wtorek, 17 lipca 2012

Miłość na dzikim zachodzie (część 1)


Mieszkać na zachodzie to nie byle co. Są przygody nie powiem, a także kłopoty. Ostatnie dnie były upalne, że nie daje się wytrzymać. Chociaż innym to nie przeszkadzało. Mi tak, bo zawsze w moim otoczeniu była podniesiona temperatura. Same strzelaniny i bijatyki. Kto kogo bierze, lub wojna o złoto. Każdy chciał być bogaty. A ja tylko chciałam wolności. Być daleko od tej dziury. I tak byłam tu traktowana jak mężczyzna, mój ojciec zawsze mówił do mnie w męskiej osobie. Od śmierci mojej matki mówi tak przez cały czas. Można się wykończyć. Jestem do niej podobna, miała tylko inne włosy i oczy. A tak miała podobne. Siedziałam w domu. Za pół dnia miały się zacząć moje dziewiętnaste urodziny, których szczerze nie znosiłam. Dlaczego? Ponieważ mój drogi ojciec zawsze chciał je spędzać w saloonie. Czego naprawdę nie lubiłam! Wolał sobie popić niż dać mi jakiś prezent. Lecz dzisiaj to się zmieniło, powiedział mi, że będzie jakiś bal na moje urodziny. I w dodatku u nas! Dlaczego tu? Nie chcę. A jeszcze z maskami. Nikogo nie rozpoznam.
Zdziwicie się, ale nie miałam żadnego jeszcze mężczyzny. Co chwilę jak jakiś się pojawił, to mój ojciec go straszył, że trafi niedługo do więzienia. Mogłam się spodziewać, że tak będzie. Wszystkich mężczyzn odpychał ode mnie. Nie chciał, aby żaden się koło mnie. Wolał, abym była dziewicą do końca. Inie mieć nikogo. To  chyba  były jego plany na moja przyszłość.
Podśpiewywałam trochę. Ubrałam na siebie czerwoną suknie. W różnych miejscach były falbany. Była na cienkich ramiączkach. Na to zawsze nosiłam czarny jedwabny szal mojej matki, która kochała mnie nadmiar wszystko. Dawała mi też ojcowską miłość. Teraz, gdy jej zabrakło nie mogę się zwrócić do nikogo. Była nad opiekuńcza.  Nie mogła mieć więcej dzieci niż jedno groziło to śmiercią dziecka i jej. Dlatego nie ryzykowali. Potem została zabita. Nigdy mi nie powiedziano przez kogo. Nie chcieli. Szukałam długo, lecz nie znalazłam sprawcy tego czynu. Wiedziałam, że umrze prędzej czy później. Tylko, że ja chciałam z nią pobyć jeszcze dłużej. Usłyszałam z jej ust „Dbaj o ojca. Pamiętaj zawsze będę przy tobie. Nie obwiniaj nikogo za moją śmierć. Nikogo. Tak musiało być.” Pamiętam to do dziś. Zawsze czuje, że jest ze mną. Ale myślałam, że coś jeszcze mówi szepcząc. Ojca wtedy nie było. Miał wyjazd. Wszystko na mnie zwalił i stał się srogi. Jakby to była moja wina... Wzruszyłam ramionami. Przeczesałam włosy palcami i patrzałam w lustro. Byłam silna, miałam to po mamie. Musiałam w końcu coś po niej mieć. Wszyscy mówili, że wygląd. To było prawdą, ale charakter też. Nie pokazywałam tego, bo ojciec mówił, że z niej nic nie mam z charakteru. Sądziłam inaczej! A co miałam po ojcu? Zawziętość do walki. Miałam wiele zdolności, o których on nie wiedział.
Czy życie będzie lepsze? Nie sądzę. Moje będzie takie jakie jest, może nawet gorsze. Nie mam w nim wyjście. A w dodatku wymykanie się co noc do jednego z saloonów na śpiew i taniec. Nie mam pozwolenia... Pilnują mnie, ale nigdy im się nie udaje dopilnować! Wolała bym już nie istnieć niż cały czas uciekać. To nie dla mnie życie. Otworzyłam szeroko okno i wyszłam na balkon. Włosy szarpał mi wiatr. Ocierały o policzki, usta, szuje. Tak jakby ktoś delikatnie mnie dotykał. Przymrużyłam powieki. Odchyliłam głowę do tyłu. Pod powiekami zbierały mi się łzy. Potrząsnęłam lekko głową.
Nie myśl o tym. Tak będzie najlepiej. Nikt nie może się tego dowiedzieć, pomyślałam Wzięłam głęboki wdech i wydech. Myślałam, że to się dzieje z moim ojcem się zmieni. On tylko myślał o pracy. I jak złapać bandytów i skrócić ich o głowę. To jego najlepsze marzenie. Nie myśli o mnie, tylko o bandytach. A ja robię swoje i chodzę własną ścieżką.
Promienie słoneczne oświetlały mi twarz.
-Do cholery! Kiedy my ich złapiemy! Bandytów jest coraz więcej, a sądzę, że ktoś ukrywa ich. Powinni już dawno zostać ścięci! Nie istnieć na tym świecie. Nasze miasteczko jest przez nich zagrożone! Ich nie powinno być! – wkurzał się mój ojciec. Słychać go było można w całym mieście. Wszyscy wiedzieli jak się denerwuje z powodu nie udanej podróży do przyjaciela. Szukali razem ich kryjówki. Nic z tego. Nie odnaleźli. Może nawet lepiej, jakby schwytali nie było by takiej zabawy. Wszystkie dziewczyny padają na ich widok, ale gdyby ich okradły było by inaczej. Wściekłość by nimi rządziła. Usłyszałam stukanie kopyt. Spojrzałam na piaszczystą drogę. Ludzie odsunęli się. Parę koni przejechało z ludźmi, którzy mieli peleryny. Jeden z nich zatrzymał się. Spojrzał na dom, chyba cos chciał. Widziałam jego nikły uśmiech, a potem odjechał dalej. Dziwne. Ludzie stąd są bardzo dziwni. Muszę wyjść z tego domu, bo tu zwariuje. Podwinęłam sukienkę. Wspięłam się na barierkę balkonu. Chwyciłam się drabinki ciągnącej do góry. Schodziłam. Ojciec mnie zamknął, abym nie uciekła. Nie zna moich sposobów na ucieczkę. Stanęłam na równych nogach i odchodziłam. Przez bramę wjechał koń, a na nim mężczyzna. Był prawą ręką mojego ojca. Zszedł koło mnie. Popatrzałam w jego oczy. Ukłonił się. Chwycił moja dłoń i pocałował.
-Witam najpiękniejszą kobietę w mieście – odchylił się i uśmiechnął uwodzicielsko. Miał dwadzieścia dziewięć lat. Mój ojciec coś z nim knuł, ale nie wiedziałam co. Było to związane ze mną. Tylko co? Próbowałam do tego dojść co oni razem kombinują. Sora zachowuje się dziwnie. Jak reszta mieszkańców. Nie ma w nim nic porządnego. Mój ojciec sądzi inaczej! Niech go... Och nie będę się źle wyrażała. – Jest panienki ojciec w domu?
-Oczywiście. Powinien planować jak pozbyć się bandytów. Radzę ci mu pomóc, jest bardzo zestresowany. – uśmiechnęłam się delikatnie. Ruszyłam na miasto. Chciałam sobie pospacerować. Wiedziałam, że na mnie będą wszyscy patrzeć. Tego też nie lubiłam. Nie narzekałam, tylko szłam dalej. Miałam parę przyjaciółek, ale zdaje mi się, że ukrywają coś przede mną. To tylko podejrzenia, nic więcej! Szłam, czułam przeszywające spojrzenia mężczyzn. Przyzwyczaiłam się. Każdy wiedział kim jestem, i dlaczego właśnie tak wyglądam. Mój ojciec nigdy nie pozwoli mi na brzydotę. Byłam naturalna, niczemu się nie podejmowałam. Lecz zawsze przychodziły kobiety, aby zamoczyć mnie w specjalnym odżywiającym olejku. Chodziło o skórę, aby była delikatna i bez uszkodzeń. Jest taka... Westchnęłam słysząc gwizdy i komentarze na mój temat. Moim oczom ukazała się ta sama czarna peleryna co przed moim domem. Ten ktoś szedł przede mną. Wszedł do saloonu, gdzie każdy chodził. W nocy ja, aby trochę pośpiewać. Ojciec mi zabraniał, a zawsze wszystko na przekór robiłam. Stanęłam przy wodopoju dla koni, gdzie tez były przywiązane. Stał też czarny z dziwnym wypalonym znakiem na długiej szyi.  Patrzył się na mnie. Obróciłam się.
-Sakura! – ktoś mnie wołał. Chciałam się obrócić, ale poczułam jak ktoś mnie ciągnie do tyłu. Wpadłam do wody. Włosy mi się przylepiły do buzi. Byłam cała brudna. Patrzałam się przed siebie. Nie wiarygodne koń mnie wrzucił do wody. W dodatku czarny, co on do mnie ma. – Sakura!! – krzyk. Nie chciałam już się obracać. Westchnęłam. Wstałam i wyrznęłam wodę z włosów. Zarzuciłam do tyłu.
-Co ci zrobiłam? – zapytałam konia. Patrzałam na niego, a on mnie ignorował. – Tak, teraz mnie ignoruj. – byłam wściekła. Obróciłam się. Sama nie wiedziałam czemu mnie wrzucił. Nic nie zrobiłam, nawet nie powiedziałam. Nie bałam się zwierząt. Bardzo je lubiłam. Nawet te groźne.
-Nawet taka wygląda pięknie – skomentował któryś z mężczyzn. Z saloonu wyszło paru mężczyzn. Patrzeli się na mnie i chichotali radośnie na mój widok. Patrzałam na nich i wywróciłam oczami. Ktoś przeciskał się przez tłum. Odrzuciła dwóch mężczyzn w płaszczach stojących niedaleko mnie.
-Ciężko się tu przecisnąć do ciebie. – jęknęła widząc mnie w takim stanie – Fuj. Co ci się stało? – zapytała. Spojrzałam się przez ramię na czarnego konia z znakiem. Patrzał się na mnie przeszywającym węglowym spojrzeniem. Przyjaciółka zaśmiała się. – Nie żartuj? Ten koń cię wrzucił do wody? – zaśmiała się kolejny raz. Wzruszyłam ramionami – Musiało interesująco wyglądać.
-Oj bardzo interesująco. Chcesz się przekonać? Zademonstruje. – pociągnęłam ją.
-Nie waż się. Sakura!! – krzyczała. Nie wyszarpała się. – Daj spokój, lepiej jak się umyjesz i dam ci inną sukienkę.
-Dobra propozycja. – uśmiechnęłam się do niej. Stałyśmy znowu przy koniach. Poczułam ciągnięcie do tyłu. I znowu wpadłam. Krzyknęłam głośno. Wstałam energicznie. Obróciłam się do konia. – Odwdzięczę ci się w inny sposób!! Cholerny koń!! Wiem, że się z nim nie polubię jak się spotkamy następny raz.
-Kto wie... – wyszeptała moja przyjaciółka. - A teraz chodź  musisz naprawdę się umyć. – powiedziała. Szłam za nią. Jeden z mężczyzn patrzał się na konia. Chyba sobie w oczy patrzeli. Jakby przekazywali informacje. Wzruszyłam ramionami. Weszliśmy tylnymi drzwiami do szatni, gdzie były suknie. Od A do Z. Nawet do kankana. Te lubiłam najbardziej. Wlała mi gorącej wody. Był pewien odział do umycia się. Dała mi ręcznik i mydło. – Którą by ci tu dać. Hm... O już wiem. – powiedziała. Rozebrałam ta, która miałam ubrane. Położyłam ją na ziemię. Zaczęłam cała się obmywać. Spłukałam się od głowy do stóp wodą z miski. Wytarłam szybko ciało. Ino podała mi sukienkę do kankana.
-Ino, ale to...
-Ubieraj i nie gadaj. Dobrze w niej wyglądasz. – powiedziała. Uśmiechnęłam się, założyłam szybko na siebie wraz z butami wysokimi na obcasie. Ino wpięła mi kwiatka we włosy. – Teraz jest znakomicie. Każdemu się spodobasz. A tak przy okazji. – wyciągnęła pudełko za pleców. – Złożyliśmy się na to wszyscy. Wszystkiego najlepszego Sakura.
-Ino... – w oczach stanęły mi łzy. Chwyciłam pudełko. – Dziękuję. Zawsze pamiętacie o moich urodzinach. – mówiłam. Wytarłam łzy lecące po policzkach. Byłam teraz szczęśliwa, że mam przyjaciół wokół siebie. Może mi się zdają, że coś ukrywają.
-Otwieraj. Chcę wiedzieć czy ci się podoba. – powiedziała. Otworzyłam pudełko, w nim był naszyjnik z szmaragdowym kółeczkiem, obwódka pozłacana. Spojrzałam na nią. A ona na mnie patrzała.
-Przepiękny. Dziękuję. – wyjęłam go. Odłożyłam pudełko. Chciałam go założyć, pomogła mi Ino. Wzięła i zapięła z tyłu. – Będę go zawsze nosiła. Dopóki nie zostanę okradziona. – uśmiechnęłam się. Wiedziałam co musze z tym robić. Nie interesować się ojcem. On ma jakieś plany, a ja będę miała ich przestrzegać? Chyba sobie żartuje. Spojrzałam na lewe ramię przyjaciółki. Miała na nim wypukłą bliznę lecącego ptaka. Inne z tancerek też miały, ale inne zastanawiam się po co im to?! Nie chciały mi powiedzieć. Nie pytałam się dalej, ale wiem, że bolało ich to. To jest jakby wypalone.
-Znowu się tym zamartwiasz?
-Wcale nie. Tylko myślę po co sobie to zrobiliście jak to bolało. – wypowiedziałam. Ta tylko uśmiechnęła się.  W jej oczach widziałam spokój, nie było żadnego bólu lub troski. Niczego! Była całkiem spokojna. Potrafiła tez opanowywać emocje. Była w tym świetna, czasami mnie to wkurzało. – Będziecie dzisiaj u mnie?
-Oczywiście, ale nie wiem jak tam się dostaniemy. Trzeba mieć zaproszenie. – właśnie. Zapomniała bym! Zaproszenia! – podwinęłam spódnicę. Na udzie lewym miałam gumkę i pięć kopert. Jedną dodatkową. Wyciągnęłam je.
-Mam tu dla was zaproszenia. Robiłam je specjalnie dla was. Macie tam jedno dodatkowe jakbyście jeszcze kogoś chcielibyście wziąć. A na zaproszeniach macie osobę towarzyszącą, bo pamiętam jak mówiliście, że macie ukochanych mężczyzn. Możecie przyjść z nimi. Chętnie ich poznam. – posłałam jej uśmiech. Ona odpowiedziała mi tym samym.
-Teraz ty pamiętałaś o naszych mężczyznach. A tego piątego na pewno weźmiemy. – powiedziała.
-Cieszę się. – powiedziałam. – Będę już szła. Chcę jeszcze zajrzeć w jedno miejsce. Dziękuję tobie za prezent i sukienkę. Odwdzięczę się później. – pomachałam jej. Widziałam jak jeszcze wchodzi do saloonu z kopertami w ręku. Na pewno chciała je dać przyjaciółką. Wyszłam.  Szłam dalej. Nie potrzebowałam opieki ojca, by on mi wybierał przyjaciół. Mówił „Nikogo nie możesz zaprosić. Tych, których ja zaproszę to będą twoi przyjaciele”. Jak to mówił „Ja rządzę na razie twoim życiem. Masz się mnie słuchać” po prostu jestem niewolnicą ojca. Nie mam własnego życia. Widziałam tego konia. Ominęłam go szerokim łukiem. Patrzeliśmy sobie chwilę w oczy. Odeszłam od niego, aby mi nic nie zrobił. Nie chciałam wpaść do wody. Byłam czysta i wszystko na sobie było pachnące. Nie będę się narażała! Szłam wzdłuż drogi. Mijały mnie masę koni i powozów, ale żaden nie zrobił tego co tamten. Nie patrzały na mnie tym dziwnym wzrokiem. Jakby to komuś miało coś przekazać. Ten ogier był straszny. Nie myślałam, że aż tak. Doszłam do kapliczki jednej na pustkowiu. Nic tu nie było. A ja je czułam. Czułam duchy swoich przodków. Były koło mnie, tu ich było najwięcej. Czekałam na jednego. Przyjaciółka wiedziała, że rozmawiam z duchami przodków. Mogła bym wyczuć każdego w okolicy ducha, ale nie chcę nikomu o nich mówić. Wybuchła by panika.
Wyczułam swoja matkę. Koło mnie była.
-Cieszę się, że jesteś. – spojrzałam w bok. Czułam jej zapach. Wszystko co kiedyś było z nią związane. – Dzisiaj ojciec wyrządza bal. – wiatr zawiał. – Wiem, że powinnam się cieszyć, ale nie potrafię. Boję się, że coś knuje w mojej sprawie. I tez Sora. To chyba o niego chodzi. Martwię się, że dzisiaj chce powiedzieć, że mam zostać jego żoną. Nie chce tak – łzy mi poleciały. Silny wiatr zawiał i zdmuchnął je w daleka przestrzeń. – Wiem, że mogę temu zaradzić, ale co ja mogę?! Jak jestem ptakiem zamkniętym w klatce.  Nie wiem czy znajdę z tego jakieś konkretne wyjście. Jestem bezradna. – westchnęłam. Wiatr się wzmógł. – Dobrze, dobrze. Spróbuję. Obiecuję. – mówiłam. Zawsze wiedziałam co do mnie mówi. Wiatr leciutko wiał. Moja matka uspokoiła się. Spojrzałam w niebo, musiałam już iść. Pożegnałam się z matką i ruszyłam do domu. Wiedziałam, że musze tam się zjawić. A nie chciałam. Wolałabym już być daleko stąd. A w dodatku ojciec ma samych wrogów w bandytach. Krzyżuje im plany co drugi raz. Mieszkańcy są spokojni, lecz ja nie. Wiem, że coś się może mu stać. Mówię mu, ale on nic nie robi z tym. Go to nie interesuje co ma kobieta do powiedzenia... Szłam koło saloonu, było sporo ludzi, ale nie było tego ogra.  Co za szczęście!
Zaczęłam biec. Weszłam na swój teren domu. Podeszłam do drabinki i wdrapałam się zwinnie. Teraz musiałam się przebrać. Na pewno coś znajdę. Zamiast czegoś szukać. To wszystko leżało na łóżku. Czerwona sukienka, buty na obcasie. Rozebrałam się do bielizny. Poprawiłam na udach jedwabne chusty przywiązane na gumkach. Po prawej stronie był rewolwer, który trzymałam na wszelki wypadek. Zwinęłam go ojcu. Nie domyślał się, że to córka mogła wziąć. Nałożyłam na siebie sukienkę. Miała czerwone ramiączka z marszczonej gumki, która była poszywana materiałem czerwonym. Obniżyłam trochę marszczone ramiączka na początek przed ramion. Zaznaczała mi kształt piersi. Nie nosiłam niczego na piersi. Nikt z kobiet nie nosił. Nawet bandaża. Była dosyć falbanista robiona na pewno na zamówienie. Dosięgała mi ponad kostki. Z różnych stron były falbany. Założyłam buty czerwone. Wyjęłam róże z włosów i przeczesałam szybko włosy. Miałam nadzieję, że w tym roku nic się strasznego nie stanie i nie będzie awantury. Wpięłam z powrotem róże we włosy. Słyszałam pstryknięcie klucza. Nie patrzałam na drzwi. Czułam, że koło mnie unosi się różany zapach. Mama, pomyślałam.
Patrzałam się w lustro. Wzięłam jeszcze branzoletkę leżącą na szafce. Przypięłam sobie do prawej dłoni. Pasowała do naszyjnika. Miała oczka szmaragdowe, tak jak naszyjnik który dostałam od przyjaciół.
-Panienko? – spojrzałam się. Była to nasza służąca, a raczej taty. Nigdy ją o nic nie prosiłam. I tak miała dużo roboty od mojego ojca. – Pan wzywa na dół.
-Dziękuję ci. – powiedziałam. Obróciłam się. Ona chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. – Stało się coś? – podeszła do mnie i poprawiła mi sukienkę u dołu i przy piersiach, aby bardziej były kształtne. Jak czegoś sama nie zauważyłam. Robiła to ona z dobrowolnej woli. Nie prosiłam ja o nic nigdy. Sama byłam odpowiedzialna za wszystko.
-Teraz panienka wygląda ślicznie – powiedziała. I wyprostowała się. Popatrzała za mnie. Był tam portret mojej matki ze mną. Jej smutny wzrok mówił wszystko. Tak samo jak ja chciała, aby była z nami. Wszystko było by inaczej. Mój ojciec był by inny. Wszyscy byli by inny. Tylko moja matka miała wpływ na niego. Mnie nie słucha nigdy. Jestem dla niego za smarkata. Musi być starsza i silna kobieta. Wtedy by posłuchał. Westchnęłam.
-Tez za nią tęsknię. Zawsze jest wśród nas. Przy tobie tez. Bardzo cię lubiła. Wiem o tym. A ty ją szanowałaś. – uśmiechnęłam się. Ona się na mnie spojrzała. Łzy jej stanęły w oczach.
-Panienka jest do niej taka podobna. Z wyglądu jak i charakteru.  – powiedziała uśmiechając się. Ona to zauważyła, ale wiele osób nie. Szanuje ją i innych bardzo. Wykonują ciężką pracę za mojego ojca. Jak mu się nie chce robić, to daje im to. Westchnęłam.
-Pójdę już. Zaraz może wpaść w szał. – powiedziałam uśmiechając się. Brzuch zaczął mnie bolec z podenerwowania. Ciekawe co znowu wymyślił? To nie będzie miłe. Wiem to. Nigdy mnie tak nie bolał jak teraz. Dziwne. Coś się stanie czuje to w kościach. Nie mogę ocenić co. Ma to związek ze mną. Cholerne przeczucia... Ups... Przepraszam, miałam się kulturalnie wyrażać. Powstrzymaj się, jak przy takich okolicznościach nie idzie. Stanęłam na korytarzu u góry, gdzie mogłam zobaczyć całą sale wypełnioną ludźmi. Trzymałam dłoń na barierce, która zabezpieczała przed upadkiem. Mój ojciec stał przy drzwiach i witał gości. Będę ja musiała przejąć jego obowiązki. Nie chcę, ale muszę. Nie mam wyjścia. Ruszyłam w dół. Myśląc nad tym, aby to wszystko się już skończyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz