wtorek, 17 lipca 2012

Czysta Krew część 7


Stałam przy oknie, gdzie patrzałam na las, w rękach trzymałam Shine, która nie mogła zasnąć. Przeniosłam na nią wzrok, patrzałam w jej zielone oczka, były takie intensywne. Podobne do mnie, miałam ten sam kolor, ale bardziej ciemniejszy od niej. Wolałabym, aby mi się nie zmieniły, takie jak zawsze mieć. Uśmiechała się do mnie, i teraz patrzała w skupieniu na mnie, a ja na nią. Itachi miał jakieś zebranie z wampirami, miałam przyjść, gdy ją uśpię, ale nie chciała spać. Była przecież półczłowiekiem powinna spać, ale najwidoczniej nie chciało się jej. Chwyciła materiał sukienki i lekko podniosła się, pomogłam jej w tym, nie mogła się w takim młodym wieku nadwyrężać. Oplotła swoimi małymi rączkami moją szyję, a jej drobne usta poczułam na ramieniu, które przytykała poczułam jakby się zasysała, piła krew. Chyba pierwszy raz, wzięła z mojego organizmu. Minął dokładnie jeden dzień od ich narodzin, a stały się większe już o pięć centymetrów, minie jeszcze parę dni, a będą potrafiły mówić. To nie możliwe. Oderwała się ode mnie i spojrzała na mnie przepraszająco spuszczając głowę.
-Kochanie, przestań mnie przepraszać, jesteś głodna. Weź sobie jeszcze - uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek i leciutko ugryzła biorąc sobie trochę mojej krwi. Może dlatego nie chciała zasnąć, że była głodna, a bała się brać ode mnie?! Tak Itachi ja i pozostałych uczył, aby nie brali ze mnie krwi, ale jak zawsze im pozwalałam jak nie było ich tatusia. Nie mógł tego zobaczyć, on miał srogie zasady, a ja nie byłam taka. Pozwalałam na wszystko. Poczułam jak odrywa się szybko, i udaje, że śpi, i nic nie zrobiła. Musiała wyczuć Itachiego, że idzie w tą stronę. Wrota się otworzyły, a ja się zaśmiałam, widząc nikły uśmiech na twarzy małej. Zrobiła taki oddech, że każdy by pomyślał, że śpi. Nawet Itachiego parę razy oszukała, że śpi. Wcale tak nie było, wiedziałam to, widziałam dokładnie.  Nigdy nie chciała, aby na nią krzyczał, że pije moją krew, i dobrze. Nie może się dowiedzieć, bo ja też bym miała u niego minusa, że im daję, a jemu nie.
-Czemu nie przyszłaś skoro ona śpi? - zapytał mi do ucha, nadal się nabierał, popatrzałam w jego oczy, jego dłoń znalazła się na moim policzku pieszcząc lekko, uśmiechnęłam się. Patrzył w punk, gdzie wbiły się dwie małe kły. - Gdy się obudzi, będzie miała małą lekcję.
-Itachi przestań, była głodna.
-Nie Sakura. Gdy będzie starsza tez będzie to robić? A ona się przyzwyczaja szybko, i jest bardzo uparta. Nie przyzwyczajaj jej do tego, że będzie mogła mieć pod ręką jak będzie głodna, bo sama wiesz że tak nie będzie. - zdenerwował się. Poczułam jak ściska mi mocniej materiał, ale brunet się nie spojrzał na nią. - Jesteście takie same, uparte i stanowcze. Oj z wami trzeba inaczej rozmawiać zawsze - mówił, a ja uśmiechnęłam się, poczułam jego usta na swoich, trzymałam małą i całowałam jego. Usłyszałam ciche śmianie, no nie pokazała mu, że nie śpi. Oderwał się ode mnie, i spojrzał na Shine, była w tej samej pozycji, ale oczka miała otwarte, było można zobaczyć zieleń jej oczu.  Wtuliła się bardziej we mnie. - Widać, że ktoś tu nie śpi. - patrzał się to na mnie to na córkę, uśmiechnęliśmy się oby dwie. - No nie, dwa niewiniątka się znalazły.
-A nie jesteśmy? - zapytałam, córka popatrzała na mnie. Widziałam w jej oczach radość, ale i smutek, że okłamała ojca, którego tak kochała. Tak, bo spędzali ze sobą najwięcej czasu. Była Itachiego oczkiem w głowie. - Oj no dobrze, księżniczko.  Itachi?
-Hm…
-Przepraszam - uśmiechnęłam się, a Shine popatrzała na ojca przepraszająco. Wyciągnęła do niego błagalnie rączki, chwycił ją. Przytuliła się, opatulając ręce wokół jego szyi, a główkę wtuliła w tors. Usłyszałam ciche chrapanie. Znowu to samo, zasnęła przy nim. Chociaż u mnie częściej zasypiała. Zaniósł ją do jednego z łóżeczek, spojrzał na pozostałą dwójkę, która wierciła się, ale spała. Wiedziałam, że ich kocha, ale bardziej kocha swoją córeczkę, która zawsze go słuchała. Dziwie się, że tak potrafi słuchać, dopiero dziecko po narodzinach. Ale to są inni, rozwijają się znacznie szybciej. Usiadłam na brzegu łóżka, byłam zmęczona, a moja krew nie wróciła jeszcze do pozostałej ilości, jaką straciłam przy porodzie. Westchnęłam, człowiek jednak jest słaby. Czemu aż tyle jeszcze musze czekać, aby stać się taka sama jak on. A w ogóle po co miałam przyjść do niego? Ciekawe. Poczułam zimne ręce na brzuchu, i leżałam na łóżku, wpatrywałam się w ciemne oczy. Uśmiechał się do mnie.
-Itachi, dlaczego chciałeś, abym przyszła do ciebie?
-E… Chciałem, abyś przyszła do Sali tronowej, aby omówić nasz ślub.  - czy on to powiedział? Jakoś szybko ten ślub, przecież co dopiero urodziłam dzieciaki, i już ma być ślub. Uśmiechnęłam się.
-Ślub, ale myślałam, że najpierw mnie… - zatknął mi usta swoimi i całował namiętnie, ale jakoś zawzięcie tym razem, tak jakbym miała zginąć. Zarzuciłam ręce do tyłu, oddawałam pocałunki z ta samą zawziętością. Zjechał na szyję, i całował każdy skrawek niczego nie opuszczając, westchnęłam cicho.
-Już dłużej nie wytrzymam. Chcę abyś stała się taka jak ja - chciał się wbić w moją szyję.
-Poczekaj - wypowiedziałam szybko, oderwał się i spojrzał się na mnie, odwróciłam wzrok od niego. Patrzałam się na wielkie lustro, w którym byłam tylko ja, go nawet nie było w nim widać.
-Nie chcesz?
-Chcę i to bardzo. - popatrzałam teraz na niego - Tylko mam do ciebie małą prośbę. Czy pamiętasz jak pierwszy raz mnie pocałowałeś? - zapytałam, kiwnął głową. On chyba wszystko pamięta co było związane ze mną - Chciałabym, abyś ostatni raz mnie pocałował jak jestem śmiertelniczką z tą samą delikatnością. - uśmiechnął się, zbliżał się do mnie, musnął zimnymi ustami. To był właśnie ten pocałunek, taki delikatny, a za  razem namiętny, że nie chciałam się od niego odrywać, dłonie wplątałam w jego włosy, bawiąc się nimi. Zjechał ponownie na szyję.
Dziękuję ci, pomyślałam.
Przejechał po szyi językiem, poczułam jakby jego ślina została na niej, ale to mogła nie być ślina.
-Zaboli. - a co tu nie boli? Wszystko boli. Poczułam jak jego kły wbiły mi się w szyję, nie krzyknęłam chociaż bolało, zacisnęłam dłonie na jego bluzce. Opuszczały mnie siły, czułam jak wysysa ze mnie moją własność, ten szkarłat, ale w zamian coś mi dawał, nie wiem co to było, ale czułam, że zamiast czegoś ciepłego wsysa we mnie zimną ciecz. Może jad? Nie wiem. Nie musiałam mu mówić, aby zaopiekował się dzieciakami, on to wiedział. Pił moją krew łapczywie, nie miałam temu nic przeciwko, bo wiedziałam, że mu smakuje i to bardzo. Chciał ja tylko dla siebie, nikomu nie pozwalał mnie dotykać. On sam mógł. Oderwał swoje kły ode mnie. Popatrzał  na mnie, nic nie powiedziałam, nie mogłam, wszystko jakby zdrętwiało. A serce? Nadal biło. Usiadł na brzegu łóżka, poczułam ból, i to mocny, jakby do wszystkich organów mojego ciała dostawały cos bardzo ostrego, jakby szkło wszystko przebijało. Już sama nie wiedziała co tak bardzo boli, ten jego jad, dostawał się do wszystkiego, a derce przestało bić, lecz ruszałam się czułam to wszystko. Ja nadal żyłam. Ten ból był nie do zniesienia, ile to potrawa? Dzień, dwa, trzy? Nie wiem, ale poczułam czyjąś małą zimną dłoń.
-Tatusiu, co się z mamusia dzieje? - usłyszałam pytanie dziewczynki, to ile przemieniam się już? No ile? Nic więcej nie usłyszałam, jedynie, że wrota się zamykają, poczułam znowu ten ból. Był straszny, przeszywał każdą komórkę mego ciała. Chyba tu zwariuje. Otworzyłam oczy i wstałam szybko nawet nie wiedziałam kiedy, a byłam na ziemi.  Nie czułam już bicia serca, teraz nie będzie tak jak wcześniej będę odporna na to wszystko. Przymknęłam powieki, słyszałam ciche chodzenie po pokojach, korytarzu. Zauważyłam białą sukienkę, przygotowaną specjalnie dla mnie. Zrzuciłam starą i założyłam nowa, była dosyć długa zakrywała mi nogi, założyłam jeszcze białe buty na obcasach. Chciałabym zobaczyć dzieci, jak one się rozwijają przez te dni, a może nawet więcej. Wrota się otworzyły a ja wyszłam, wiedziałam gdzie iść do Sali tronowej. Skupiłam się.
-Tato, kiedy mamusia się ocknie? - pytała dziewczynka, moja córka.
-Ależ ty wrażliwa, ocknie się to ocknie - mówił chłopięcy głos, mój z jednych synów, których bardzo kochałam.
-Nie mów tak Natso. Sam dobrze wiesz, że dla Shine mama jest wszystkim. Dla nas tak samo. - usłyszałam westchnięcie. Stanęłam przed wielkimi wrotami, które otworzyły się. Słyszałam każdy ruch osobnika. Dziewczynka na mnie popatrzała, miała różowe włoski sięgające do ramion i te same szmaragdowe oczy. Miała na sobie kimono - różowe. Uśmiechnęłam się. Moich dwóch synów miało krótkie czarne włosy i tego samego koloru oczu, jeden z nich spojrzał na mnie, lecz drugi nie. Jest z charakteru taki sam jak ojciec z początku, to się u niego zmieni. Odgarnęłam do tyłu włosy.
-Mama. - dziewczynka biegła do mnie, zauważyłam jak się potyka, znalazłam się przy niej i zatrzymałam przed upadkiem. Wtuliła się we mnie. Co dziwne nie chciało mi się krwi! Nie działała na mnie, lecz czułam ta ich krew.
-Ślamazara - usłyszałam, i pokręciłam głową.
-Bałam się - wypowiedziała i przytuliła się do mnie - że się nigdy nie obudzisz. - mówiła ściskając mnie mocniej, co mnie nie bolało. Nikt nie musiał już być delikatny, byłam jak marmur. Pogłaskałam ją po włosach.
-Kochanie - wypowiedziałam, mój głos się zmienił, na bardziej melodyjny i delikatny - A ktoś ci powiedział, że nie odzyskam przytomności?
-Tak. Natso mówił, że możesz się nie obudzić. - wypowiedziała, spojrzałam się na chłopaka, który odwrócił ode mnie wzrok. Pocałowałam małą w czoło.
-Dzieciaki możecie nas zostawić? - usłyszałam pytanie - Idźcie do wujka, wiecie, że za parę godzin…
-Tak, tak już idziemy tatusiu. - podbiegła do niego i pocałowała w policzek i razem z chłopcami zniknęła za wrotami. Wstałam na równe nogi, popatrzałam na niego swoim wzrokiem.
-Oczy ci się ani trochę nie zmieniły. - wypowiedział, znalazł się przy mnie, widziałam jego kroki. Uśmiechnęłam się.
-Powiedz mi co za parę godzin ma być?
-Nasz ślub. - zdziwiłam się. Nie myślałam, że w tak krótkim czasie będzie to możliwe, abym była mężatka. Musiał to długo szykować.
-Ile byłam w przemianie?
-Dokładnie dwa dni i dwie noce - powiedział, pocałował mnie. Nie czułam czy są zimne, czy ciepłe. Było mi po prostu przyjemnie.  Oddałam pocałunek. Ręce Itachiego znalazły się na moich pośladkach, ściskał je. Nie musiał się już powstrzymywać, byłam tak samo twarda co on. Zarzuciłam mu ręce za szyję. Przycisnął mnie do ściany, a ręka dostała się pod sukienkę. Nie odrywałam się od niego. Usłyszałam jak ktoś wpada do pomieszczenia, lecz nie oderwałam się od niego.
-Ups… - znałam ten głos. Miałam mu dzieciaczki zrobić. Sasuke cały on. Oderwał się ode mnie Itachi, i spojrzeliśmy się oby dwoje na młodszego bruneta. - Wybaczcie, że wam przeszkadzam. Ale Sakura, oj przepraszam królowa przed ceremonią musi iść się najeść. Sam to mówiłeś. Nie może być głodna. - poczułam jak zaciska na moim pośladku mocniej dłoń. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Chociaż nie czułam już w ogóle bólu. Sasuke podał mi czarną pelerynę, abym na siebie włożyła. Włożyłam ją, na siebie. Lecz Itachi mnie nie puszczał.
-Wrócę, przecież nie ucieknę. Nie śmiałą bym - popatrzał się na mnie, a ja posłałam mu ten sam gest.  Pocałowałam tak samo jak on mnie wcześniej. Szczerze to czułam już głód, ale nie taki mocny. Mogłabym wytrzymać jakiś czas. Oderwałam się od niego.
-Tylko nie pobrudź sobie sukienki. - wypowiedział. Pomachałam mu tylko ręką. I szłam pierwsza, zauważyłam dzieciaki, które były przy wejściu głównym. Deidara uśmiechał się do nich. A oni rozmawiali z nim. Szybko urosły. Mam nadzieję, że będzie z nimi dobrze. Zobaczył mnie i ukłonił się. Muszę się do tego przyzwyczaić.
-Mamusia - usłyszałam głos Shine, która podbiegła do mnie i wskoczyła, chwyciłam ją. Popatrzałam na chłopaków, którzy wpatrywali się we mnie. Jeden z nich podszedł do mnie. I tak samo się przytulił.
-Cieszę się, że wreszcie jesteś mamo. - powiedział i mocniej się przytulił. Trzeci nic nie robił tylko stał.
-Idioci - wypowiedział, oderwałam się od dzieciaków. Patrzałam na mojego drugiego syna. Podeszłam do niego. Ukucnęłam.
-Czemu tak o nich mówisz?
-Nie twój interes.
-Nienawidzisz mnie, co?
-Tak.
-Dlaczego, Natso? - zapytałam. Byłam ciekawa co ja mu zrobiłam. Przecież byłam cały czas w przemianie. Nie mogłam go za dobrze znać.
-Bo musiałaś być śmiertelniczką jak nas urodziłaś. Tak, wiem, że byśmy nie przyszli na ten świat. Może nawet i lepiej. Chociaż nie musiałabyś znosić takiego utrapienia z nami. - wypowiedział i odwrócił wzrok. - Dlatego cię nienawidzę. Ty w ogóle nie powinnaś istnieć. Powinnaś dawno zginąć!
-Natsuo!! - wszyscy krzyknęli. Miał rację, co ja w ogóle tu robię? Ach tak zakochałam się w Itachim. To mnie jeszcze trzyma. Wstałam, założyłam kaptur. Patrzałam się na ziemię.
-Masz rację. - wypowiedziałam spokojnie, i łagodnie - Dawno bym umarła, gdyby nie twój tata. Sama chciałam zginąć, czekałam. Nie mogłam odebrać sobie życia, bo wiedziałam, że nie mogę. Ale wiec, jak mnie tak nienawidzisz, to ja i tak będę cię kochała, bo jesteś moim sykiem. Wszystkich będę kochała. - poszarpałam jego czarną czuprynę, i odeszłam otwierając wrota. Poszli za mną Deidara i Sasuke. Szłam szybko, chyba nie mogli mnie dogonić. Zatrzymałam się na jednej z dróg czułam zapach ludzkiej krwi, ale nie reagowałam na nią. Mój własny syn mnie nienawidził za to, że byłam śmiertelniczką. Może i ma rację, ale kocham go.
-Uwaga!! - krzyczał ktoś, nie zareagowałam. Po co? Byłam wampirem. Nie potrafiłam się nawet ruszyć. - Z drogi! - spojrzałam na tego kogoś. Denerwował mnie już. Czułam jakbym miała w spojówkach czerwień. Był blisko mnie. Zauważyłam ciemne włosy, i ciemne oczy. Znałam tego kmiecia. Skoczyłam lekko i znalazłam się na dachu karecy. Zatrzymał się.
-Sai czemu stanąłeś? - głos wydobył się z środka. Wpadłam do niej. Usiadłam naprzeciwko kobiety. Brązowe oczy lustrowały mnie, odgarnęła kosmyki włosów do tyłu.
-Czego chcesz? Kim jesteś?
-Ładnie pachniesz. - wypowiedziałam, czułam jej krew była naprawdę smakowita, aż ślinka cieknie.
-Dziękuje - pomyślała o perfumach z pewnością.
-Mi nie chodzi o perfumy tylko o twoją krew, Tsunade. - powiedziałam, widziałam jej strach w oczach. Tylko, że mnie nie rozpoznawała. - Muszę się najeść przed ceremonią. Wybiłabym was z chęcią wszystkich, ale On mi nie pozwoli z pewnością. Mam rację? - zapytałam, i spojrzałam w okno, gdzie stał Sasuke. Kiwnął jedynie głową. Chciała uciec, ale zagrodziłam jej obiema nogami drogę.
-Czemu chcesz całą wioskę wymordować?
-Dla przyjemności - zaśmiałam się. - A szczerze to nie. Dla zemsty bym to zrobiła. Zadaliście jednej kobiecie wiele bólu. - Sasuke odszedł - Oddaliście nawet ją wampirom.
-Sakura? Ona była zbędna. Nic nie warta szmata.
-Tak ja teraz nazywasz. Dawniej to była wiedźma i zdzira. - mówiłam. Odzywała się tak do mnie. Do wampira. Nie wiedziała kim jestem, bo miałam na sobie czarny kaptur. Słysząc obelgę w moim imieniu miałam ochotę ja zabić. Powinna zdychać w męczarniach.
-A jak tą jędzę można nazywać. Tak samo jak jej matka była zdzira i dziwka. - powiedziała. Nie zareagowałam, a  mogłam tylko, że chciałam jeszcze coś powiedzieć. A potem tą krew wyssać.
-A jak bym powiedziała, że ona żyje?
-Haruno? Niby ona by przeżyła? To nie możliwe, wampiry by jej nie oszczędziły. - mówiła  i zaczęła się śmiać. - Ona jest wredną suką.
-Tsunade, wy wszyscy jesteście w błędzie. Ona żyje, i siedzi przed tobą. - zauważyłam jej strach, który się pogłębiał, zaśmiała się. Myślała, że żartuję.  Zdjęłam czarny kaptur i spojrzałam na jej twarz. Drgały jej ręce. Kosmyki włosów opadły na twarz, odgarnęłam je za ucho. Wszystkie komórki jej ciała drgały. Uśmiechnęłam się. Zjechałam na tętnicę, biła szybciej co było zadawalające.
-To ty zabiłaś Jiraye?
-Nie, chociaż mam ochotę. Mój bliski go zabił. - powiedziałam. - Dołączysz do niego, nie martw się. Połączysz się z nim niedługo w piekle. - wstałam z siedzenia. Moje śnieżno białe kły wyszły. Oblizałam usta.
-Nie zrobisz tego. Nie jesteś taka.
-Zmieniłam się. Jestem teraz wampirem, a my żądamy krwi. - uśmiechnęłam się, zbliżyłam się do jej szyi - Żegnaj! - wbiłam się w jej szyję, czułam w swoich ustach smak krwi. Połykałam całą zawartość. Oderwałam się od niej. Wzięłam od niej chustkę i wytarłam usta. Zmieniała się w proch. Wyszłam z powozu. Sasuke wysysał z kogoś krew, co nie absolutnie nie obchodziło. Założyłam kaptur, byłam najedzona. Tylko na nich czekałam. Ludzie się na mnie ze strachem patrzeli. Uwielbiałam to teraz. Wytukła bym ich wszystkich za jednym zamachem, ale wtedy dostałbym od Niego. Doszli do mnie. Spojrzałam na nich. - Pobrudziliście się - powiedziałam
-Wiemy! - powiedzieli głośniej, a ja się zaśmiałam. Byli zgodni. - Chyba każda krew wam smakowała co? Przepraszam, wam każde smakuje.
-A tobie nie? - zapytał Sasuke.
-Nie. Tsunade wybrałam dlatego, że miała słodką jak na mój gust.
-No nie. Teraz i ty? Czy ty i On postradaliście rozum. Znowu będzie szukania i szukanie. Ja zwariuje z wami jak tak będzie. - mówił spokojnie brunet. Uśmiechnęłam się. Byłam pewna, że Itachi cos swojego mi przekazał. A może nie? Może to już było w mojej podświadomości?! Byliśmy w drodze do zamku. Zauważyłam w oknie jednego Natso, który wpatrywał się w wioskę. I przeniósł na mnie wzrok. Weszłam do zamku, i szłam przed siebie.
-Mamo, mamo, mamo!! - krzyczała córka. . Podbiegła do mnie i zaczęła ciągnąć. Była silna. Stanęliśmy przed wielkimi wrotami, które otworzyły się. A ja weszłam. Zauważyłam wampiry jak i Itachiego, czekającego na mnie. Shina podprowadził mnie do niego. A on mnie chwycił za dłoń. Teraz ma być ten ślub. Zauważyłam jak dzieci się uśmiechają, lecz jedno z nich nie. Jedynie patrzył w okno. Nie mogłam nic więcej zrobić. Musiałam czekać. Zauważyłam Deidare jak zaczął czytać coś z książki. Przeczytał dla mnie całą regułkę, abym po nim powtórzyła.
-Ja Sakura biorę ciebie Itachi za męża i ślubuję co miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuszczę cię całą wieczność. - wypowiedziała i patrzałam na niego. Powiedział to samo, jedynie zmieniając kolejność wyrazów.
-Królu, Królowo możecie się ugryźć - nachylił się nad moja szyją, a ja nad niego. To miała jeszcze raz przypieczętować, że jestem jego. Ugryźliśmy się nawzajem. Poczułam jego jad. Był przyjemny. Nie mam pojęcia jaki był mój. Oderwaliśmy się od siebie. - Na mocy wampirzego sakramentu zostaliście mężem i żoną. - spojrzałam się na okno. Było już ciemno, a jedynym promieniem światła był blady blask księżyca. Wszystkie inne wampiry wyszły, jedynie zostałam ja, mój mąż i dzieciaki. Itachi zbliżył się do mojego ucha
-Czeka nas piękna noc - wyszeptał i przechera językiem po moim uchu. Zaśmiałam się wiedziałam dokładnie o co mu chodzi. Sama miałam na to teraz ochotę. I to wielką. Zebrało mi się na zachcianki. A w dodatku erotyczne…
-Mamo - powiedział mój jeden z synów. Spojrzałam w dół był to Natso. Zauważyłam gniewny wzrok Itachiego. Coś chyba mu powiedział.
-Itachi?
-Hm…
-Chcę z nim sama zostać. Weź też ze sobą Chiaki i Shine
-Ale… - popatrzałam na niego. Wziął ze sobą dzieciaki i poszli razem. Nie wiedziałam, gdzie ale miałam nadzieję, że nasza rozmowa nie wyślizgnie się po za te mury… Usiadłam na tronie., pokazałam miejsce obok siebie mojemu synkowi. Usiadł. - Przepraszam za tamto. Już wiem, że źle mówiłem. I..
-Ojciec ci mówił, abyś mnie przeprosił? - milczał - Powiedz mi masz jakiś powód, że się tak zachowujesz jaki?
-Czuję, że tata mnie nie kocha. Zajmuje się tylko Shiną, ubóstwia ja i wszystko daje. Jak przemieniałaś się, to tez się bałem, że nie wrócisz i nie zobaczysz jak dojrzewamy. Chciałem być silny, ale to mi nie wychodzi. Płaczę gdy jestem sam. Mam jedynie wujka przy sobie, ale teraz i mam ciebie. Przepraszam za tamte słowa. Jesteś moją mamą i kocham cię. - mówił. Myślałam, że nimi się zajmował. Na pewno się zajmował. Tylko, że mógł poświęcać mniej czasu na chłopaków. Wstałam nachyliłam się nad nim. Pocałowałam w czoło.
-Tez cię kocham synku. Każdego z was. Nikogo mniej, nikogo więcej. Każdego ta samą miłością. A tatuś na pewno ciebie kocha.
-Mamo! - powiedział głośniej. Przytulił się do mnie. Uklęknęłam. Przytulaliśmy się do siebie. Wsiałam z nim razem, trzymałam go w swoich ramionach. Wrota się otworzyły, i wyszłam.  Szliśmy razem korytarzem, omijając wampiry. Jego głowa znalazła się na ramieniu. Doszłam do wielkich wrót, gdzie była akurat moja sypialnia. Otworzyły się. Zauważyłam jak Itachi bawi się z dzieciakami Co było dla mnie pierwszym wrażaniem. Nie wiedziałam jeszcze tego. Zauważył mnie i spoważniał. A ja się zaczęłam śmiać. Postawiłam synka na podłodze.
-Dzieciaki moglibyście nas zostawić. - mówił Itachi. - Muszę coś zrobić waszej mamusi.
-Co masz na myśli mówiąc „coś”? - zapytałam. No pięknie, zboczach jeden. Nie myślałam, ze mój kochany mąż będzie taki chętny teraz do tego. Będę musiała mu odpłacić później. Dzieciaki wyszły, a wrota się zamknęły, i w dodatku się zamknęły na dobre. Nikt nie może tu teraz wejść. Zostałam z nim sam na sam. Usłyszałam jego kroki, znalazł się przy mnie.
-Teraz mamy dla siebie czas - przyciągnął mnie do siebie. Był miły w dotyku. Patrzałam w jego czarne oczy.
-Tak, oczywiście. - uśmiechnęłam się - jesteś zboczuchem. - mówiłam, a ten jeszcze bardziej się uśmiechnął.
-Chcesz zobaczyć jaki to ja zboczony jestem? - jego ręka powędrowała do mojej kobiecości, przejechał po materiale. Odchylił go lekko i zaczął pieścić swoimi palcami. Jeden palec jeździł po wargach sromowych. Dawało mi to większa przyjemność niż wcześniej. - Teraz to doznasz z mojej strony naprawdę przyjemności. Będziesz zadowolona. - oparł mnie o ścianę. Patrzałam na jego twarz, a raczej na oczy. Błyszczała w nich jakaś iskerka.
-Jesteś nie wyżyty seksualnie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Dlatego ta wieczność nasza będzie czymś dla mnie wspaniałym. - patrzałam na niego. Uśmiechnął się do mnie. Coraz bardziej pieścił moje wargi sromowe. On chyba zwariował, doprowadzi mnie tym do szaleństwa.
-Wieczność chcesz spędzić na kochaniu się ze mną? - zapytałam uśmiechając się. Przybliżył się do mojego ucha.
-Oczywiście, kochanie. Teraz bym każdego zabił jakby cię dotknął. A jeśli to byłby człowiek to by nie przeżył ani sekundy. - mówił. Kochałam go za to. On by wszystko zrobił, aby mnie nie stracić. Nie wiem czy inni by tak potrafili. Pocałował mnie w usta. Oddawałam każdy pocałunek. Mogę z nim się dziennie całować jakby chciał. Parę godzin, dni nawet wieczność. Nam nie jest potrzebny oddech. Zwykły człowiek nie potrafił by tego, lecz teraz to potrafię. Ukląkł przede mną. On chyba nie zamierza..? Zasłonił swoją sylwetkę sukienką. Zdarł ze mnie cieniutki materiał. Chwycił moją nogę i ułożył na ramieniu. Jego język dostał się do wnętrza. Jęknęłam. Odchylił się ode mnie, wyszedł spod sukienki i popatrzał na mnie. Oblizał się.
-I co smakuje?
-I to bardzo. - uśmiechnął się i chwycił mnie. Znaleźliśmy się obok łóżka całując. Zdjęłam z niego koszulę, a po tym jego spodnie. Zdarł ze mnie sukienkę. Stałam przed nim w samej bieliźnie. Całował moje usta, szyję. Przegryzał. Czułam się błogo, mogłabym się na niego rzucić. Widziałam w jego oczach, żądzę. W moich to z pewnością było to samo. Stałam przed nim naga, nie nosiłam stanika od dłuższego czasu. On jeszcze miał przeszkadzającą mi bieliznę. Moja ręka błądziła po jego torsie zmierzając ku dołowi. Odchyliłam granice bokserek i dotknęłam jego prącia. Było takie przyjemne w dotyku, zaczęłam się nim bawić ściskając. Zdjęłam z niego ciemne bokserki. Całowałam jego usta, zjeżdżając niżej. Ukucnęłam przed nim. Wsunęłam jego przyjaciela do buzi. Pieszcząc go swoim językiem, zostawiając na niej zamiast śliny to swój jad. Teraz wszystko wyglądało inaczej. Położył się na łóżku, opierając się łokciami, wpatrywał się we mnie. A dalej robiłam swoje. To mu się musiało podobać. Bardzo dobrze o to mi chodziłam. Jego członek nabrzmiał do końca. Dotknęłam jego jąder robiąc na nim kółeczka. Poczułam ciepłą ciecz w swojej buzi, było mi tak dobrze. Połykałam ją było jej nadmiernie dużo. Wyjęłam go z buzi. Ciecz jeszcze wytrysnęła na moje blade ciało. Moje ciało było całe w jego białej mazi. Usiadł, a ja klękałam nadal przed nim. Zlustrował mnie i uśmiechnął się. Przejechał ręką po między moimi piersiami. Nie były już takie mniejsze jak wcześniej. Urosły. A sama nie wiedziałam dlaczego. Rękę miał w swojej spermie. Chwycił mój policzek, który zamazał swoją smaczną cieczą.
-I to niby ja jestem zboczony?
-No oczywiście, na pewno nie ja. - uśmiechnęłam się.
-Chodź tu do mnie. - pociągnął mnie do siebie. Wylądowałam na nim na łóżku. Moje sutki stwardniały czując jego tors. I dłonie ściskające moje pośladki. Myślałam, że zaraz zwariuję, jak zaraz tego nie zrobi.
-Będziesz brudny od…
-Nie obchodzi mnie to. - znalazłam się pod nim, jak zawsze górował nade mną. Ściskał moje piersi. - Ważne, ze mogę mieć ciebie całą dla siebie. Tylko dla siebie. - wyczułam jak jego brzemię, się porusza. Oho… podniecenie już działa.  Zaraz będzie chciał to zrobić. Niech to już zrobi do cholery. Ups... Jestem niecierpliwa. Pocałował mnie w szyje piersi i przegryzał za każdym pocałunkiem. Ściskał piersi rytmicznie. Przewróciłam go na plecy, teraz to ja górowałam nad nim. Siedziałam na nim. Czując jego członka byłam w siódmym niebie. Ruszał się, dając mi jeszcze większe podniecenie. Czułam jego miły zapach. Już wiem, ze ten zapach wydzielał się wtedy, gdy dwa wampiry się kochały…
Całowałam jego tors, od czasu do czasu sając jego twarde sutki. Zniżałam się niżej, chciałam ponownie wziąć nabrzmiałego ponownie członka do buzi. Tylko, że znalazłam się na plecach siedział na mnie.
-Oj nie moja droga. - rozsmarowywał jeszcze swoją ciecz na moim ciele. Przejechał po brzuchu językiem.  Rozchylił moje nogi dłońmi. Czułam jego brzemię, które dostało się brutalnie w moje wnętrze. Nawet nie poczułam żadnego bólu. Było mi po prostu przyjemnie. Poruszał biodrami szybko. Wiedziałam, ze niedługo dojdzie. Ale… Obróciłam go nie chcąc, aby wyszedł ze mnie. Popatrzał na mnie zdziwiony, a ja wzruszyłam ramionami… Teraz to ja ruszałam biodrami. Moje piersi falowały, a on się uśmiechnął patrząc na moje piersi. Przyciągnął mnie do siebie. Pocałował. Ja nadal ruszałam biodrami. Ciężki wampir, aby mógł dojść szybciej. Obrócił mnie po woli, byłam tak ogarnięta tym pocałunkiem, że nie czułam jak poruszał się szybko. Jedynie jego przyjemne jądra ocierały się o mój wzgórek łonowy. Och… Jest tak cudownie. Ostatnie jego pchnięcie. Poczułam jego ciecz. Miał jej dużo. Jeszcze więcej i jeszcze. Mogła bym być w tej pozycji Wiki, jakby to był on. Koniec. Już nie poczułam nic. Wyszedł ze mnie i przytulił się do mnie. Okrył nas kołdrą. Wolałabym jeszcze raz to powtórzyć. Teraz wiedziałam, jaka nasza wieczność będzie.  Nasze dzieci będą dorastać szybko i z pewnością staną się wampirami. Tego by chciał Itachi tak samo ja. Tylko trzeba o ich zadanie  jeszcze zapytać. Całował mnie przez cały czas.
-Itachi?
-Hm…
-Słuchaj… - oderwał się ode mnie, wpatrywał się w moje oczy - Kocham cię. - uśmiechnął się
-Cię tez kocham - wpił się w moje usta. Nie będę już chciała nikogo innego. To on jest moim i z nim spędzę całą wieczność, na dogryzaniu, na kochaniu i innych przyjemnych rzeczach.
THE END

~*~

Koniec. Dobra teraz będę pisała parówkę o piratach. Proszę nie poganiać. Teraz mam praktyki, więcej wolnego czasu.  Ale mam tez swoje życie.  Więc nie mówię, ze się szybko pojawi następna partówka. Ale gwarantuje że będzie.

1 komentarz:

  1. Podsumowując...
    Masz ciekawe pomysły na opowiadania. Akcja dobrana odpowiednio co do ilości notek (nie wiem jak to lepiej sformułować). Jednak moim zdaniem troszkę za szybko się wszystko potoczyło. Chodzi mi głównie o relacje między nimi, ale jak to mówią; Miłość nie wybiera. Przez chwile się zastanawiałam, czy nie lepiej by to wyglądało, gdyby było rozpisane na więcej rozdziałów. Stwierdziłam jednak, że tak jest idealnie (zaczynam powoli pisać głupoty =.=). No nic... Zabieram się za resztę notek :)

    OdpowiedzUsuń