiedz mi, dlaczego mam Ci widać jednego z moich poddanych?
-Bo jeśli nie nadal będę zabijać twoich sługusów.
-Hm…
-Zawrzyjmy układ. – mówię w końcu.
-A to ciekawe.
-Jeśli wydasz mi tego szczura to ja już nie będę zabijać wampirów.-  powiedziałam i czekałam na jakąkolwiek reakcje z jego strony.
-To za mało. -  mówi. Spojrzałam na niego.
-A co byś chciał? – spytałam. Wampir nie odpowiedział. W jego oczach czaił się mrok, który gęstwiła z każdą chwilą.
-Ciebie. – Krótka, treściwa odpowiedź mnie zaskoczyła. Drgnęłam niespokojnie. Patrzyłam na Itachi’ego lecz myślami byłam daleko. Chciałam odmówić i wyjść stąd, lecz nie potrafiłam. Tak blisko byłam celu i mogłam go stracić. Jeśli odmówię brunetowi nie puści pary z ust. Ba! Zapewne ostrzeże tego szczura i zaszyje się w najciemniejszej norze i możliwe, że nigdy go nie znajdę. Wiem, że jestem dobra i to bardzo, ale nie dam rady odszukać wampira. Co miałam zrobić? Poddać się woli tego wampira czy na raz stracić może ostatnią szanse pomszczenia rodziców? Bo przecież po to żyłam? Żeby zabić mordercę i uwolnić się od obietnicy, którą złożyłam dawno temu. Czy było warto? Uchiha przyglądał mi się i nie zauważył, że jestem wewnętrznie rozdarta. Zaciskam dłoń i czuje jak paznokcie wbijają mi się w skórę.
-Zgadzam się. – Wypowiedziałam te słowa tak po prostu. Brunet uśmiechnął się. Wyciągnął do mnie dłoń a ja od razu ją uścisnęłam. Choć czułam, że źle robię.
-To świetnie. Wiedziałem, że się zgodzisz Zabójczyni.

*
Druga część za nami.