wtorek, 17 lipca 2012

Czysta Krew część 3


Cały czas, od rana do wieczoru gapiłam się w las, w którym nic się nie działo tylko korony drzew się ruszały. Byłam wściekła, że mi nie pozwolił iść do lasu, przecież powiedziałam, że wrócę. Nie mógł po prostu uwierzyć?  Cholerny wampir, niech nie myśli, że teraz na wszystko się będę zgadzać. Nie ma mowy, przegiął! Miałam zaciśnięte dłonie w pieści, gdybym mogła go uderzyć zrobiłabym to, ale nie mogę, on jest z marmuru, jest strasznie silny, nic go chyba nie przebije. Szybciej to ja bym była połamana. Westchnęłam zrezygnowana, ale nie będę na jego zachcianki, wymarzył sobie to. Może i ma mnie za jedzenie, ale odechce mu się wszystkiego. Po co ja się na to godziłam, cham, egoista, drań. Zabiję go, tak jasne, Sakura. Ciekawe jak?! Skoro on już nie żyje. Serce mu nie bije, nic. Jest nie czującym draniem, tylko w głowie mu władza, tak władza jest dla niego najważniejsza..  Gnój! I po co ja się tym tak przejmuje, przecież to wampir, normalne, prawda? No ale ja, zawsze muszę czymś się przejmować, a teraz o tego cholernego wampira się przejmuje. Przecież dla mnie jest bezwartościowy, tak jak ja dla niego. Przestań o tym wreszcie myśleć, tylko skup się na czymś innym kobieto, wampir, śmiertelnik. Dwie różne rzeczy. Niech wszystko walnie szlag, może epoka lodowcowa, to by było dobre. Został mi tylko jeden problem, jak nie wezmę tego mojego antidotum, otworzą mi się rany, a nie będzie za dobrze. Muszę się w końcu przebrać, nie będę cały czas w piżamie, sięgającą do połowy ud. Usłyszałam otwieranie wrót, była to wczorajsza wampirzyca, trzymała w ręku czarny długi materiał, i buty na obcasie tego samego koloru, patrzała na mnie czerwonymi oczami, chyba była wściekła.
-Przebieraj się. - wypowiedziała i rzuciła sukienkę na łóżko, i niby ja mam pójść na ten ich bal, nie ma mowy, ubzdurał sobie coś. Nie będę uczestniczyła w tym ich balu, na cześć jego pieprzonych urodzin, które miał wczoraj, ale dzień po zawsze maja bale. Nigdy! Niech się pieprzy!
-Nigdzie nie pójdę, już mu to powiedziałam! - powiedziałam głośniej. - Może sobie wymarzyć to, że się w to ubiorę – pokazałam na sukienkę – i pokaże na tym waszym balu. Nie obchodzi mnie, że teraz stał się silniejszy, i nie wiem co jeszcze. To jego urodziny, a mnie one nie obchodzą, niech się dosłownie wypcha!! – krzyknęłam, a ta patrzała na mnie, widziałam, że się wścieka, ale potem się uspokoiła, a oczy były mniej czerwone zmieniły się na czarne.
-Nie chcę się z tobą użerać, ale jeśli tam nie przyjdziesz, będzie wściekły na nas, i nie wiadomo co zrobi, a raczej wiadomo. Ale to nie ważne. Masz się w to ubrać i ze mną tam pójść,  chce cię widzieć za dziesięć minut przy sobie. A on nie lubi czekać, jeśli chodzi o coś bardzo ważnego. A tym razem to ja go nie poznaję, on chce mieć przy sobie ciebie, to nie jest normalne w jego wykonaniu. Przebieraj się!! – krzyknęła
-Nie!! – krzyk, skrzyżowałam ręce na piersi i obróciłam się spoglądając na księżyc, który widniał na granatowym niebie wraz z gwiazdami, oświetlał okolicę wraz z moja sylwetką.. –Niech sobie sam baluje. Mam tego cholernego wampira gdzieś!   - powiedziałam głośniej, ze wściekłości gotowało się we mnie. Nienawidzę go dlatego, że nie pozwolił mi chodźmy na chwile wyjść, ja potrzebuje powietrza, a nie jak on ten zgnilizny, i tej cholernej krwi. Gdybym to ja była wampirem to nie przeszkadzało by mi to, ale ja jestem człowiekiem do cholery. Nie zna się na tym, popatrzałam na sukienkę i buty leżące na ziemi, były nawet ładne.
-Ubieraj to, sam to dla ciebie wybrał. I nie pozwolę, abyś sobie robiła co chcesz. – zauważyłam jak jest przy mnie i ciągnie mnie do łóżka, próbowałam się wyrwać, ale była silna tak jak reszta. Rzuciła mnie na łóżko, i patrzała się wściekle. – Masz pięć minut, mam dosyć twojego skomlania. Tym razem posunę się do tego czego nie powinnam.
-Proszę bardzo.  – wypowiedziałam wzruszając ramionami. Była dosyć dziwna, to jeśli ją tak denerwuje czemu mnie od razu nie zabije, no tak król się wścieknie. Nienawidzę go z całego swojego serca, niech idzie do diabła!
-Pięć minut masz! – prawie, że krzyknęła. Doprowadzałam ją chyba do szału, oparłam się o łokcie i wpatrywałam w sukienkę obok mnie, nie chciałam jej mieć, ale jak już tak bardzo mnie chce tam widzieć, ale i tak będzie musiała mnie siłą zaciągnąć. Wstałam, i spojrzałam na krajobraz za oknem, jedynym źródłem światła było srebrne odcienie. Zrzuciłam z siebie materiał, który mi dał. Chwyciłam sukienkę i spojrzałam się na nią, on oszalał, abym ja założyła, ale i tak muszę. Szkoda tylko, że nie mam jeszcze jednego materiału na piersi założyć. Wsunęłam ją na siebie, była cieniutka i jedwabna. Była bez ramiączek i odkrywała mi odrobinę piersi, można było dostrzec rowek po miedzy piersiami, odrzuciłam dalszy materiał, sięgała mi do kostek, od połowy łydek w dół była siatkowana. Lustro stało naprzeciw mnie, ta suknia podkreślała moją figurę jak i urodę, co było zaskakujące. Włożyłam buty na obcasie zapinając cieniutki pasek. Wyprostowałam się, jak tylko zostanę z nim sama zamorduje go, raczej się nie da, ile razy będę to powtarzać. Powinnam też i siebie nienawidzić, blady blask zniknął.. Pojawiła się sama ciemność.
-Chodź - usłyszałam przy drzwiach.
-Powiedziałam przecież, że nie pójdę. Nie zmienię zdania.
-Cholerna z ciebie śmiertelniczka! - powiedziała głośniej, podeszła do mnie i chwyciła nadgarstek swoją mroźną dłonią, i ciągnęła w stronę wyjścia, ciągnęłam rękę do tyłu, aby puściła w końcu, nie chciałam uczestniczyć w tym balu.
-Puszczaj, ja tam nie idę - moje szarpania na nic się nie zdały, czemu człowiek musi mieć tak mało siły? Cholera. Nie chcę do cholery, puszczaj mnie małpo. - Dlaczego do cholery! Ja nie chcę z nim się spotkać, puszczaj! - krzyczałam, nie miałam już siły, ten korytarz też był taki przygnębiający. -Nienawidzę was wszystkich!!
-Zamknij się w końcu. Nie gadaj tyle tylko chodź! - ciągnęła mnie cały czas do przodu, stanęliśmy przed wielkimi wrotami, ale tym razem innymi, może to była jego sala balowa, puściła mój nadgarstek, którego zaczynałam masować, był zaczerwieniony od uścisku. Otworzyły się, weszłam razem z nią, ona ukłoniła się, a ja stałam wyprostowana, a raczej wszyscy się kłaniali w tym samym momencie. Zauważyłam, że on siedzi do nich przodem na jednym ze złotych tronów, a obok niego jest jeszcze jeden. Ile on ich miał? W jednej był i drugiej. Chory wampir! Uśmiechnął się lekko. No pięknie myśl jeszcze więcej, to ten idiota więcej ci będzie czytał w myślach.
-Spóźniłaś się. - nie odpowiedziałam, nawet nie wiedziałam czy to do mnie, czy do wampirzycy.
-Tak wiem, panie. Przepraszam. - wpatrywał się w kieliszek krwi, mojej krwi. Dzisiaj wziął ponownie, co nie było dla mnie dziwne. Stałam i wpatrywałam w jego osobę, przeniósł wzrok na kobietę.
-Nie podobało mi się… - wypowiedział, a ona zadrżała, więc oni się naprawdę jego tak bali? Przecież to zwykły wampir, nic w nim takiego szczególnego, tak zdobył większą siłę i zdolności. Sam mi to mówił, że ma te zdolności, ale i tak go nienawidzę, za wszystko! -… jak traktowałaś Sakure. - wstał, ciekawe ile siły zyskał. Postawił kieliszek szampanowi na oparciu złotego tronu, i szedł w naszą stronę. Zauważyłam, że kobiety ręce jakoś dziwnie wyglądają jakby zsiniały, reszta jej ciała też, popatrzałam na Itachiego, jego oczy były spokojne, lecz zaświeciły się na intensywny szkarłat, i w nich były jakieś łezki, co było bardzo dziwne. - Teraz nie będę taki miły, jak wcześniej. - znalazł się przy niej, podniósł ją za szyje zaciskając dłoń na jej szyi. Jej twarde ciało zaczęło pękać, moja dolna warga drgała, gdy patrzałam co on robi, ale jakoś nie mogłam się ruszyć, by go powstrzymać, lecz co bym mogła nic. A robi to dlatego, że mnie źle traktowała? Oszalał. Jestem tylko człowiekiem. Tylko człowiekiem. Ścisnął mocniej, jej ciało rozpadło się, na drobinki, i małe diamenciki, zauważyłam na ustach innych uśmiechy, chyba ich to bawiło, ale mnie wcale. Stałam nadal sparaliżowana, jego wzrok spoczął na mnie, ale tym razem czarny, nic nie było z szkarłatem związane. Chwycił moją dłoń, przez moje ciało przeszło zimno, teraz dopiero obudziłam się z tego transu. Nie trzymał mnie mocno, szedł ze mną do dwóch tronów, nie chciałam tam iść, ale teraz jak już tu jestem, nie mam wyboru. Szłam za nim posusznie, chociaż teraz widziałam, że nie warto z nim zaczynać, bo można tak skończyć jak ta kobieta, popatrzałam się na jej okruchy diamentowe.
-Ty chyba się nie przejmujesz jakimś wampirem?! - zapytał mnie, westchnęłam, co ja mam mu odpowiedzieć, tak martwiłam się, nie mogę tego powiedzieć wyśmieje mnie. A to i tak nie ważne, jestem bardziej krucha od nich wszystkich razem wziętych. Nie czułam jeszcze pieczenia, ale wiedziałam, że nadejdzie prędzej czy później… Puścił mnie i usiadł na jednym złotym tronie, pokazał mi ręką drugi. - Siadaj.
-Nie ma mowy, obok ciebie nie będę siedziała.
-A spać tak?
-Jak ja cię nienawidzę. - powiedziałam z jadem, uśmiechnął się, usiadłam na drugi tron, oparłam się o oparcie, i założyłam nogę na nogę. Nie spoglądałam na niego, miałam wbity wzrok w podłogę, która była jakby ze szkła, ale mogło mi się zdawać. Czułam wszędzie krew, miałam już jej dosyć.
-Wiem to - zaśmiał się, spojrzałam na niego, upił łyk krwi. - Ale długo to chyba nie potrawa, co? - zapytał, nie wiedziałam o co mu chodzi, niech nie mówią zagadkami, bo zaraz zwariuje w jego towarzystwie.
-Bardzo długo. Nie myśl, że tak łatwo to będzie. Jeśli już postawię na swoim, to nie odstąpię. - zaczęłam patrzeć się na wampiry, które zajęły się sobą, czyli musieli na mnie czekać. Aroganci. Nienawidzę  jego i ich. - Kiedy ty wreszcie ze mną skończysz?
-Hm… Chyba nigdy - popatrzałam na niego wściekła, złapał moja dłoń, nie wyrwałam jej - Wiesz mi nie miałem takiej dobrej zabawy od kiedy zostałem wampirem, a teraz to chociaż mam małą rozrywkę, z taką piękną damą jak ty. - obrócił moją dłoń, i swoim palcem błądził po wewnętrznej części, jego zimno przeszywało wszystkie moje komórki, ale już przyzwyczaiłam się do tego.
-Nie rozśmieszaj mnie. - przejechał po żyle, i zatrzymał się na zgięciu ręki - Masz wokół siebie tyle wampirzyc, każda jest piękniejsza od człowieka, ta blada skóra, te włosy, i są do ciebie podobne. - wpatrywałam się w jego oczy, a on w moje. - Chyba co by było pierwszym twoim celem to zabicie mnie. I masz tu wiele kobiet.
-Może i mam. - spojrzał kątem oka na jednego z wampirów, który skinął jedynie głową. Przeniósł ponownie na mnie wzrok - Ale do ciebie mnie bardziej ciągnie. - to mnie zdziwiło, ja go przyciągam, a raczej nie ja tylko moja krew, wampir jak wampir, tylko to chce od krwistych, nic więcej, ten szkarłat jest ważny dla nich, wiem to!
-Idiota z ciebie. Ja jestem zwykłym człowiekiem. Jak to określacie śmieciem. Słabym, nic nie wartym dla was, no oprócz pożywienia. - westchnęłam, popatrzałam na żyrandol, był duży, wiły się diamenty, szmaragdy, paliły się tam świeczki. To chyba jest sen, aby to się działo naprawdę… Wolałabym, nie istnieć na tym beztroskim świcie. Nasze dłonie splątały się ze sobą. - Przeginasz.
-Oj chyba nie. Przecież jesteś moja własnością, ty należysz do mnie. Krew jak to twoje zgrabne  pięknisie ciałko też. Nie możesz już nic zrobić, po prostu gdy pierwszy raz zasmakowałem twojej krwi to zostało przypieczętowane. - wypowiedział, chciałam tym razem wyrwać się z uścisku, ale był cholernie silny. - Przestań się szarpać, to i tak nic mi nie zrobi, sama robisz sobie krzywdę. - miał rację, ale co ja mogłam, bydlak! Ustąpiłam.
-Cholernie silny jesteś, gorszy od innych. - wypowiedziałam.
-To jest wiadome, kochana. Ja podarowałem im te wieczne życia. Jedynie nie chciałam dawać Sasuke, ale błagał mnie o nie. Wycierpiał dzień lub dwa i stał się podobny do mnie. I teraz żyję razem ze mną, ale działa mi na nerwy czasami. A co interesuje cię takie życie? - zapytał, wywróciłam oczami.
-Ty sobie kpisz czemu niby ma mnie interesować? Może żyjesz wiecznie, ale po tym wszystkim przychodzi najgorsze, uczucia! - patrzał się na mnie dziwnie, jakby nie rozumiał mnie - Wy ich nie macie.
-Byś się zdziwiła, że mamy ich więcej od was. - wypowiedział, byłam tym wszystkim już zdenerwowana. Czyli wampiry są lepsze od nas? A już mi to dosłownie zwisa. - Nie wściekaj się tak, po prostu nie znasz nas na tyle. A gdybyś znała powiedziałbyś o nas więcej.
-Powiedziałbym jedynie jesteście dziwni. I tak by zostało, nie zmieniłabym zdania, cokolwiek by się stało. - odwróciłam od niego wzrok, słyszałam jak odstawia kieliszek, który był pusty. - Chcesz więcej, to sobie weź.
-Nie chcę. - powiedział, poczułam jego dłoń na policzku, przechylił głowę, aby na niego spojrzałam, westchnęłam. Wpatrywał się w moje oczy - Ta głęboka zieleń twoich oczu mi się podoba. Są piękne. Dziwie się, że ludzie nie chcieli ciebie nigdy, a raczej mężczyźni. - prychnęłam. Miałam nadzieje, że ta noc się szybko skończy i będzie wręcz wspaniale i pójdę spać. Wziął ręce ode mnie i spojrzał się na blondyna, który kiwnął głowa, jeszcze gorzej, nie wiedziałam o co chodzi. Itachi wstał i stanął przede mną, księżyc wyszedł za chmury i swoim bladym wzrokiem oświetlił całą sale balowa. Wyciągnął do mnie rękę, druga wziął do tyłu, i jakby się w połowie kłaniał, co było zaproszeniem do tańca, ale nigdzie nie było muzyki. Usłyszałam teraz cichą melodię. - Czy zrobi mi pani ten zaszczyt i zatańczy? - położyłam swoja rękę na jego, wstałam i razem poszliśmy, omijaliśmy wampiry jak i wampirzyce, które swoim wzrokiem wpatrywały się we mnie. Westchnęłam kolejny raz, czemu zawsze ja jestem śledzona przez nie. Stanęliśmy. Chwycił mnie w tali i przyciągnął leciutko, wziął rękę, a ja swoją położyłam na ramieniu. Skrzypce, fortepian i inne rzeczy zaczęły głośniej grać. A on zaczął robić kroki, nie patrzałam z początku na niego, ale potem zrobiłam to, wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Odczytałam  jego oczach zadowolenie, co nie powinno się zdarzyć. Obrót. Długo bym z nim jeszcze mogła tańczyć, właśnie mogłabym. Poczułam ból w plecach, ale nie przestawała robić kroków, lecz odwróciłam od niego wzrok. Wyczułam jakby coś się rozrywało na plecach, apotem ciecz, nie tylko nie to. Nie przy wszystkich wampirach. Stanęliśmy. Odchylił swoją  rękę i spojrzał na nią, zauważyłam na białej skórze szkarłat. Wampiry niecierpliwie rozglądały się.
-Sakura… - wypowiedział
-Tylko nie to… - powiedziałam trochę załamana, wyswobodziłam się z jego uścisku, i pobiegłam w stronę jego komnaty, widziałam wzroki wampirów jak i wampirzyc, ale nie ruszyły się. Widziałam w ich oczach rządzę, wrota otworzyły się przede mną, poczułam ponowne pęknięcie, i znowu. To boli, do cholery! Czemu nie potrafię sobie tego wyleczyć, cholerna wioska. Łzy spłynęły po policzkach upadając na ziemie. Wrota do pokoju otworzyły się i po chwili zamknęły, zabrałam ze sobą piżamę i wbiegłam do łazienki i przekręciłam kluczyk, wiedziałam że to go nie powstrzyma, ale chciałam zostać sama na razie.  Rozebrałam do połowy pleców sukienkę, krew leciała strumieniem po otwartych ranach. Czemu tak zawsze jest? Nie ma na to antidotum czy coś? Nie chcę już do tego wracać, robili mi to zatrutym biczem, abym miała nauczkę, a teraz nie mogę na to nic znaleźć lekarstwa. Może nie ma? Nie wiem. Usiadłam na krawędzi wanny, czułam jak kolejne pęka, co noc mam to przeżywać jak nie wezmę o wytyczonej godzinie mojego antidotum. Usłyszałam jak klamka stukocze, wiedziałam, że z pewnością on przyszedł.
-Sakura otwórz drzwi - a nie mówiłam, nie może mnie teraz zostawić? Chce zostać sama.
-Nie
-Wywarzę je jeśli tego nie zrobisz - wypowiedział. Debil. Czemu jest taki nachalny? Nie powinien, i co on teraz będzie chciał ode mnie, wstałam i odkręciłam kluczyk, i otworzyłam drzwi.
-Co chcesz? - zapytałam
-Co ci jest? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami i ominęłam go wchodząc do pokoju. - Do cholery cała pachniesz krwią. A to nie jest normalne, aby przy tańcu leciała komuś krew z pleców. - powiedział, a ja doszłam jedynie do łóżka i zatrzymałam się, obróciłam się i spojrzałam na niego.
-Po co chcesz wiedzieć co mi jest? Czy to ważne czy zginę teraz czy później, mogę ci powiedzieć proszę bardzo. Mam od zatrutego bicza pręgi na plecach, które mi się cały czas otwierają, i nie mogę żadnego antidotum znaleźć przez tygodnie. Zadowolony?
-Pokaż mi je - powiedział, wzruszyłam ramionami jedynie, obróciłam się do niego plecami, zdjęłam do połowy sukienkę i poczułam jego zimne ręce na plecach, dawały wielka przyjemność, nie do opisania, byłam cała rozpalona, i teraz jedynie zimno mi było potrzebne, byłam szczęśliwa, ze właśnie teraz on mnie dotyka w tym miejscu. - Pomogę ci. - wypowiedział ostatnie zdanie.
-Nie potrzebuje niczyjej pomocy - założyłam suknie powrotem - Odnajdę to cholerne antidotum, nie wiem w jaki sposób, ale zrobię to. - odwróciłam się do niego przodem, wpatrywał się we mnie, a w moich oczach stanęły znowu łzy czując jak kolejne się rozrywa, popłynęły po policzkach.
-Ty nie rozumiesz. Na to nie ma antidotum. No jest, ale wampiry je mają. - wypowiedział, starł mi z policzków łzy bólu - Dlatego daj sobie pomóc.
-Nie, powiedziałam już, nie potrzebuję od ciebie i od jakiegokolwiek wampira łaski. Odwalcie się. Sama sobie poradzę. - westchnęłam chciałam podejść do okna, ale nie mogłam, złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Przepraszam, ale nie pozwolę ci na to - poczułam jego usta na swoich wargach, były zimne, ale za to przyjemne. Próbowałam go od siebie odepchnąć, ale nie potrafiłam, był silny. Poczułam jak w moje ciało dostaje się jakaś substancja, która on zaczął we mnie wpychać, chciałam jeszcze bardziej się wyrwać, waliłam go po torsie, chciałam aby przestał, ale nie wychodziło mi, to go nawet nie bolało. Zaczynałam tracić siły, byłam już całkiem wyczerpana, ale się trzymałam. Zamykałam i otwierałam powieki, moje ręce opadły, a głowa opadła na zimne ramią. Obrócił mnie, dotykałam jego torsu plecami, Zdjął ze mnie sukienkę, odchylił kołdrę pod która spałam i położył mnie na brzuchu,  tylko czułam jak zakrywa mi dolna część. Byłam cała odrętwiała, a chciałam bardzo się poruszyć, tylko, że nie mogłam, chce zaprotestować, a nie mogę. Jedynie mogłam dłońmi poruszać, które znajdowały się po obu stronach mojej głowy, a oczy miałam otwarte, łzy mi leciały, czułam się teraz bezsilna, miał jednak dużą siłę jak i moc, nie pomyślałabym, że aż tak wielką. Ten cały gaz, mnie sparaliżował, nie mogę teraz się poruszyć, mógłby zrobić co zechce. Czułam coś zimnego dostające się w głąb moich ran, i tak jak mówił wysyłał do mojego ciała jad, swój jad, który miał tą truciznę wyssać, ale to był cholerny ból, tak jakby buzowało się w tych ranach, jakby ten silny jad, usuwał truciznę wieśniaków. Zacisnęłam zęby na poduszce, dłonie tak samo, jeszcze nie czułam takiego bólu, jakby ktoś mi wszystko wypalał, do moich nozdrzy doszedł swąd, nie mogłam zwracać na niego uwagi. W kolejnych miejscach czułam ten sam ból, to przeszywające. Cięcie jakby jego paznokciem, musiał mi rozciąć jeszcze parę miejsc, które się nie otworzyły, do cholery po co on to robi przecież i tak miałam zginąć z jego ręki. To po co mnie teraz ratuje? To nie miało dla mnie najmniejszego sensu. Znowu poczułam ten ból, ja zaraz nie wytrzymam i zemdleję, to tak cholernie boli. Jego włosy opadły na mój policzek. Zdawało mi się, że usiadł na łóżku czekając, aż cała trucizna wyparuje, tak parowała przez jad, bo poczułam ten straszny odór. Myślałam, że dojdę już dzisiaj przez ten ból, do swojej wymarzonej śmieci. Agonia! Czułam w tej chwili jakby do mnie przychodziła, lecz nie - wszystko ustawało, zimna dłoń  dotykała moich pleców, wszystko zrastało się, co sprawiło kolejny ból, taki ostry. Wszystko w jednym momencie ustało, zimny materiał ocierał się o moja skórę. Okrył mnie całą kołdrą.
-Już więcej… - wyszeptał koło mojego ucha - żadna rana nie otworzy się - dokończył i wstał, a ja i tak tego z ulgą nie przyjęłam, nie chciałam aby mi pomagał, ale zrobił to. I będę musiała się z nim użerać, ale powinnam podziękować później, teraz nie mam siły. Ale i tak tego nie zrobię, nie odezwę się do niego ani słowem, niech nie myśli, że będę za to co zrobił mu dozgonnie wdzięczna. Usłyszałam jak wrota się otworzyły i zamknęły, zostałam sama, i dobrze nawet nie chcę go widzieć na oczy. Wole zostać sama i dać mu jutro popalić, bo dzisiaj jeszcze nie mogę się ruszyć. Moje powieki stały się słabe i zamknęłam je zasypiając.

2 komentarze: