wtorek, 17 lipca 2012

Dżungla nieszczęścia (część 3)


Leżała sobie przy zwierzaku, który spał smacznie. Dotknęła delikatnie jego futra i poczuła ciepłą ciecz. Jej dłoń w słabym świetle zabłysła szkarłatem. Oczy wyrażały strach. Był dużym, a wręcz ogromnym psem. Nie rozumiała czemu tak naprawdę ludzie boją się zwierząt. Jest duży, to prawda, ale ma uczucia jak każde inne zwierze. Chce tez się bronić, ale tych ran nie powinien mieć.
Wpatrywała się dokładnie w swoją dłoń. Był duży, i nie mogła wszystkiego dokładnie zrobić. Wstała po cichu i patrzała na ranę, nie była głęboka ale powinien mieć chociaż obmyte. Usłyszała skrzypienie, a po chwili trzask drzwi? Ciężkie kroki zbliżały się w jej stronę. Słyszała przekleństwa swojego przyjaciela dotyczące mężczyzny…! A po chwili nagły trzask i jęk.
-Radze ci się zamknąć. - usłyszała. Nie zwróciła na to uwagi, tylko stała wpatrując się w ranę. Przeszła przez jego nogi i usiadła kolo krat wpatrując się w zwierze. Miała głęboka nadzieję, że się wkrótce obudzi. Miała racje, jego czerwone oczy lustrowały ją. Merdał potężnym ogonem..  -Witaj Sakura. - spojrzałam przez ramię i oczom ukazał się brunet o długich włosach. Kucyk opadał na lewe ramię, nie miał na sobie koszulki jedynie podziurawione spodnie. Nie odzywała się, miała nadzieję, ze odpuści. - Jak się czujesz? - otworzył kratę i wszedł do środka. Zwierze nie zareagowało. Podszedł do niego i głaskał po pysku. Wydawał być się zadowolony. Sakura wpatrywała się w otwarte kraty. Chciała stad wyjść. Był odwrócony do niej plecami. Wstała cicho, a gdy chciała już wyjść zamknęły się z hukiem.
Przymknęła powieki. Wyczuła jego oddech na karku i gorące ręce koło żuchwy jakby chciał sprawdzić tętno jakie wywoływał u niej. Serce waliło jej jak młot czując jego ciepły oddech.. Obróciła się i zrobiła krok w tył wpadając na żelazne kraty.
-Czego ode mnie chcesz? - zapytała wyniośle.
-Hm… Jednej małej rzeczy.. - przybliżył się trzymając ręce by mu nie uciekła po obu stronach jej ramion. Przybliżył się do niej i drażnił oddechem szyję wraz z uchem. -Ciebie. - wyszeptał. - Potrzebuję kobiety do kopulacji, a  ty się nadajesz.
-Nie będę..
-I tak cię nie wypuszczę. Zostaniesz. Sama będziesz tego chciała, a także będziesz prosiła. - zacisnęła dłonie w pięść. On ją zmusza do zostania? Tak łatwo mu nie pójdzie, lecz nie wiedziała o pewnej rzeczy. Za parę godzin sama będzie musiała zostać, choć o tym nie wiedziała.
- W twoich marzeniach! - fuknęła. Dotknął jej policzka i wpatrywał w szmaragdowe oczy, które były wściekłe. Trzymała jego nadgarstek, by nie śmiał więcej razy dotknąć bez jej zgody.
-W marzeniach? Hm…
-Nie wyobrażaj sobie, że będziesz mną dyrygował! Jestem inna, potrafię postawić na swoim gdy chcę. Ty o tym nie wiesz…
-Wiem dosyć sporo - mówił. Patrzała na niego. Trzymała się kraty. Był za blisko niej, stanowczo za blisko. Zwierze nie reagowało. Spojrzała się w jego czarne oczy, jakby chciała coś wyczytać. Nie potrafiła. Odwróciła głowę patrząc jedynie na ciemną przestrzeń, która nie wyglądała przyjemnie. Poczuła szarpniecie i znalazła się za krata, która została przymknięta.
-Gdzie ty mnie prowadzisz?
Milczał. Nie odzywała się dłużej, ale widziała, że nie powinna tu dłużej zostać. Powinna wraz z innymi uciekać. Wepchnął ją do jednej z krat, która znajdowała się obok innych. Dlaczego ją tutaj teraz umieścił? Nie wiedziała. Leżała na zimnej posadzce. Ukucnął blisko niej.
-Ta noc będzie dla ciebie wyjątkowa - powiedział aby usłyszała. Spojrzała na niego nie wiedząc o co mu chodzi. - Już niedługo będziesz podobna do mnie. A wtedy nie będziesz miała wyboru i będziesz musiała zostać. - dotknął ponownie policzka. Odepchnęła go. Uśmiechnął się złowieszczo. Nie był przyjaźnie nastawiony do wszystkich, ale ona jakoś się dziwnie blisko niego czuła.
-Nigdy nie będę taka jak ty.
-He…? Nie chodzi mi o budowę lub psychikę. Będziesz raczej miała coś co mam ja. - wstał i wyszedł poza zagrodzenie. Patrzała na niego smutnym wzrokiem, nie chciała tu zostać a musiała. I nie rozumiała go w pewnych sytuacjach. Usłyszała trzask obok.
-Nie zrobiłeś tego! - usłyszała przyjaciela głos. Spojrzał na blondyna, który wyrażał wściekłość. Zlustrował mu zimnym spojrzeniem. Nie sądził, że wszystko może się zdarzyć. Brunet uśmiechnął się.
-Zrobiłem. Ona zasługuje na to. Jak sądzę, jej życie się zmieni. Ale wcześniej nie miała dobrego, było gorsze od tego które ją czeka. Tu może poczuć się wolna i pełna energii do życia. Polubi takie jakie będzie.
-Jesteś gnida bez serca. - powiedział. Miała nadzieję, że wszystko minie szybko. Wstała i usiadła na słomie. Szyja ją bolała nieubłaganie. Masowała sobie. Czarne tęczówki spoglądały na nią.  Uśmiechnął się.. Wiedział dokładnie co z nią się będzie działo podczas tego procesu. Mało osób to przezywa, ale sadził, ze ona da radę. - Ty wiesz, że może tego nie przeżyć.
-Wiem. Ale sądzę, że przeżyje. - wyszedł. Blisko jej krat znaleźli się dwóch innych. Czuła bóle ale nie wiedziała dlaczego. Położyła się na słomie.
-Sakura - usłyszała. Spojrzała się na blondyna, który wyciągał do niej dłoń. Nie miała siły na nic. Dłoń drgnęła. Jęknęła z bólu, aż skuliła się w sobie. - Co on ci zrobił. Jak on mógł zrobić to tobie? Ty tego nie wytrzymasz. Za duży ból. Za duży.. Musiałby ci ktoś pomóc.
-Naruto… - wyszeptała. - Ty.. zawsze byłeś przy mnie. Będę silna, nie martw się o mnie. - zacisnęła dłonie na rąbkach słomy, która kaleczyła dłonie. Nie mogła już wytrzymać z tego bólu. Krzyki roznosiły się po jaskinie. Ciemności przykrywały jej twarz, niczego nie było widać. Wszyscy inni obserwowali jej reakcje, które stawały się coraz bardziej straszniejsze. Ból przeszywał każdą komórkę jak także kość. Bała się tego najbardziej.
Oddychała ciężko. Nawet nie wiedziała ile minęło, a ciało coraz bardziej domagało się czegoś do picia. Można było usłyszeć ryk wydobywany z ostatniej klatki. Stojący na straży spojrzeli w tamtą stronę. Zdziwili się tym rykiem, który był obwieszczeniem nadchodzącego nowego członka ich grupy.
Kraty ponownie się otworzyły, a do środka wszedł mężczyzna w samych spodniach poszarpanych w niektórych miejscach. Ukucnął przy niej. Otworzyła powieki i wpatrywała się w niego. W dłoni trzymał butelkę z odkręcona wodą. Delikatnie się bujała w jego dwóch palcach. Nie prosiła o nią, nie będzie się poniżać.
Uchwycił ja tak aby mogła na wpół usiąść. Opierała się o jego tors. Oddychała wolno i głęboko, trzęsła się. Był to pierwszy objaw który widział u kogokolwiek. Przystawił jej dziubek butelki i przechylił. Piła wodę, która on dawał. Nie przejmowała się czy mógł coś tam dodać. Chciała tylko się napić by pragnienie ustąpiło. Popatrzała na niego i przymknęła powieki już uspokojona. Wiedział, ze była zmęczona. Usnęła na jego torsie. Nie przejmował się tym. Był bardziej zadowolony niż kiedykolwiek. Kobieta nie zasnęła od wielu lat na jego kolanach.
-Deidara?
-Tak? - zapytał.
-Przynieś mi tu koc. - nie pytał się o nic więcej. Jak najszybciej przyniósł koc, którym okrył dziewczynę. Odgarnął z jej czoła kosmyki włosów. Wyczuł, że zmienia się bardzo szybko. A jej kobiece kształty nabierają w niektórych miejscach okrągłości. Rzadko było spotykane, ze przez takie coś mogło zmienić się także to..
Wstał układając ja z powrotem na posłaniu. Przewróciła się na bok, dłoń miała otwarte. Mężczyzna odszedł. Została sama w objęciach Morfeusza. Woda pomogła jej na orzeźwienie, każdy wiedział czym to się niedługo skończy…









Gdy się obudziła była w jakimś pomieszczeniu, a wszystko wydawało się duże. Meble jak i całe posłanie, na którym spała. Nie była już w lochach, tylko w pokoju, który wydawał się naprawdę obszerny. Słowa którymi chciała to określić nie wyszły z gardła, tylko szczeknęła. Zamilkła. Wstała, nie była taka jak dawniej. Przed sobą miała polowe lustra. Podeszła do niego i zobaczyła swoje odbicie, które nie było takie jak wcześniej. Stała na czterech łapach, które były koloru czarnego, a reszta futra różowo biała. Więcej włosów opadało na prawa stronę głowy. Ogon miała zaokrąglony lekko.
Pisnęła cicho z przestraszenia. Nie mogła wymówić żadnego słowa. Położyła się i patrzała na siebie. Warknęła groźnie, ale nie mogła zrozumieć dlaczego tak właśnie się stało. Przecież tylko czuła ból w kościach, narządach i innych. Jak to możliwe, że tak się zmieniła? Przypomniało się jej co mówił gdy była w tym ohydnym lochu. „Będziesz raczej miała coś co mam ja.” Patrzała się nadal na siebie. Nie mogła jeszcze tego pojąć. Była człowiekiem, a teraz zamienił się w psa?
Zasłona od wejścia poruszyła się. Słyszała głosy, lecz nie wstawała. Do pomieszczenia wszedł czarny pies z naszyjnikiem. Obserwowała go dokładnie, tak jakby czegoś oczekiwała. Lecz poznała tego psa, on ja tutaj przyprowadził. Spojrzał na nią swoimi czarnymi oczami. Jego spojrzenie było zadowolone z swojego czynu. Zbliżył się do niej… Skuliła się w sobie. Językiem polizał jej nos. Odszedł dalej i rozbłysło światło, które było powodem zmiany. W miejscu gdzie stało zwierze teraz stał brunet i zakładał na siebie spodnie. Obrócił się do niej przodem. Patrzała na niego wściekła.
-Złościsz się, co? - zapytał. Nie odpowiedziała. Zbliżył się do niej i ukucnął. Warknęła. - A jednak się złościsz. Oj przestań, będziesz z tego zadowolona. Trochę to potrwa jak się przyzwyczaisz. - wyciągnął rękę, aby dotknąć lecz odsunęła się od niego. Nastąpił opór, i nie mogła uciec. Myślała, ze cos zrobi, ale on zaczął ją drapać za uszkiem. Zaczęło jej się to podobać, ale nie mogła się do tego przyzwyczajać.
-Jak ja cię nienawidzę - powiedziała swoim psim głosem. Uśmiechnął się pod nosem. Drapał pod bródką. Zbliżyła się do niego, gdyż nie mogła już się powstrzymać. Jego gorące ręce były jakimś magnesem, który przyciągał do siebie.
-Wiem, że mnie nienawidzisz. - popatrzała na niego. - Tak. Rozumiem cię. Tak jak każdego innego, lecz u ciebie jeszcze czuję wiele innych rzeczy. Dałem ci cos co mogę wyczuć. Z innymi nie mam podobnej więzi. - mówił. Wstał i podszedł do małej szafki, z której wyciągnął rzeczy. Położył sukienkę podarta na dole. Popatrzał na mnie. - Za dziesięć minut znowu będziesz kobieta. Włożysz to.
-Niby dlaczego miałabym to zrobić?
-Bo tak chcę. Twoje zdanie w tej chwili się nie liczy, może jak dorośniesz w tym gatunku to będę ciebie słuchał. - mówił. Wyciągnął przy okazji złota bransoletkę. - Codziennie gdy słońce będzie zachodzić będziesz zmieniała się znowu w człowieka. W późniejszym czasie będziesz mogła to kontrolować. I twoja wola będzie silniejsza do tego, a wtedy będziesz także rozmawiała ludzkim głosem gdy zmienisz się na powrót w psa. To zależy jak szybko będziesz rozkwitać. - powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Jasne różowe światło rozprzestrzeniło się po pomieszczeniu. Stała naga przed lustrem. Zauważyła także, że niektóre partie jej ciała są zaokrąglone i kształtne. Włosy dłuższe i lekko kręcone. Odgarnęła z oka grzywkę… Szybko założyła na siebie sukienkę. Nie miała majtek. Przecież bez majtek nie będzie mogła wyjść, prawda? Ale tutaj to chyba normalne.
Obróciła się. W wejściu stała kobieta o niebieskich włosach z kwiatem po prawej stronie. Na ustach widniał uśmiech, którego nigdy nie widziałam. Na jej palcu wisiały czerwone majtki w koronkę.
-Wiedziałam, że ci nie da. - powiedziała - Choć nie znam jego myśli, to mogę sądzić co każdy facet myśli. Uważaj na niektórych, oni są zboczeni. Lecz Itachi jeszcze nie był taki, więc po nim tego się nie spodziewałam. - rzuciła w moją stronę majtki. Ubrałam je delikatnie i spuściłam sukienkę, która sięgała do kolan. A na dole była poszarpana w wyblakłym czerwonym kolorze.  Wyciągnęła włosy spod sukienki, nie związywała gdyż lubiła nosić rozpuszczone, ale tylko gdy były dłuższe. Jak teraz. Sięgały do pasa… - Na pewno chcesz się wykąpać, prawda?
-Przydało by się. - powiedziała. Oby dwie wyszły z pomieszczenia. Szła za dziewczyną, która nie odzywała się przez moment. Widziała na sobie wzrok Itachiego, który był zadawalający, a po chwili zgasił się. Kobieta wzruszyła ramionami z uśmiechem.  Wiedziała dokładnie o czym myślał. Wychodziły z jaskini.
-Dokąd to? - zapytał męski powabny głos. Różowo włosa nie zaszczyciła go spojrzeniem, jedynie patrzała na swoje bose nogi.
-O matko, Itachi już mnie zaczynasz wkurzać! - podniosła głos. - Wiadomo, ze dziewczyny chcą mieć własne miejsce a przy okazji czas, nie? Ona będzie ze mną, więc się uspokój.
-Nie pozwolę jej tylko z tobą iść.
-Co?!
-Deidara i Sasori z wami pójdą.
-Nie ma mowy. Jeden z nich będzie się gapił. A może nawet coś gorszego. Jeśli chodzi o nią to się jeszcze nie przyzwyczaiła. - powiedziała. Sakura się na nią popatrzała. Nie była przyzwyczajona? W pracy bywało o wiele gorzej. Choć chodziło o inne dziewczyny.
-Jeśli by to zrobili to bym ich zabił.. - ostatnie słowo zabrzmiało jak groźba. Popatrzała na niego, przegryzła dolną wargę. Nie wiedziała dlaczego tak jest, ale była pewna, że jeszcze cos czeka w tym życiu. Patrzał się na nią jakby chciał coś od niej ważniejszego. Nie miała zamiaru mu niczego dawać. Niebiesko włosa westchnęła. Pociągnęła mnie i szliśmy. Za nami szły dwa psy.
-Jeszcze ci się nie przedstawiłam, prawda? Jestem Konan. A ci dwaj, który drepczą za nami. Żółty to Deidara, a czerwony to Sasori. Na blondasa uważaj. - warknął. Nie przejmowała się tym. - A tak ogólnie to czym się kiedyś zajmowałaś?
-Byłam ekologiem. - wszyscy się zatrzymali, lecz ona szła dalej. Popatrzała na dziewczynę, która była naprawdę zdziwiona ta sytuacją. Wzruszyła ramionami. Ruszyła dalej, choć nie wiedziała gdzie iść. Poczuła wiatr we włosach, który poszarpał delikatnie we wszystkie strony. Poczuła uścisk na ramieniu.
-Serio?
-Tak. Przyjechałam tu na obserwacje, ale to był tylko pretekst. Chciałam znaleźć przyjaciół i wtedy zostałam złapana. No cóż, to się nazywa ironia losu. Zawsze tak bywało. Pech prześladował mnie przez całe życie. - westchnęła zrezygnowana. - A ty co kiedyś robiłaś?
-Byłam aktorką. Początkująca rzecz jasna. Nasz statek się rozbił i trafiłam tutaj. Itachi mi pomógł. Nie miej go za złego człowieka, naprawdę jest wspaniały. Każda kobieta w jego gronie chciałaby żeby ja pokochał, ale tak nie może być. U niego miłość przychodzi impulsywnie. On zawsze powtarza, że jego dusza odnajdzie druga część swojej. - mówiła. Doszły do jeziora z wodospadem. Zimny powiew wiatru łagodził jej rozpalone policzki. Kobieta zmroziła tamtych spojrzeniem, a  oni odwrócili się. - Nie martw się, gdy Itachi mówił, ze zabije gdy dotkną to tak będzie. Przecież tak powiedział, a jeszcze jesteś dla niego jedyna, która chce tylko dla siebie.
-Nie zgadzam się na to.
-Słucham? - zapytała. Zdjęła z siebie sukienkę i majtki. Wskoczyła do wody. Nie chciała się tłumaczyć. Nie zamierzała ulec mężczyźnie, którego ledwie znała. Nie takiemu, który także zrobił coś czego nie pragnęła. Zanurzyła się. Woda była orzeźwiająca, dająca długotrwałe ukojenie. Wynurzyła się zarzucając włosy do tyłu. -Czemu nie chcesz z tego skorzystać? - zapytała. Popatrzała na nią nie zrozumiale.
-O co ci chodzi?
-O Itachiego. Dlaczego nie chcesz skorzystać z szansy jaką ci dał? Daje ci wolność, większa niż możesz sobie wyobrazić. A po drugie daje ci także siebie. Chce abyś to zrozumiała. Dlaczego ty tego nie pojmujesz?
-Chodzi o to, ze go nie kocham. I to tak szybko się nie pojawi. A jeszcze mam być z moim porywaczem. Nie ma mowy! - fuknęła i odpłynęła. Nikt nie wiedział o jej specjalnych zdolnościach. Podpłynęła do brzegu. Nałożyła na swoje mokre ciało sukienkę i majtki. Przeszła obok dwóch psów. Jeden za nią ruszył, a po drugim rozbłysło światło.
-Ona z nim tego nie zrobi. Jest za bardzo uparta. Będzie chciała go unikać.
-Przecież tego nie dokona. Każda noc będzie spędzona z nim. Nie da rady się uchronić przed jego dotykiem lub czymkolwiek innym. - powiedziała kobieta. Sakura wszystko słyszała. Zatrzymała się i spojrzała do tyłu. Słyszała wodospad, ale jakiś inny. Spojrzała na psa, który czekał aż się ruszy. Spojrzała w druga stronę, ale nie poszła w ciemność. Odeszła w stronę jaskini, gdzie znajdowała się przed paroma chwilami. Szła wolno noga za nogą. Mijała drzewa i krzewy. Wiatr bawił się jej włosami jak i sukienką. Po policzku spłynęła jedna łza rozbijając się na mchu prowadzącym do jaskini. Wytarła delikatnie.. Do niej dołączyła dziewczyna, która nic nie mówiła. Stanęli przy jaskini. Sakura oparła się o skałę. Nie chciała się ruszyć z miejsca. Spojrzała na księżyc, który zawsze ją przywoływał nocami do siebie. Uwielbiała się na niego patrzeć całymi nocami… Spojrzała na skały co otaczały grotę. - chcesz tu chwilę zostać?
-Chwilę  - powtórzyła.
-To zostanę z tobą.
-Nie. Chcę sama. - chciała zaprotestować. - nie ucieknę. Nie ma obawy się martwić. Moich przyjaciół nie zostawię tutaj. - odwróciła się od nich odchodząc dalej. Stanęła w blasku księżyca. Oświetlał drobne ciało, w nim wyglądała jak prawdziwa bogini. Biała skóra wygląda jak umyta w mleku. Wszystko w niej było idealne.
-Konan, nie możemy ją zostawić. Nie teraz. Wiesz, że może stąd uciec. Mozę tylko tak mówić, ale zrobi po swojemu.
-Nie bądź głupi, Deidara. Ona miałaby uciec? Musiałaby to zaplanować. Tydzień na planowanie starczył by a wtedy mogłaby uciec. Nie ucieknie, nawet nie wie gdzie są jej towarzysze z podróży. - westchnęła. Weszła do jaskini, a reszta podreptała za nią. To będzie ciężkie do odkrycia. Usłyszała baryton dochodzący z jaskini. Uchwyciła delikatnie swoje włosy. Były długie. Przez zmianę wydłużyły się czego naprawdę nie pragnęła. Zawsze były w pewnym rodzaju ciężarem. Zapuszczała gdyż lubiła, ale teraz nie chciała takich mieć. Zawiązała i zaplątała kosmykiem włosów by się trzymały. Zarzuciła do tylu warkocz i westchnęła ciężko.
-Teraz wyglądasz jak Afrodyta z mitologii greckiej. - usłyszała tuż przy uchu. Nie słyszała nawet kiedy przyszedł. - Bogini miłości, piękna, pożądania i miłości. Czyż nie była najbardziej urodziwą? Lecz została  przyłapana na gorącym uczynku. Ty będziesz moją Afrodytą. - powietrze stało się ciężkie dla Sakury. Ona nie chciała stać się jego Afrodytą. Dobrze wiedziała co to znaczy. Nie puści jej nigdzie, będzie musiała być pod stałą ochroną. Nie chciała tego.
-Nie wypuścisz mnie, prawda? - zapytała go.
-Niby dlaczego miałbym to zrobić? Dałem ci coś co naprawdę jest rzadkością u ludzi. Nikt nie mógłby się tego dowiedzieć.  A teraz gdy jesteś jedną z nas nie opuścisz tego miejsca. Nie pozwolę na to, musisz się z tym pogodzić. - jego glos brzmiał zabawnie. Mówił to tak jakby wiedział o wszystkim.
-Nie możesz mnie tu więzić. Nie masz prawa.
-Nie mam? Ależ owszem mam w tej chwili wszelkie prawa. Ty jesteś moja, masz wrodzone zdolności o których nawet ty nie wiesz. Podobieństwo miedzy nami nie jest aż tak różne. Teraz już wiem dlaczego Naruto cię chronił.
-Słucham? - zapytała odwracając się. - jak to chronić? On nawet nie wiedział, ze przypłynę w to miejsce.
-On nie, ale ja tak. - nie rozumiała go. Był od niej wyższy o głowę. Wpatrywała się w jego czarne tęczówki. - Wiedziałem, ze przyjdziesz prędzej czy później. A skąd? Po prostu moje sny się spełniają. Widziałem ciebie w nim, myślałem, że ty też będziesz śniła. Chyba się myliłem. - przegryzła dolną wargę. Było to kłopotliwe dla niej. Pamiętała jeden z takich snów. Lecz bała się o nim wspomnieć. Wtedy jej ciało było takie sztywne. Nigdy o tym nie rozmyślała.. - och czyli jednak śniłaś.
-Nie.. - zrobiła dwa kroki w tył. - Nawet jeśli bym śniła to co z tego? To tylko głupi sen.
-Tak? To co tu robisz?
-Przypłynęłam po przyjaciół, ale ty mi stoisz na drodze.
No cóż, tak to już jest. Nie ma łatwego życia, gdy się nie pokona przeszkód. Lecz jest szansa na ich uwolnienie. - patrzała na niego. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego, ale był coraz bliżej. Westchnęła cicho. Złapał ją za dłoń i ścisnął. Jęknęła z bólu. Był silny musiała to przyznać. Ale nie mogłaby sobie wybaczyć jednej rzeczy, ona może zginać ale nie jej przyjaciele. Znalazła się w jego ramionach. Delikatnie trzymał w swoich objęciach. - jedynym wyjściem aby ich uwolnić jest zostanie ze mną. - powiedział i oderwał się od niej. Odchodził do jaskini. - Przemyśl to. - wypowiedział ostatnie dwa słowa. Patrzała na jego oddalającą się sylwetkę. Nie mogła samej sobie uwierzyć, że to robi.
-Zgoda! - powiedziała głośniej. Odwrócił się do niej przodem i napotkał jej smutne oczy. Nie chciała tego, ale musiała dla dobra przyjaciół. Oni byli dla niej wszystkim. Ci jedyni, teraz będzie sama ale świadomość będzie miała czystą.
-Cóż za szybka odpowiedź. Wypuszczę ich jutro rano. W tym dniu  właśnie wypływa okręt z twoją załogą. Ale radzę ci z nimi nie uciekać. Idź się teraz z nimi pożegnać, bo jutro nie będzie okazji. - odwróciła głowę w bok. Wiedziała o co mu dokładnie chodzi. Będzie psem, który tylko potrafi szczekać. Westchnęłam. - Wiesz o czym mówię?
-Tak.
-To dobrze. Więc masz teraz drogę wolną do nich. Do wschodu słońca możesz tam siedzieć, ale później przychodzisz do mnie. Zrozumiano? - nie odpowiedziała. Popatrzała na niego i ruszyła do nich aby w końcu z nimi porozmawiać i pożegnać się. Nie dała mu odpowiedzi tylko weszła do jaskini. Skierowała się do podziemi, gdzie mieścili się inni. Zrobiła to pochopnie, ale wiedziała, że dobrze postanowiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz