wtorek, 17 lipca 2012

Miłość na dzikim zachodzie (część 4)


Dni mijały, naprawiałam pianino. Ktoś przynosił mi jedzenie, lecz nie wiedziałam kto. Byłam tylko zainteresowana tym pianinem, no a Itachi? Ta zmienił się trochę do mnie. Nie był już taki agresywny. Nie wiedziałam czemu… Włożyłam ostatnią rzecz do pianina, usiadłam na drewnianym krzesełku. Stukałam w klawisze delikatnie, wydobywały prawdziwe brzmienie. Naciskałam je tak jak matka mnie nauczyła, chciałam trochę pograć, dochodził wschód słońca, nawet Itachi nie wiedział, że wstaje tak wcześnie aby zrobić coś z tym pianinem. Przymknęłam powieki i zaczełam grać, kochałam ta piosenkę, była uspokajająca, a tutaj czegoś takiego potrzebowałam. Tylko, że teraz oni nie śpią. Pili całą noc, oprócz Itachiego, bo wiedział że po alkoholu traci zmysły…
-Itachi! - usłyszałam głos blisko stodoły, drzwi się szybko otworzyły. Nie wiedziałam co jest grane. Jeden z nich trzymał siekierę. Szedł na mnie, odsunęłam się od pianina, machnął siekiera co spowodowało, że znowu się popsuło, ale to już nie będzie do naprawy. Nie będę potrafiła tego zrobić. Przeszłam koło nich, Itachi stał przy wejściu.
-Sakura nie chciałem.
-To nie ma żadnego znaczenia i tak nie było moje. - powiedziałam i skierowałam się w stronę jeziora by porozmyślać o tym co czuję do Itachiego. Coraz częściej gdy z nim byłam sam na sam nie było miło, jego dotyk zawsze mnie palił, był przyjemny dla mnie… Usiadłam koło brzegu… Nie wiem czemu tak było, nie mogłam go pokochać, prawda? Tylko, że w tych czasach jest wszystko możliwe. Zakryłam dłonie w twarz, wsłuchać się w swoje serce? Nie da się bo bije za mocno, ale gdy pomyślę o tym, to gdy myślę o Itachim serce zaczyna przyśpieszać. To może być miłość. Usłyszałam rżenie konia, była to biała klacz. Galopowała do mnie, położyła się obok mnie, oparłam się o nią. Łzy same mi spłynęły.
-Ty to masz dobrze. Zazdroszczę ci. Sama bym chciała powiedzieć Itachiemu co czuję, ale nie potrafię. Tyle mam do powiedzenia, ale jak ja mogę mu to powiedzieć skoro nie jestem tego godna, on jest inny, innej rasy. A tak nie powinno być, chociaż… A nie wiem. Zostałam sama i co ja mam robić? - zapytałam. Nie wiedziałam co czuję konkretnego do Itachiego, ale wiedziałam że musze kiedyś mu to powiedzieć. Czułam na siebie wzrok Itachiego, obejrzałam się za siebie był dalej i cos mówił innym, jakby na nich wrzeszczał, ale nie mówiłam nic innego. Wstałam i skierowałam się do domu, może tam znajdę jakieś ukojenie…
Godziny mijały, było już południe. Itachi własnie wyjeżdżał do miasta po jakąś rzecz do mojego domu, nie wiedziałam o co chodzi z tą rzeczą, ale to ich sprawa. Ja i tak musze tu zostać, może mój ojciec coś tam ukrywa… ta to możliwe zawsze miał coś w zanadrzu. Odjechał. Spojrzałam się na małą bliznę na dłoni. Dotknęłam jej i uśmiechnęłam się delikatnie. Poszłam za dom, było tu poukładane drewno przez Itachiego. Wtedy gdy przechodziłam spojrzałam na niego, a on dalej robił. Bez koszuli wygląda świetnie. Zazdroszczę mu tego czasami, ma to co osiągnął. A ja? Niczego nie mam. To jest ten ból, jestem najgorsza spośród wszystkich. Przyniosłam wtedy wodę dla niego, był zmęczony, a ja nie mogłam wytrzymać, chociaż podziękował.
Uśmiechnęłam się, chciałabym teraz mu to powiedzieć. Mogłam, ale jakoś nie potrafię. Kolejne godziny mijały, a ja nie wiedziałam co mam robić. Do kolacji chyba go nie miało być, więc obiadu nie musze dzisiaj robić. Wyszłam za budynku, stali tam chłopacy i dziewczyny, tylko brakowało Hinaty. Spojrzeli się na mnie jak na wroga, nie wiedziałam o co im chodzi…
-Ty! - krzyknęli chłopacy. Uniosłam jedna brew - Wynoś się stąd.. Nie chemy tu Indian. - uśmiechnęłam się. A jednak któraś powiedziała z nich to. Spojrzałam na dziewczyny, Karin i Ino uśmiechały się. Zmierzyłam ku stajni.
-Ino, Karin?
-Hm…
-Dziękuję - powiedziała.
-Powinnaś być wściekła.
-Za co? To nie ja dostanę od Itachiego, ze mnie wygnaliście, szczerze to się cieszę, bo uwolnię się od was, nie będę musiała z wami mieć cokolwiek wspólnego. - zagwizdałam. Usłyszałam galopowanie mojego konia. Chłopacy zaśmieli się.
-On tak samo tobą pogardzi.
-Ty tego nie wiesz - mówiłam. Wsiadłam na konia. - wiec żegnam - powiedziałam i klepnęłam konia, widziałam jak z budynku wychodzi Hinata.
-Sakura nie! Co ja powiem Itachiemu! On nas… - zatrzymałam się. Uśmiechnęłam się do niej, nie wiedziałam czy mam płakać czy się śmiać. To było za jednym razem straszne, a za drugim dobre. Nie rozumiałam sama siebie… Ruszyłam dalej. Przemierzałam wąwóz, a gnałam szybko, musiałam być w domu, oby tam Itachiego nie było, to nie będzie zadawalające gdy się w mieście spotkamy. Byłam już w mieście, ludzie się na mnie patrzeli. Zsiadłam i ruszyłam w stronę własnego domu, patrzeli się na mnie. Ktoś do mnie podszedł. Zaczął mnie oglądać.
-gdzie pani tyle była? Stęskniliśmy się.
-Ja.. byłam u przyjaciółki. Musiałam się pozbierać po śmierci ojca. - uśmiechnęłam się. Czułam znajomy wzrok, spojrzałam w bok, a On się na mnie patrzał, tylko, że miał na sobie czarny płaszcz. Odwróciłam wzrok. On przejechał koło mnie i tego mężczyzny, gnał do kryjówki.
-Wiadomo, może chce pani z nami wypić?
-Nie, dziękuję. Chciałabym odpocząć po podróży.
-Dobrze. Mamy nadzieję, ze będzie pani dobrze znowu w swoim mieście. - powiedział. Chciałam iść, ale koń nie chciał, patrzał na powrotną drogę.
-Chcesz wrócić, prawda? - zapytałam - Tez bym chciała, ale ciebie nie trzymam, możesz wrócić. - uderzyłam, a ona pognała szybko. Wiedziałam, że ja tu zostanę. Nie będę mogła tam wrócić, nie chcę mieć z nimi styczności, i będą mi wypominali, że jestem Indianką. Spojrzałam na znak na prawym ramieniu, ale nadal jestem jego. Ten znak nie zniknie wraz z moją ucieczką, pozostanie na zawsze i będę o nim z pewnością w dzień w dzień myślała. To jest najgorsze, już wiem, że się w nim zakochałam.
Mijały tygodnie, spotykałam czasami Jego, był sam, a w dodatku byłam w gronie mężczyzn od których często się oddalałam, bo nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego. Itachi był jeden, który mógł mnie mieć? To było najprawdopodobniej, on i ja tylko razem… Nigdy nie będzie takiej chwili. Do mieszkańców też doszła wieść, ze dzisiejszej nocy ma być napad na bank. Nie potrafili zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego akurat teraz chcą się odegrać na mieście? Coś musiało ich do tego nakłonić.
Szłam ulicą kierując się do szeryfa, chciałam się dowiedzieć o co chodzi… Wchodząc do niego, widziałam, że śpi jakby go nie obchodziły losy miasta. Czekaj… Itachi wtedy powiedział, ze jest już szeryf, czyli, ze on jest tym, który mu zdaje informacje? Zabarykadowałam tak drzwi, aby nikt tego nie słyszał. Chwyciłam pergamin, gdzie był jakby list do niego..? Przeczytałam każde słowo, znałam to pismo bardzo dobrze, przetarłam po kartce. Itachi, pomyślałam. Chce on napaść na bank, ale nie na ten biedniejszy o którym wszyscy mówią tylko na bogatszy. Nic nie powiem, bo to ich sprawa, a nie chcę wkopać go w bagno. Tutaj przekazuje wszystkie informacje co zamierza zrobić.. Uderzyłam o biurko dłonią. Obudził się i spadł z krzesła.
-och przepraszam panienka tutaj? A co panią sprowadza.
-Sam pan chciał mnie widzieć. - powiedziałam pewna siebie - Ale chyba nie warto przechodzić do sprawy, nie mamy nic do powiedzenia. Nie myślałam, że szeryf będzie taki skłonny do współpracy z bandytami. - powiedziałam. Wstał szybko i patrzał na mnie wściekły, miałam długi rękaw więc nie wiedział, że mam znak Itachiego, a na pewno go znał bardzo dobrze.
-Skąd wiesz?
-Takie rzeczy jak to - pokazałam papier z treścią - chowa się aby nikt nie zauważył. Gdybyś zawalił on by ciebie zabił. Lepiej się postaraj, bo nie ma litości, wiem coś o tym. - powiedziałam, a on na mnie popatrzał.
-Nawet go nie znasz.
-Chwilę znałam - powiedziałam z udawanym zażenowaniem. Chwyciłam przed ramię i ścisnęłam, zdjęłam lekko. On zrobił wielkie oczy, chyba nie wiedział, ze jestem, byłam jego… jak to inni określali narzeczoną.
-Ty jesteś…
-Tak, nie ważne już jest. Dlatego postaraj się to zorganizować, bo jak nie, to sama przyjdę obedrzeć cię ze skóry. - powiedziałam stanowczo i wyszłam. Na niebie już górował księżyc. Nie było miło, ale co zrobić, jutro miasto zostanie napadnięte. Bałam się, że złapią Itachiego. On był w moim życiu teraz ważny. Mam dla niego parę potraw zrobione, więc muszę zawieść. Dobrze, że miałam konie, które odziedziczyłam po ojcu. Wszystko spakowałam, i schowałam w malutki kuferek, który zawiązałam koło siodła. Wsiadłam i pędziłam przed siebie, modliłam się jedynie by nikogo nie spotkać, bo inaczej to źle się skończy. Koń galopował szybko przez wąwóz, wiedziałam że niedługo dotrę do miejsca w którym stał drewniany dom, o którym ludzie nie wiedzieli. Znalazłam się na placu, ale nikogo nie zauważyłam, a w domu nie paliła się żadna nafta, ale usłyszałam co innego. Jęki kobiety… No ładnie znowu się kochają… Postawiłam mały kuferek na parapecie i oddalałam się tyłem by mnie nie zauważyły, trudno mi było się poruszać, bo miałam biało - brązową sukienkę. Góra była w bieli trochę pomarszczona przy piersiach gdzie było wiązanie, a w dół była  prosta i brązowa. Wpadłam na kogoś z tyłu, poczułam znajomy zapach. O nie! Tylko nie to, teraz mogę dostać, a tego nie chciałam.
-Tęskniłem - usłyszałam pewny siebie głos. Mówił to z pewnością jaką jeszcze nigdy nie słyszałam, mówił prawdę? To nie możliwe, on miałby za mną tęsknić? To cos niemożliwego dla mnie. Obróciłam się do niego, wyglądał jakoś inaczej. Jakby wszystkie dnie spędzał sam, nic by nie jadł. Oddalałam się od niego - Czemu uciekłaś? - zapytał. Co mam mu powiedzieć, nie uciekłam, zostałam wygnana. To nie ma sensu.
-Wcale nie uciekłam, ja po prostu… - nie wiedziałam co powiedzieć. Kroczyłam do tyłu, a on do przodu. Szedł do mnie, jakbym to ja zawiniła wszystkiemu, że odjechałam. Nie wiedziałam jak mu to powiedzieć.
-Nie podobało mi się jeszcze coś, ze zbliżali się do ciebie mężczyźni - trafiłam na coś. Spojrzałam się była to stodoła, dłonie mi się trzęsły. Mi tez to się nie podobało, ale co mogłam zrobić. I tak jesteś jedynym którego chcę, lecz o tym nie wiesz. Odwróciłam od niego wzrok, nie chciałam patrzeć. Trudno mi było spojrzeć w te czarne tęczówki. Delikatnie chwycił mój podbródek i obrócił w swoją stronę i uniósł, abym na niego spojrzała. - Chciałem ich zabić, że zbliżali się do ciebie, ale nic nie mogłem zrobić. Zawsze mówiłem, że kiedyś wrócisz, nie myliłem się. - patrzałam na niego. Jego dłoń zaczęła pieścić mój policzek, przymknęłam powieki delikatnie, poczułam jego oddech na wargach. Pocałował mnie, otworzyłam oczy. Pchnął drzwi od stodoły i znaleźliśmy się w środku. Całował delikatnie, niczym jakbym miałam mu zaraz zniknąć z życia, rozpaść się na milion kawałków. Nie odrywał się ode mnie tylko kopnął piętą drzwi, które zamknęły się. Ręce trzymałam na jego torsie, przez koszule czułam każdy mięsień. Co powodowało, że zaczynałam się rozpływać i oddać cała. Szczerze to tęsknie za tym, chciałabym się z nim teraz kochać, ale tutaj to nie ma gdzie… Nie wytrzymywałam już, zarzuciłam mu ręce za szyję i oddawałam każdy pocałunek zawzięcie. Jakoś nie czułam miedzy nami przeszkody, tylko samą bliskość, on był dla mnie kimś ważnym. Przy nim moje serce wariowało, i to bardzo. Chciałam być przy nim teraz do końca. Jego dłonie podwijały sukienkę, uniósł mnie, a ja oplotłam na biodrach, całował każdy milimetr szyi i szedł w ciemność, tam gdzie było wszystko zasłonięte. Nikt by nikogo nie zauważył, właśnie o takie miejsce mi chodziło. Znaleźliśmy się na kocu wśród słomy. Był duży, i było tylko jedno miejsce. Byliśmy sami w tym miejscu, to było nawet romantyczne. Znalazł się po między moimi nogami. Ręką pieścił m moje udo, oderwał się ode mnie a ja patrzałam na niego a on na mnie. Było mi gorąco przy nim, serce stukało jak oszalałe, już wiedziałam że z nim to co innego. Chciałam czuć jego coraz bardziej, podniosłam się lekko na łokciach i pocałowałam, oby dwoje chcieliśmy tego samego w tej chwili. Leżałam teraz całym ciałem na posłaniu, moje dłonie odpinały jego białą koszule, chciałam znowu zobaczyć jaki jest umięśniony. Zdjęłam z niego nie potrzebną rzecz i rzuciłam w bok. Rękami błądziłam po torsie, zniżył się i całował szyję delikatnie. Westchnęłam cicho do jego ucha, było mi miło czuć jak pieści, uniósł mnie i zdjął niepotrzebny sweterek… Dekolt był średni, ale odkrywał piersi. Jego ręce znalazły się blisko moich piersi, patrzał w głąb moich oczu. Czułam się przy tym jakoś nieswoje, jakby czytał wszystkie moje myśli.
-Chce cos tobie powiedzieć.
-Co takiego?
-Wyjdź za mnie - chciałam coś powiedzieć, ale przyłożył mi swój palec do ust - kochaj się ze mną, i daj mi gromadkę dzieci - uśmiechnęłam się delikatnie. - Kocham cię Sakura.
-Kochasz mnie? - zapytałam dziwnie zakłopotana tym wszystkim.
-Tak jak powiedziałaś, każdy ma prawo do kochania, tak i ja mam prawo. Ciebie pokochałem, i z tobą chce dalej żyć. Zrozumiem jeśli odmówisz. - popatrzałam na jego tors. Byłam pewna, że chcę go mieć przy sobie. Klęczał przede mną teraz, uniosłam się i wtuliłam się w niego. Nie chciałam puścić, był dla mnie teraz wszystkim, jego serce biło jak oszalałe.
-Nie odmówię, sama cię kocham i nie potrafiłabym bez ciebie żyć.
-Myślałem, że nienawidzisz mnie.
-Było tak, ale z czasem wszystko się zmienia.
Pocałowałam usta i on mnie położył całując dalej szyję zjeżdżając coraz niżej, znalazł się przy początku materiału, a moja noga dotykała krocza, co powodowało, że czułam jak napręża się członek, rękę ślizgnęłam na dół, przez materiał spodni ścisnęłam przyrodzenie. Cicho jęknął. Nie miałam zawiniętych piersi, więc szybciej mu pójdzie. Nie będzie musiał się z tym wszystkim cackać, odpięłam jego guzik od spodni i rozporek, zsunęłam trochę spodnie, i musnęłam opuszkami już nabrzmiałego członka. Zębami chwycił biały sznurek blisko piersi i rozwiązał. Rozebrała mu całkiem spodnie został w samych bokserkach, odchyliła rękę i chwyciła członka delikatnie, masowałam go, a on coraz więcej się powiększał, musiał być już dosyć spory, skoro nie mieścił mi się w jednej dłoni. Poczułam na wewnętrznej części dłoni ciepłą ciecz, wyjęłam dłoń. On zaczął znowu całować moją szyję, spojrzałam się na dłoń i uśmiechnęłam się, na niej była biała maź. Było tak jakbyśmy się przytulali do siebie, a tak naprawdę kochaliśmy się. Było mi dobrze, ciekawe jak będzie później, wolę o tym nie myśleć. Przejechałam językiem po swojej dłoni zlizując soki mojego ukochanego.
-Wyborne - on jakby się uśmiechnął. Sama nie wiedziałam kiedy byłam bez sukienki i dolnej bielizny. Nic prawie nie poczułam gdy zdejmował ze mnie. Jęknęłam gdy całował moje piersi i ściskał, to było coś wspaniałego, a jeszcze przy nim… nie mogłam się od niczego powstrzymać w tej chwili. Byliśmy sama a o tym marzyłam. Zdjęłam z niego ostatnia rzecz i rzuciłam na bok, byliśmy obnażeni, nic już nas nie powstrzyma od dokończenia tego wspaniałego stanu. Myśleliśmy tylko o sobie, nikt więcej nam nie przeszkadzał. Obróciłam go na plecy.
-Zmiana ról…? - zapytał retorycznie. Uśmiechnęłam się, całowałam każdy skrawek ciała, nie chciałam dopuścić do tego by nie czuł tego co ja, musiał czuć taką sama euforię co ja. Językiem liznęłam główki, co spowodowało nagły przypływ gorąca. Wzięłam do buzi, lizałam jak i ssałam, chciałam dać mu najwięcej przyjemności, byłam pewna… Jęczał w niebogłosy, musiało być mu dobrze. To mnie sama zadawalało. Nie chciałam od niego się odrywać. - Dosyć już. - nie posłuchałam go. A to dlatego, że nie chciałam. Wyjęłam prącie ze swoich usta, ale i tak wytrysnął. Na twarzy i na klatce piersiowej ciekła biała maź, wstał do pozycji siedzącej i przyglądał się mi.
-Wyglądasz słodko. - powiedział, w jego oczach widziałam radość do mojej osoby. Przybliżył się do mnie, jego wzrok był na wysokości mojego dekoltu, a ręce rozsmarowywały jego soki, jego dotyk był czymś przyjemnym, czymś co nie potrafiła określić, wędrował rękami po całym ciele. Wytarł się w jej twarz i wytarł delikatnie twarz, nachylił się i pocałował, wylądowałam na nim. Cieszyłam się jego bliskością,  tylko najgorsze jest to jak tamci się dowiedzą nie będzie za dobrze. Obrócił mnie, górował nade mną, jego włosy jakby tworzyły kurtynę. Dłonią zjechał niżej, jego dwa palce znalazły się we mnie i poruszał szybko. Jęczałam głośno. Ruszał jeszcze chwilę, wtem wyjął, oblizał łapczywie i cmoknął. - Nie tylko słodko wyglądasz, ale i też smakujesz. Czy zgodzisz się przejść do finału?
-A czy mam inne wyjście?
-Hm… Nie.
Rozchylił mi nogi, nie wiedziałam czy znowu poczuję ból czy przyjemność? Przymknęłam powieki  bojąc się mojej reakcji, ból każdej dziewicy przyswajał, ale teraz już nią nie byłam. Straciłam to z Itachim, moje dziewictwo należało do niego. Wszedł we mnie, krzyknęłam błogo. Nie sprawiło mi to, żadnego bólu, Mozę dlatego pierwszym razem zrobił to tak boleśnie, abym nie poczuła już więcej tego okropnego bólu? Nie wiem…Ręce trzymał na moich biodrach i poruszał się coraz szybciej, wiedziałam, że zamierza dojść do ostatniego aktu, tak jak ja… Miał schyloną głowę, a jego włosy ocierały o moje piersi. Usłyszałam kroki mężczyzn jak i głosy. Itachi przestał, tak jak ja. Wpatrywaliśmy się w siebie.
-Lepiej nie wchodźmy tam, pamiętasz co stało się dwa dni temu? Stary… On nas zamorduje jeśli znowu będziemy chcieli z nim gadać o Sakurze, ze nie chcieliśmy aby odeszła. A wiesz, że jak Ino i Karin nam to powiedziały, że jest Indianką to wpadliśmy w szał. Daj mu odpocząć od tego, aby wszystko przemyśleć. My jesteśmy głupki, ale On prędzej czy później pojedzie znowu do miasta by ją sprowadzić. - spojrzałam się na niego, wzruszył ramionami. Jego członek był we mnie, mógł cały czas tak być.
-Dobra. Nie chcę, aby strzelił w nas kolejny raz. Idziemy. Niech se sam siedzi - powiedział Sasuke.   Nie słyszeliśmy ich, rozszerzyłam bardziej nogi, gdy poruszał się we mnie, i oplotłam wokół jego bioder nogi. Zaczął poruszać się jeszcze szybciej, jęczałam. Ostatnie pchnięcie, w moim wnętrzu wytrysnęła ciepła ciecz, a z naszych gardeł głośne westchnienie. Ułożył się na mnie, ale nie wychodził. Oddychaliśmy szybko, wykończył nas jeden mały seks, chociaż coś mnie może wykończyć. Wyszedł ze mnie i ułożył się blisko mnie.
-Może się ubierzemy? Będzie nam za chwilę zimno.  - powiedział, a ja się zgodziłam na to, miał rację mogło być nam zimno, bo tu noce były zimne. Na brudne cało musze czyste rzeczy ubrać, no cóż czasami trzeba zaryzykować. Ubrałam na siebie wszystko i zawiązywałam sukienkę z przodu, aby piersi nie było widać. Zostałam pociągnięta i znalazłam się na posłaniu obok Itachiego. Wtuliłam się w niego, usłyszałam burczenie w brzuchu, ale nie swoim tylko ukochanego. Spojrzałam na niego. - No co? Nie dziw się, ze głodny jestem, nie jadłem parę dni. - spojrzałam się na niego zła.
-Ważniejszy był dla ciebie seks niż jedzenie?!
-Spokojnie, kochanie. Nie, po prostu nie potrafiłem jeść, nie chciałem, bo nie było ciebie. Tęskniłem za tobą. - pocałował mnie. - Zaraz wrócę. - powiedział i zniknął. Zostałam sama, teraz myślałam nad tym co będzie jak będę w ciąży? Dla mnie będzie wspaniale, ale dla Itachiego? Chce mieć dzieci, ale byśmy musieli mieć i dużo dziecięcych rzeczy. Wrócił już. Trzymał w dłoniach miseczkę i dwa widelce. Dwa? Po co mu dwa? Nie jestem głodna, no może odrobinkę. Usiadł naprzeciwko mnie i postawił miseczkę. Popatrzałam na niego. - Mam nadzieję że też jesteś głodna.
-Nie za bardzo. - powiedziałam.
-Ale zrobisz mi tą przyjemność i zjesz ze mną?
-Może.. - uśmiechnęłam się, podał mi widelec, chwyciłam go. Nawinęłam na niego trochę ciepłego spagethi i dałam Itachiemu zjadł z apetytem. Karmiliśmy się nawzajem i popiliśmy wodą. - Itachi?
-Hm…  -połknął ostatni kęs jedzenia.
-Ty chciałeś ich zabić? - zapytałam szybko, on wiedział dokładnie o co mi chodzi. Chwycił moje dłonie, patrzałam na jego twarz.
-Chciałem, ale potem zrezygnowałem. Wiem, że nie uciekłaś stąd, oni cię wygnali, ale zacząłem na nich wrzeszczeć to oni sami nie wiedzieli czemu zrobiłem to. Potem powiedziałem im,  że o wszystkim wiedziałem. Widzieli że jestem wkurzony, to nie chcieli się pokazywać mi na drodze. Jeździłem często do miasta by być przy tobie i patrzeć co robisz. - mówił. Patrzałam cały czas na niego. Nie chciałam mu przerywać, miałam nadzieję, że zrozumiem wszystko -  Chciałem ci tego samego dnia rano powiedzieć, że coś czuję do ciebie, ale zobaczyłem cię wtedy w mieście, to wróciłem się tutaj i zacząłem się wypytywać. No powiedzmy, że Sasuke został ranny po tym jak zacząłem wrzeszczeć i go postrzeliłem. - mówił. Zbliżyłam się do niego, klęczałam przed nim, chwyciłam jego policzek uśmiechając się.
-Kocham cię. - powiedziałam do niego. Pocałowałam go, oddawał każdy pocałunek, a nasze języki muskały się pieszcząc nawzajem. Miała przymknięte powieki, oderwaliśmy się od siebie, lekko otworzyłam powieki. Posmutniałam później.
-Co się stało? - zapytał unosząc mój podbródek.
-Mam do ciebie prośbę. - mówiłam. Przymknęłam powieki i odwróciłam głowę od niego. Jakoś nie mogłam teraz na niego patrzeć.
-Mów.
-Nie atakuj jutro banku. - powiedziałam, nie wiedziałam jak go do tego przekonać, chciał coś powiedzieć, ale nie chciałam aby mówił. Chwyciłam go za koszulę mocno. - Proszę. Ja wam dam więcej, tylko nie atakujcie tego banku.
-Nie możesz dać nam więcej, tam jest najwięcej pieniędzy. Nikt nie ma więcej.
-Mój ojciec mi dał. Powiem ci coś, słyszałeś może kiedyś o Czarnej Strzale? - zapytałam go. Patrzał na mnie wzrokiem nie zrozumiałym, ale chyba słyszał..
-Kochanie słyszałem, ale co on ma z tym wspólnego. Dawno zginał, gdy mu się dziecko urodziło. - kręciłam głowa.
-Nie, Itachi. On żył, żył wśród mieszkańców. Nikt nie wie gdzie jest ten skarb, tylko jego córka wie, ona jedyna zna drogę do niego. Każdy mieszkaniec wie do kogo należy ten skarb, i nikt go nie poszukuje. Ma papier do niego podpisany przez szeryfa.. - ścisnęłam mocniej dłonie.
-O co ci chodzi? - wstałam i odeszłam kawałek od niego.
-Itachi ja.. - z oczu poleciały mi łzy rozpaczy - ja jestem córką Czarnej Strzały.
-Co! - podniósł głos.
-Wiedziałam, że tak zareagujesz. - on wstał z posłania i wpatrywał się we mnie. - Zabiłeś mi ojca, on próbował wejść na drogę dobra, a ja chciałam mu w tym pomóc. Nikt go nie posądzał o nic, że jest Czarną Strzałą, ale przed śmiercią powiedział mi parę słów w indiańskim języku. Zrobiłam to co chciał, wzięłam to co mi przypisał. Dostałam wszystko od niego, w tym i skradzione kosztowności. A wiesz co mówi kodeks bandytów? - pytałam. Patrzał na mnie, widziałam w jego oczach iskrę złości, to było prawdopodobne że tak będzie. Jakoś nie chciałam nikomu tego mówić, trzymaliśmy to w tajemnicy. Chciałam być wolna dlatego nikomu nic nie mówiłam, jakoś nie potrafiłam…
-Który artykuł lub paragraf?
-Jeśli bandyta zabije drugiego.
-Ten.. tak wiem, jego rodzina, majątek przejmuje wygrany. - powiedział, a potem się zastanowił i jego źrenice się powiększyły. Wiedział dokładnie już o czym mówię. - czyli, ze ty… ten skarb należycie teraz do mnie?
-Tak.
-Czemu nic nie powiedziałaś?
-Żebyś wiedział, że zyskałeś to co chciałeś? Nie potrafiłam tez tego powiedzieć, chciałam chociaż chwile być wolna i byłam, ale też po czasie zakochałam się w tobie to teraz chciałam tobie powiedzieć. Przepraszam, ale to chyba nie był najlepszy pomysł. - odwróciłam się i szłam szybkim krokiem do wyjścia. Zatrzymał mnie za przed ramię, spojrzałam na niego. Nie był wściekły? Najwyraźniej nie.
-Był najlepszym pomysłem jakim mogłaś zrobić. Myślałaś, że gdy dowiem się ze jesteś Jego córką to zrezygnuje ze swoich uczuć? To będzie wieczne, ciebie kocham i nie chcę abyś myślała inaczej. Jeśli znasz drogę do tego skarbu to jutro wyruszymy i nam pokażesz go.
-Jeszcze czegoś ci nie powiedziałam.
-Czego?
-Zostałam nauczona przez niego walki. Nie widać po mnie, co? - zapytałam.
-Nic, a nic, ale tym lepiej. Oni nie będą wiedzieli, że coś ukrywasz. - mówił. Przytulił mnie do siebie, chciałam teraz być w jego ramionach wieczność, czułam się bezpiecznie. - Powiemy tylko im, że znalazłaś pewien skarb. Tylko tyle.
-Yhy… - wymamrotałam. Spojrzał na mnie. Wziął mnie na ręce i poszedł na posłanie, położył mnie, jak i on się położył obok,  przytuliłam się do niego. Od razu zrobiło się cieplej.
-Śpij kochanie porozmawiamy za parę godzin - głaskał mnie w  prawe ramię. Usypiał mnie tym, cieszyłam się, ze jestem blisko niego. Jego ciepło i woń usypiały mnie. Nie słyszałam już nic, usnęłam w objęciach Morfeusza.

~*~
Następna część się ukazała i myślę, ze dobrze wyszło.
Pozdrawiam cieplutko wszystkich czytelników.

1 komentarz:

  1. Omfg i czemu ty już nie piszesz kobieto no czr no czemu!!!????? ♥♡:-(:'(:O☆★♧♣

    OdpowiedzUsuń