wtorek, 17 lipca 2012

Dżungla nieszczęścia (część 1)


Przybili do brzegu dwiema małymi łódkami, mieściły się w nich pięć, może sześć osób. Nie sądzili, gdzie mogą się znajdować. Skąd mogli to wiedzieć? Dokładnie wiedzieli jaka to część Ameryki, Południowa. Chodziło im miedzy innymi o sytuacje w jakiej się znaleźli. O tym nie mieli bladego pojęcia. Weszli na piaszczystą plażę. Dżungla stała przed nimi otworem, w każdej chwili mogli wejść. Mieli tylko zebrać jak najwięcej próbek pochodzących jak najgłębiej z środka lasów, a także ich funkcjonowanie. Zwierząt wraz z środowiskiem otaczającym całą sferę.
Ekolodzy zawsze od wsze czasów, także szukali największych zjawisk po miedzy organizmami żywymi a czasami także człowiekiem. Badali tez różne okazy, miejsce na calu porozumienie się z przyrodą, która była taka rozwinięta do doskonałości…
Nie mogli czekać, musieli iść w głąb dżungli. Uważali, że nic nie może ich spotkać złego. W tej części Ameryki nie ma żądnych wilków czy też tygrysów. Tu one nie występowały, ale w razie co mieli pistolety. Ich nadzieja była głupia. Nic nie mogło ich spotkać? Tu się mylili. Gdyby weszli już by nie wyszli, i to mogło czekać ich w każdej chwili.
Zespół liczył bynajmniej dziesięć osób. Na ramionach mieli zawieszoną jedną torbę, a na pasku przywieszone kabury, wraz z rewolwerami. Co niektórzy mogli posiadać broń. Licencja się u nich liczyła. Wielu z nich nie miało, dlatego każdy trzymał się blisko osoby która posiadała sprzęt do zabijania. Dżungla jak dla nich była dzika, i nie okrzesana. Bezpieczeństwo było dla nich nie do pomyślenia. W tym miejscu nie było takiego czegoś jak bezpieczna droga. Wszystko mogło się zdarzyć…
-Wiecie co macie robić. - powiedział mężczyzna o dobrej postawie. Lazurowe oczy przyglądały się otoczeniu, a blond czupryna powiewała na wietrze. Weszli do lasu by w końcu dotrzeć na miejsce i zebrać próbki. Nie miał zamiaru wracać bez niczego. Chcieli wiedzieć cos o tym miejscu, wiec zrobi to co musi. Szli odgradzając sobie gałęzie drzew i krzaków. Usłyszeli wycie?
-Co to było?
-Wilk - odpowiedział żartobliwie blondyn
-To wcale nie śmieszne, może tu jednak żyją wilki? - popatrzał na niego zażenowany. Nie wierzył, że w tej części lasów żyją wilki jedynie jakieś zagubione, ale musiałby z głodu zwariować.
-To nie możliwe. Wyczuły już by cię i pożarły. - zaćmił się idąc dalej. Byli daleko od swoich łódek. Nie zwracali na to uwagi gdzie idą.
-Nee.. Naruto?
-Hm…
-Dlaczego nie chciałeś wziąć przyjaciółki? - zapytała kobieta o blond włosach z niebieskimi oczami. - Sam dobrze wiesz jak bardzo chciała być z nami. Za wszelką cenę mówiła, że właśnie wyruszy do Ameryki Południowej po te próbki.
-Wiem.
-Wiec dlaczego?
-Miałem przeczucie, że ona nie może tutaj być. Coś się złego na pewno tanie. A wolę sam to sprawdzić niż aby to ona sprawdzała i przypłaciła życiem. Wiesz jak ważna jest dla mnie. Nie mógłbym patrzeć bym na jej cierpienie. - westchnął głęboko. usłyszał szybkie szelesty liści. Obrócił się do tyłu. Zauważył jedynie, że jest ich mniej. - Gdzie reszta?
-Byli tu przed chwilą. - rozglądał się dokładnie wokół ale nikogo nie zobaczył. Blondynka złapała go za rękę. Popatrzał na nią…
-Ktoś tam jest i tam - pokazywała jeszcze różne miejsca. Patrzała się na te miejsca, zgromadzili się w kółku. Naruto nie wiedział co o tym powiedzieć. Jednak dobre miał przeczucie by jej nie brać. Jedynie tym się kierował jeśli chodziło o bliską mu kobietę.  Pragnął, aby była bezpieczna w prawdziwym świecie. Gdyby zaatakowało ją jakieś zwierze to sam by się zabił. W cieniu krzakach wyłoniły się dwie pary oczu, które dwoiły się co chwilę w innym miejscu. Sylwetki zwierząt było można coraz bardziej zobaczyć, gdyż wyszły z ciemności.
-Psy? - powiedział jeden z mężczyzn, przy którym stal jeden biały pies. Warczał na nie. Nie podobały mu się, wyczuł od nich że mają złe intencje dotyczące ich osób. Psy zawsze były czułe na katastrofy.
-Kiba mi się zdaje, że to nie są zwykłe psy - powiedział Naruto.
-Wyolbrzymiasz blondasie. - popatrzał na niego. Warczały na nich i rzuciły się na wszystkich. Niektórzy strzelali, ale oni potrafili ominąć kule by nie trafiły ich. Kolory futer były bardzo rzadkie. Nie występowały na terenach tych które znały. Nagle tu występują? To mu nie pasowało.
-Kiba nie! - krzyknął. Strzelił, lecz to nic mu nie dało. Dwa psy rzuciły się na niego i poszarpały ubranie robiąc rany na ciele. Warczały niczym lew pozbawiony swojej ofiary. One chciały mordować, lecz tu chciały pozbawić świadomości by nie wiedzieli gdzie się znajdują. Jednego kundla uderzył ciężką torbą. Uderzył o pień drzewa piszcząc żałośnie. Dłoń mu się trzęsła z której cieknął szkarłat. Upadł na nogi. Jedyny stał jako przytomny. Jego druga przyjaciółka leżała pół przytomna koło niego. Upadł na kolana i dotknął jej policzka.
-Ino nic ci nie jest? - mruczała coś niezrozumiałego. Spojrzał na błękitne niebo, które zakryła ciemna chmura. Z niebios zaczął padać deszcz niczym łzy wszystkich ludzi. - Sakura wybacz mi. - zemdlał z wykończenia. Nadal trzymał delikatnie swój rewolwer. Miał zamiar poodstrzelać ich głowy. A teraz nie miał na nic siły.
-Brać ich - rozniósł się głos po całej okolicy




(Rok później.)




Starała się jak mogła, ale to było na nic. Jej przyjaciel i przyjaciółka zaginęli, a  ona nie mogła nic zrobić. Chronili ją by następna najlepsza ekolog nie zaginęła. Lub raptem nie zniknęła. To dla niej było coś strasznego, nie miała nikogo oprócz Ich, a teraz siedzi dniami i nocami sama jak palec zapracowując się jak nigdy dotąd. Nie przespane noce mówiły o jej stanie zdrowia? Każdy myślał, że zaczęła pić lub brać trutki psujące zazwyczaj cały organizm. Ona jedyna wiedziała co tak naprawdę czuła i w sercu miała pustkę. Nikogo to nie obchodziło. Ważne że pracowała jak najlepiej. Postanowiła iść ponownie błagać o podróż…
Mogła się spodziewać jaką dostanie odpowiedź, ale zawsze mogła iść przed siebie. Ta praca nie była jedyna, która uwielbiała. Mogła też pracować w laboratorium, ale tam nie było podróży z których korzystała więcej niż ktokolwiek inny. Musiała siedzieć tutaj i myśleć co jeszcze dostanie. Każdy omijał teren Ameryki Południowej. Nie chcieli wysyłać kobiety, która była we wszystkim najlepsza. Stracić ją było by najgorszą rzeczą.
A tak bardzo pragnęła odzyskać to co utraciła. Przyjaciele byli dla niej ważną jednostką fizyczną jak i psychiczną. Dla nich poświęciła by siebie aby wrócili na swoje miejsce. By żyli inaczej…
Ona nie potrafiła się przyzwyczaić do takiego życia. Kiedyś była sama, lecz teraz to się odmieniło i znów wróciła do ciągłego i monotonnego życia. Nie miała pojęcia, że tak ciężko będzie jej wrócić do ciągłego biegu. Przez rok się nie przyzwyczaiła i już tego nie zrobi. Będzie musiała cierpieć do końca swojego nędznego życia…
Wzięła głęboki oddech i wpatrywała się w klatki z psami. Został jej tylko jeden pies. Musiała czymś się zająć by nie myśleć o podróży. A jej ulubionym zwierzęciem był pies. Uwielbiała się nimi opiekować. Jak najlepiej próbowała sprawić im radość aby nie czuły się opuszczone. Pogłaskała jednego po główce i za uchem. Zwierzęta były czasami lepsze od ludzi. Widziała to u nich, a ludzie byli w niektórych sytuacjach chamscy.
Mogłaby teraz zniszczyć wszystko, to co kiedyś budowała, ale nie potrafiła. Kochała to i chciała dalej żyć z tym także cierpiąc, a nienawiść…?


Nienawiść niszczy człowieka…


Patrzała na psa, który miał lazurowe oczy i wcinał swój posiłek dzisiejszego popołudnia. Wolałaby tak zamienić się w psa i nie mieć żądnych problemów. Wszystko by robili za nią ludzie. Opiekowali się, dawali jeść, kąpali gdyby było potrzeba. A tak to nie może nic zrobić. Nie miała by żadnych zmartwień dotyczących przyjaciół czy kogoś innego.! Jej myśli by nie błądziły wokół przyjaciół tylko myślała by co by było na obiad bądź kolacje. Choć czasami by nie trafiła dobrze, to by robili z nią niestworzone rzeczy. O tych, których nie chciała myśleć.
Do pomieszczenia wpadł zimny wiatr. Spojrzała w stronę drzwi w nich stał właściciel całego schroniska dla psów. Uśmiechał się zniewalająco, ale ja to najmniej obchodziło w tym momencie. Był przystojny i pociągający, ale ją to nie interesowało. Chciała jak najbardziej dostać się na tą wyspę, nie będzie się pytała o pozwolenie. A jak nie, to skończy z tą pracą. Choć to jej życie to znajdzie coś innego na czym będzie jej zależeć..
-Sakura idź do domu. Nie możesz chodzić tu i do swojej pracy. Będziesz za bardzo wyczerpana. - uśmiechnął się. Dbał o nią, ale ona nie przejmowała się tym. Gdyby był jej szefem zgodziła by się, ale przychodzi tu dla własnej przyjemności. Te zwierzęta potrzebowały większej opieki niż się zdawało…
-Nie będę musiała jeszcze pójść do centrum ekologicznego.
-Nie przesadzasz? Znowu będziesz się pytała o ta podróż. Już nie musisz.
-Słucham? - zapytała. On się uśmiechnął. Podał jej papierek z znakiem jej pracy. Otworzyła kopertę i kartkę. Czytała każde słowo za słowem. Miała nadzieję, że to coś naprawdę ważnego. Rzuciła się w ramiona mężczyzny. - Dziękuję. - była zadowolona z tego co się stało. Jedynie mężczyzna chciał dla niej jak najlepiej. Oderwała się od niego.
-Okręt wypływa dzisiaj z załoga i resztą ekologów. Jedziesz pod pretekstem badań. Nie mówiłem im nic na temat szukania twoich przyjaciół. Sama zrobisz jak chcesz, ale wiesz, że jak się dowiedzą będziesz miała z nimi na pieńku. Powiedziałem, że zapomniałaś już o tym. Więc radze uważać. - kiwnęła głowa. Podbiegła do niego i ucałowała w policzek.
-Dziękuję. - wybiegła z budynku. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu i przygotować się na podróż. Miała głęboką nadzieję, że znajdzie ich szybciej niż to możliwe. Gdy znalazła się w domu. Przebrała się w czyste zawodowe ciuchy i wzięła torbę na podróż. Wpakowała potrzebne rzeczy. Jak najszybciej chciała dostać się na statek. Spojrzała na papier. Okręt miał wypływać z centrum ekologicznego. Mieli dostęp do zatoki. Wszystko musiało leżeć blisko..
Wyszła z domu i kierowała się do swojej pracy by zdążyć na czas. Teraz wiedziała, że będzie mogła ich wszystkich znaleźć jak się ogólnie uda. Nie wiedziała czy w ogóle żyją. Bardzo chciała by żyli, to już rok jak nie ma ich w sanatorium. A miałaby z  kim porozmawiać, więc teraz wolałaby tam być.
Dotarła w szybkim tempem. Wszyscy się jej kłaniali. Znali dokładnie. Była najlepsza. Zauważyła swojego szefa stojącego przy kimś i rozmawiającego, który najwyraźniej miał też wyjechać razem z nią. Zobaczyli ją i od razu zamilkli, już wiedziała, ze o niej rozmawiali.
-Sakura pozwól na chwilę. - podeszłam. Położył mi dłoń na ramieniu - Wiesz po co płyniesz?
-Na badanie.
-No właśnie. Zero szukania.  - kiwnęła głowa. Nie chciał więcej z nią rozmawiać, ale ona dobrze wiedziała że będzie obserwowana przez jego wysłanników. Jednego z nich widziała. Będzie musiała udawać, ze bada, a tak naprawdę będzie obserwowała  otoczenie. Chciała dociec gdzie mogli się skryć.
Weszła na pokąd. Spojrzała na centrum, gdzie wszyscy coś robili.
Odnajdę was. Obiecuje - powiedziała w myślach do siebie. - poczekajcie jeszcze chwilę. Niedługo będziecie na wolności.
Poczuła jak statek wypłynął. Warkot silnika dał o sobie znać. Patrzała jak oddala się od centrum i było z tego bardzo zadowolona. Teraz będzie mogła spokojnie dotrzeć do Ameryki by znaleźć swoich przyjaciół.

C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz