wtorek, 17 lipca 2012

Czysta Krew część 1


DEDYKACJA DLA KLUCHY
Za to, że tak lubi wampirki
A małe też?
Ona to mój muchomorek ^^


Rok 1369. Jest przełomem wszystkiego, ciemności i światła. Światło już tak nie rządzi jak kiedyś, teraz jest Świat Mroku, w którym żądzą wampiry. Nie ma już w nim litości dla nikogo, kto jest śmiertelny. Nasza wioska jest terroryzowana przez takich nieśmiertelnych, co wieczór porywali jedną kobietę z wioski, dla ich pana, nazywali go Królem Wampirów. Plotki mówią, że jest z nich najpotężniejszy nikt nie potrafi mu się sprzeciwić… Bali się go, myśleli, że może ich roztrzaskać na kawałki, a to mogła być prawda, wampiry są strasznymi stworzeniami, nie mają uczuć, ani w sobie krwi, a serce jest mroźne. Nic! Lecz muszą jeść, a pożywieniem jest ludzka krew. Szukają najlepszej w naszej wiosce, jaką się da, lecz słyszał, że nie znaleźli, i ten ich niby król zaczyna się denerwować z powodu braku dla niego krwi, ma on wymagania. Co, może ma być słodka? Nie ma słodkich krwi, nie wiem sama, ja tego nie czuję, ale oni możliwe, że tak. Szłam z wiadrami wody, i przystanęłam, spojrzałam się na wielki zamek, który właśnie należał do tego króla, i miał w nim swoich popleczników, on nie pokazywał się, miał jeszcze swoja godność. Słyszałam tez, że zamienił swojego brata w wampira, który chciał być obok niego, i taki sam być. Zauważyłam jak zasłony lekko się poruszyły w wielkim oknie, a co mnie to po co ja o nich tyle myślę? Jeśli będzie kolej na mnie, to będzie. Cos mam przeczucie, że właśnie dzisiaj nadszedł ten dzień, a może się mylę. A jeśli tak to będę gotowa, nie mogę się bać, po prostu to było przeznaczenie. Ktoś mnie potrącił, miał mocne ciało, jak marmur, nie upadłam trzymałam się nadal na nogach. Ludzie nie traktowali mnie normalnie, sama nie wiedziałam dlaczego, nigdy nic im nigdy nie zrobiłam, żyłam jak żyłam. Na pograniczach musiałam zawsze iść przed zmierzchem, a teraz nie mogę, nie zdążę, będę musiała iść tam w nocy. Postawiłam wiadra u celu, i zmierzałam już do swojego domu. Ci ludzie nie traktowali mnie normalnie, tylko jak śmiecia, wyrzutka, nic nie warte gówno. Tak samo nieśmiertelni ich traktują, dla nich są małą garstką ludności, których można podzielić na kawałki, i wyjąć organy. Co dziwnie słyszałam, że dzisiaj ich król obchodzi 1500 urodziny w tej wiosce… No cóż, sporo ma lat. Ciekawe jak wygląda, mówią, że jest przystojny jeśli wierzyć plotką. Westchnęłam.
Słońce zniknęło na horyzoncie, i gwiazdy zaczęły pojawiać się na niebie. Zauważyłam jednego mężczyznę, i następnego, aż stworzyła się gromada, nie wiedziałam o co chodzi, że tak jakby na mnie zapolowali. Podszedł do mnie mężczyzna ciągnąc mnie za ramię. Wiedziała, gdzie! Własna wioska mnie chce wydać w ich ręce, słyszałam jakby oni nadchodzili, ale cicho, ale inni chyba tego nie słyszeli, może i dobrze. Stanęli przed nami dwie postacie w czarnych płaszczach, wszyscy się zatrzymali ich pochodnie zgasły, zauważyłam, że ręka mężczyzny trzymającego mnie trzęsła się, zwariował, przecież oni to czują.  Zawiał wiatr, i ich kaptury spadły do tyłu. Jeden z nich miał blond włosy, a drugi hebanowe.
-Czego się tak trzęsiesz? Chyba nie przyszliśmy po ciebie, prawda? – zapytał kpiąco, nie patrzałam na wieśniaków i szlachciców, tylko na wampirów, nie wiedziałam, że byli tacy przystojni, każdy z nich z pewnością. Jeśli oni nie grzeszyli urodą, to król tez na pewno nie. - To pójdziemy poszukać jednej kobiety, dla naszego króla. - chcieli odejść, robili powolne kroki.
-Czekaj - wypowiedział mężczyzna, który mnie trzymał, imieniem Jiraya, miał siwe długie włosy, zrobił krok w przód, byli tacy głupi, nie odzywa się tak do wampirów.
-Jak śmiesz się tak do nas odzywać. - powiedział hebanowo włosy z jadem zimna. On ścisnął mocniej moje przed ramię. Bał się kompletnie, idiotyczne, jeśli przyjdzie czas na niego to przyjdzie, musi się z tym pogodzić, ale najwyraźniej nie umiał. Ja potrafię, i się z tym pogodzę, jeśli wezmą mnie, bo wiem, że zginę.
-Przepraszam - uchylił się w ukłonie przed nimi, a ja na niego popatrzałam, wszyscy inni się odsunęli zostawiając nas z przodu, oni swoim ciemnym wzrokiem popatrzeli na każdego z nich i zatrzymali się na szlachcicu, który mnie trzymał. - Tylko, że wybraliśmy już kobietę, dla waszego… - nie dokończył
-Nie waż się, nie jesteś godzien. Jesteś tylko dla nas pożywieniem nic więcej,  nie możesz wymawiać tego imienia, ani tytułu. Jesteś za słaby! – powiedział głośniej, i zaśmiał się, ścisnął moje przed ramię jeszcze bardziej. Zaczynało bolec, ale nic nie mówiłam, byłam strasznie delikatna, ale znosiłam już takie bóle, po prostu potrafiłam to znieść, dlatego, że wiele razy byłam uderzana przez mieszkańców i miałam siniaki, mam jeszcze mały ślad z ostatniej przygody z mieszkańcami, moje nadgarstki są tego światkami, całe w czerwonych śladach, jak i zadrapaniach, siniakach.
-Przepraszam - mówił, wykręciłam oczami, ile on będzie ich przepraszał, z tysiąc razy?  Idiota, jak ja nie lubię tej wioski. Szykuję się już tyle na śmierć, myślałam, ze zginę inaczej, ale może to było mi przypisane, zginąć z rąk ich króla, Króla Wampirów. Chcę już bardzo zginąć, nie mam już żadnej rzeczy do zrobienia, więc pożegnanie się z tym światem będzie nadzwyczaj łatwe.  - Weźcie ją - popchnął mnie w ich stronę, upadłam przed nimi i wpatrywałam się w piasek, z kamieniami, z nich ułożyło się cos bardzo dziwnego, jakby symbol błyskawicy, zawsze mówił o nagłym zdarzeniu w moim tłumaczeniu. Coś się jeszcze wydarzy, jeszcze bardziej zaskakującego!
-Co o niej myślisz? – zapytał jeden z nich
-Hm… Nie czuje u niej żadnego strachu, nie trzęsie się, musi być przygotowana na śmierć. Chyba wiedziała, ze w końcu i na nią trafi. Weźmy ją, co nam szkodzi.  – powiedział drugi.
-Sam wiesz, że musimy teraz rozsądnie wybierać. Jak nie on zabije całą wioskę, aby dostać jedną krew dla siebie, szuka tej przeklętej kobiety, która ma być w tej wiosce, mówią że będzie miała słodką krew, jak i niezły charakterek. I będzie się nam przeciwstawiać jako śmiertelniczka. - wypowiedział, zacisnęłam dłonie w pięści, do paznokci dostał mi się piasek - Musimy mu ja przynieść, w jego urodziny, inaczej będzie po nas. - westchnęłam cicho, będą jeszcze długo prowadzić ta jakże długa i nudna rozmowę, niech się w końcu zdecydują.
-Dobra bierzemy, i tak nie mamy innego wyjścia, jeśli sami przygotowali ofiarę dla króla, czemu nie skorzystać. Ale jeśli nie trafiłeś – tu zwrócił się do Jirayi – to wyssie z ciebie całą krew, jeśli to nie ona. Zamienisz się w śliczny popiół – odsunął się o krok, a ja nie wstawałam. Patrzałam się w ziemie, ale coś się zdawało, że to chyba mnie mieli na myśli, lecz pewna nie byłam, mogłam się mylić, przecież w tej wiosce było bardzo dużo kobiet.
-Jiraya - wypowiedziałam, spojrzałam się na niego z wściekłością. Widziałam jak wpatruje się we mnie z wielką pogardą, wstałam i patrzałam na niego, czułam jak się na mnie patrzą zimnokrwiści. – Odpłacę wam za to wszystko, co mi robiliście, ale nie tym samym, tylko w odsetkach, będziecie jeszcze więcej cierpieć ode mnie. Chociaż wiem, że mogę nie przeżyć, to nie ja was wszystkich pozabijam lecz oni wszyscy i życzę im wielkiego szczęścia, abyście zdechli! I nie patrz z taka pogarda, bo twoją kochaną żoneczkę tez mogą wziąć, gdy im nadejdzie ochota! Ja się nie będę sprzeciwiała, pójdę. Wolę teraz zginąć, niż męczyć się z wami wszystkimi, w tej cholernej wiosce. I nie patrz z taka pogardą, bo to już ci nic nie da. Przeklinam was wszystkich, niech każdy z was zginie śmiercią tak bolesną, która nie można opisać. – obróciłam się, moje włosy powiał wiatr na twarz, odgarnęłam je do tyłu, przeszłam obok dwóch wampirów, czułam jak wdychają mój zapach.
-Co taka tchórzliwa wyrzutka może wiedzieć?
-Tchórzliwa wyrzutka, co? – zaśmiałam się – To nie ja trzęsłam się jak owsik przed chwilą jak oni pojawili się tu. Bałeś się, i nadal się ich boisz i myślę, że oni to potwierdzą, ja tego nie potrafię wyczuć ale oni tak. Jesteście wszyscy tchórzami, sami nie poszliście byście na pewną śmierć, musieli by was zmusić. I to mnie nazywacie tchórzami, jak ostatnio tu byli uciekaliście jak najdalej i co złapali i tak jedną kobietę, są od normalnych ludzi o wiele szybsi, więc dla mnie uciekanie nie miało sensu! – krzyknęłam i szłam dalej, widziałam jak to wszystko nie ma sensu, chociaż to co mówię jest prawda dostatecznie dużą. Zatrzymałam się i spojrzałam na zamek, w którym zauważyłam jedynie ciemność, ale wszystkie zasłony były odsłonięte, więc i możliwe, ze wpatrywał się w nas i słuchał to co mówimy, a może i nie.  – I radze ci już się przymknąć, bo więcej nie zobaczycie mnie, lecz nie cofnę danych wam słów. Nigdy! Od teraz będziecie przeze mnie przeklęci, a wiecie, że uważano mnie za kogoś więcej. - ruszyłam ścieszką do zamku ich króla, już się nie oglądała, ale mogłam jeszcze ich usłyszeć.
-Ciekawa kobieta
-Ta. A czułeś od niej ten słodki zapach? – zapytał drugi głos.
-Jasne, może to ona? No to się przekonamy, musimy być dobrej myśli. - nie wiedziałam kiedy, ale byłam w ramionach jednego z wampirów. Patrzałam na wioskę, ta której tak nienawidziłam przez tyle długich lat, a dokładnie przez dwadzieścia, w takim młodym wieku umrzeć to coś pięknego...
-Jej krew musi być naprawdę słodka, ja sam nie mogę wytrzymać, ciekawe jak zareaguje? Czemu tylko sama poszła, nie chce już żyć? – pytał towarzysza, szedł już korytarzem zamku, postawił mnie na nogi i szłam w środku po między nimi  - Radze nie próbować żadnych sztuczek, to nie będzie miłe, gdy drugi raz cię złapiemy.
-Słuchaj. Przyszłam z własnej woli, czemu bym miałam uciekać? - zapytałam, on popatrzał na mnie i uśmiechnął się do towarzysza - To by było chyba nie logiczne, jak dla mnie.
-Sama się przekonasz, będziesz żałować, że tu przyszłaś. - wypowiedział, a ja jedynie wzruszyłam ramionami, i patrzałam się na jego plecy, omijaliśmy wiele wampirów, którzy patrzeli się na mnie. Wywróciłam oczami, nie lubiłam jak ktoś tak mi się z ciekawością przygląda. Blondyn zapukał w wielkie wrota, które mu się otworzyły bez jakiejkolwiek  pomocy… Wszedł do środka ciągnąc mnie za sobą, popatrzał na mnie chyba wyczuł, że nawet się nie boję,  czekam jedynie na śmierć, bo co mogłam innego zrobić. Nic! Tylko na ten ostateczny ból czekać. - Królu. Mamy jedną z kobiet.
-Mam nadzieję, że tym razem właściwą - usłyszałam mrożący krew w żyłach głos, wzdrygnęłam się lekko na niego. Blondyn puścił mój nadgarstek, który piekł, przez te wszystkie siniaki i rany.
-Tez mamy taką nadzieję. Lecz co było dziwne sami nam ja oddali
-Wiem. - kolejna krótka odpowiedź – Wyjdź, Deidara. Chce z nią zostać sam. - westchnęłam, nie widziałam jego twarzy, jego tron był obrócony do tyłu, a on na nim siedział i wpatrywał się w wioskę. Na oparciu reki, czekał jeden z wysokich kieliszków. Ten blondyn imieniem Deidara wyszedł, zostałam z nim sam na sam. – Podejdź do mnie, moja droga. – zrobiłam tak jak kazał, szłam w jego stronę z opanowaniem, wiedziałam, że wampiry wszystko wyczuwają, jakie emocje się ma, czy strach, czy nienawiść, wszystko! Są bardziej na to wszystko czuli, postanowiłam, że nie będę patrzała na jego twarz. Stanęłam przy jego tronie, czułam jakby wzrok na sobie, ale nie spojrzałam na niego, wyciągnął do mnie rękę, chyba chciał abym moją dala, zrobiłam to. Był zimny, jak lód, a ręka twarda jak marmur, obrócił moja rękę tak, że widział wewnętrzną część dłoni, swoimi dwoma palcami jakby sprawdzał mi puls, przecież miałam normalny, więc po co sprawdzać? Zauważyłam, że jego paznokcie się wydłużyły i po chwili wbiły się w moje ciało, a raczej w żyje nadgarstkową, nawet nie zapiszczałam, wyjął swoje pazury całe w szkarłacie, i moja krew lała się ciurkiem do kieliszka, który się napełnił się do połowy. Puścił rękę, a ja jedynie wyprostowałam wzdłuż ciała, czułam jak spływa i kapie na podłogę, wiedziałam, że mogę się wykrwawić na śmierć.   Księżyc wyszedł za chmur, oświetlił jego sylwetkę jak i kieliszek, który oglądał, z zaciekawieniem, a w szkarłacie odbijało się światło księżyca.
-Piękne - skomentował moja krew, to było bardzo dziwne, jak można mówić, że krew jest piękna jak to obrzydlistwo. No dla mnie, dla nich to przysmak. Spojrzałam się ukratkiem na niego, jak przytyka kieliszek do ust i upija łyk, przełyka. Odchylił szybko, tak jakby mu nie smakowało, no pięknie, nie byłam tą co szukali, uśmiechnęłam się lekko, zginę i będzie dobrze. Postawił kieliszek obok siebie na podparciu ręki, wpatrywał się w szkarłat w kieliszku. – Hm… Deidara – nawet nie krzyknął, a do pomieszczenia wszedł blondyn, który przyprowadził mnie, podszedł do nas, i uklęknął przed nim.
-Mam ja zabić, tak? Przepraszam pa… - zatrzymał go ręką, aby umilkł. Popatrzał na mnie, a potem na ich króla. Wpatrywałam się w wielkie okno, gdzie wioska teraz była inna, jakby cieszyli się, że mnie wydali wampirom.
-Weź ja do mojej komnaty – drgnęłam lekko. Co? Dlaczego? Zabij mnie! Ja nie chcę żyć. Proszę, zabij. Ja nie mam dobrego życia, chcę stąd odejść. Zauważyłam jakby we mnie się wpatrywał, ale nie patrzałam na niego, jakby to inni powiedzieli nie jestem tego godna. - Czemu mam cię zabić? I tak zginiesz prędzej czy później, więc do czego ci tak spieszno? – nie odpowiedziałam, nie chciałam, będę mu tłumaczyła, że mam życie do kitu? Nie ma mowy, ale on umie czytać w myślach. Źle jest! – Deidara, teraz macie wolną rękę, możecie dla siebie szukać ofiar, zdobyliście dla mnie prawdziwą krew, której chciałem i starczy mi na parę miesięcy. Jeśli ktoś tknie tą dziewczynę, rozerwę go. Ona jest moja, a teraz zaprowadź ją. – powiedział, chwycił moja rękę i przejechał zimnym językiem po moim nadgarstku, gdzie zrobił rany, czułam jakby się zrastały - zabliźniały. Puścił rękę, opadła tak samo jak wcześniej. Blondyn mnie chwycił i gdy wyszliśmy z Sali, puścił mnie. Wrota same się zamknęły, a ja wpatrywałam się w nie, jakbym nie dowierzała, że nie zostałam zabita, przecież to nie było normalne, żadna dziewczyna nie przeżyła. A ja mam teraz jeszcze męczyć się tu wiele miesięcy, do swojego ostatniego tchnienia! Nie wytrzymam.
-I jak? - usłyszałam pytanie od drugiego wampira, wpatrywał się we mnie.
-Trafiliśmy. Bierze ją do siebie. - uśmiechnął się, a ja jedynie na nich patrzałam, byłam zmęczona, to że on nie śpią nie moja wina, ale czy muszą teraz o tym rozmawiać?
-To może ja też jej spróbuję - nie zwracałam na to uwagi, jeśli chciał proszę bardzo. - Nie będzie zły, jestem przecież jego bratem - szedł w moją stronę, mężczyzna zasłonił mnie ciałem. Nie wiedziałam dlaczego to zrobił, przecież jeśli to jego brat to mógł zrobić co chce, a może jest innej ligi? Nie mam pojęcia.
-Nie ma mowy, Sasuke. Ona należy do króla. A ty wiesz, że teraz ta dziewczyna należy do niego i nikt nawet ty, jako jego brat nie możesz jej dotknąć, możesz iść na innych żerować, masz całą wioskę, ta dziewczyna ma już swojego pana, jak i… Sam wiesz kogo.
-Tak wiem. - ty wiesz, ale ja nie wiem, kogo? Wampiry to dziwne istoty, nie da się z nimi dogadać. - Ty mówisz, że dał nam wolna rękę? Możemy iść sobie zapolować? – zapytał, a ten kiwnął głową. Wzruszyłam ramionami widząc jego spojrzenie, odwróciłam wzrok. - No to ja idę, dorwę tego siwowłosego, myślę, że będzie miał dobra krew. - zaśmiał się, zabije teraz tego co ja miałam na pierwszym celu, aby zemścić się. Westchnęłam, blondyn spojrzał się na mnie ruszyliśmy dalej, szliśmy przez ciągnący się korytarz, obok nas były ciemne kolumny, były też drzwi, ale bardziej mniejsze, przez nie wyglądały osoby o długich włosach, były nadzwyczaj piękne, ale to pożądanie w ich oczach – wampirzyce. Długie śniące włosy, a oczy chyba ze wściekłości takie czerwone w dodatku skierowane w moją stronę.
-Nie przejmuj się nimi, one takie zawsze są, gdy koło naszego króla kręciła się jakaś wampirzyca, były wściekłe. Myślą, że jest ich własnością, bo je przemienił, tylko, że król nimi w ogóle się nie interesuje. - wypowiedział i zaśmiał się, popatrzał w jedne drzwi, i wszystkie zamknęły się pod wpływem jego wzroku, czułam się tu dziwnie, jakby jeszcze ktoś mnie obserwował, może to tylko przeczucie. Szłam cały czas za nim. - A teraz pojawiłaś się ty, król będzie jedynie tobą się interesował jesteś jego i już nic tego nie zmieni.  A jego słowa się liczą w dużej mierze, to on jest najstarszym męskim wampirem, dzisiaj są jego urodziny, więc radze ci go nie denerwować, bo gdy obchodzi urodziny, jest jeszcze silniejszy niż zazwyczaj. - stanęliśmy przed wielkimi wrotami, ciągnęły się do sufitu, który był ozdobiony przeróżnymi freskami. Byłam przekonana, że w tym zamku nic takiego nie ma, czyżbym się myliła? Jedynie tu zabijają, nic więcej...
-No proszę. - usłyszałam za sobą głos i poczułam zimne palce na szyi, nie obracałam się. -Nawet się nie boi, nic dziwnego, że sobie wybrał taką śmiertelniczkę, ale jest za to krucha, może jedynie krew jest smakowita. - usłyszałam jakby się śmiała. Nie rozumiałam o co chodzi. Nie obchodziło mnie to, była też wampirem. – Może by tak spróbować. – zauważyłam jak nachyla się nad moją szyją i jej kły zbliżają do skóry, myślałam, że ugryzie, przymknęłam powieki, ale nie poczułam niczego, tylko jedynie świst i jakby łamanie czegoś mocnego, co okazało się murem. Za mną stał ten mężczyzna.
-To, że każdego chcesz po trochu spróbować nie znaczy, że ją też możesz. Idź do swoich, których masz zatrzęsienie, ona nie należy do ciebie. Nie msz prawa jej dotykać! Jest własnością naszego króla! A wiesz, że co jego to nikogo innego, może cię przez to rozerwać. A dzisiaj nie radzę ci zadzierać. - powiedział głośniej, spojrzał się na mnie, widziałam w oczach wściekłość, zmieniły się na czerwień, czyli miałam rację zmieniają kolor, gdy są wściekli. Wrota za mną otworzyły się, nie wiedziałam dlaczego, obejrzałam się do tyłu, nikogo tam nie było, sama ciemność. Mężczyzna wepchnął mnie do środka. – Radze ci nie wychodzić, bo inaczej możesz nie przeżyć w tym zamku... - i on myśli, że ja będę tego przestrzegała. Chyba sobie żartuje, może będą wszyscy mnie słyszeć, ale nie będę podporządkowana ich rozkazom. Wrota się zamknęły. Rozejrzałam się po pokoju  moje oczy po chwili przyzwyczaiły się do tej ciemności. Zauważyłam łóżko i to dosyć wielkie, szafę z książkami, dwa wielkie okna po obu stronach tego łoża, i drzwi, które nie miałam pojęcia, gdzie prowadzą, ale najmniej mnie to interesowało. Usiadłam na krawędzi łóżka i patrzałam w okno, gdzie zauważyłam jedynie ciemny las, i kręcąca się Ścieszka, z góry wszystko wyglądało inaczej.
 Księżyc oświetlił swoim blaskiem okolicę i oświetlając także pokój, który był dosyć spory jak dla jednego wampira, westchnęłam cicho. Przymknęłam powieki, i zacisnęłam dłonie w pięści, przypomniałam sobie jak to zawsze ja byłam pośmiewiskiem całej wioski, i tak nadal będę, ale tego nie doczekam. Wstałam otwierając powieki, i podeszłam do okna, oparłam rękę o szkło, a głowę o krawędź ściany.  Wpatrywałam się w las, który z pewnością szumiał na wietrze, zauważyłam sarnę uciekająca przed wilkiem, był cały czarny, co było rzadkością u tych zwierząt. Zawsze mieszkałam z nimi, więc nie atakowali mnie, ten las był naszym wspólnym lasem, a  teraz mogę jedynie patrzeć jak życie toczy się z daleka ode mnie… Spojrzałam się na nadgarstek, gdzie miałam wokół niego siniaki, jak i zakrwawione miejsca, lecz miałam tez dwa małe znamienia zabliźnione, które zrobił mi ten wampir, musi mieć coś w sobie co to sprawiło. Ale to co on robi nie jest takie straszę w porównaniu z ludźmi, oni jedynie potrafią się znęcać jak to miało miejsce parę dni temu, przez nich prawie nie mogłam się ruszać, jedynie jakie mogłam robić czynności przez parę dni to wiercić się z jednego boku na drugi, to wszystko bolało, a krew ciekła po całym moim ciele, obliczyłam sobie parę miejsc, ale nie do końca, jak widać zostały tak samo na plecach pozostały pręgi po biczu. Jedna łza spłynęła po policzku, i co z tego wynika, bardziej boję się ludzi niż wampirów. U mnie wszystko jest na odwrót! Przecież powinnam się bać wampirów, nie ludzi! Lecz oni zrobili mi więcej krzywdy! Westchnęłam któryś raz z kolei, śmierć już od najmłodszych lat była mi przypisana, i nie doświadczę szczęścia.

~*~

Pierwsza część o wampirze rozpoczęta, teraz jedynie muszę dalej lecieć z następnymi. Proszę o sprawiedliwa ocenę, wiecie a nie myślę dzisiaj jestem po szkole ==’’ Jak wszyscy do cholery, jak wszyscy!! Ale trzeba iść dalej. Myślę, że wam się podoba, a jak nie, narzekać nie będę . Pozdrawiam wszystkich. I do następnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz