wtorek, 17 lipca 2012

Skarb Serca część 4


Od naszej imprezy minął miesiąc. Sakura znowu się nie odzywała, lecz chyba wszyscy o czymś wiedzieli oprócz mnie. Płynęliśmy do wyspy. Naszej wyspy, wyspy piratów. Tam składaliśmy wszystkie złota, a teraz najdroższy skarb, który Sakura pomogła nam zdobyć. Robiła nadal swoje, sprzątała, prała gotowała. Nie zamieniła słowa nawet z Konan. Może o czymś konkretnym myślała? Ale o czym? Nic takiego nie było konkretnego, aby myśleć.  Może ktoś ją skrzywdził? Ale zauważył bym to. Poczułem aromat obiadu. Byłem pewien, że coś pysznego ugotowała. Lecz ciągle mnie ciekawiło dlaczego chodzi taka smętna po pokładzie i do innych! W nocy tak samo wychodziła z kajuty i spędzała czas na pokładzie. Musiała o czymś bardzo konkretnym myśleć. Patrzałem się na ludzi jak robią swoją pracę. Niedługo będziemy mieli przerwę. Było widać nasz wyspę z daleka. Mieliśmy jeszcze parę godzin by dotrzeć do niej. Potem tam będzie nasza kolacja. I Sakura już tam będzie mieszkać razem ze mną… Uśmiechnąłem się. Moje serce bije dla niej. Czuję to. Nie wiem czemu, ale miesiąc temu czułem się bardzo dziwnie. Jakby coś się stało po miedzy nami. Taki orzeźwiony i nie czułem do niczego pragnienia byłem zaspokojony. To mnie dziwiło. Nigdy nie byłem zaspokojony! A teraz raptem jestem. To jest najdziwniejsze.
To uczucie już powróciło. Pragnę być znowu taki swobodny co wcześniej. Tak, nie patrzałem na nikogo. Sakura jest zawsze w centrum uwagi mojej. Konan jest mi zbędna. Sasuke podróżuje od dłuższego czasu. Lecz patrzy na Sakure jak na kogoś kto by miał mu dać przyjemność. Nie pozwolę na to! Ona nie będzie jego. Jest moją własnością, i nawet do seksu będzie moja. Jest jeszcze dziewica, więc za pierwszym razem będzie ją bolało! Wszyscy się już schodzili, aby zjeść obiad. Nie ja chyba nie pójdę. Poszedłem do kajuty, aby chwilę nad wszystkim pomyśleć. Zszedłem po drewnianych schodach i pod mostkiem znajdowała się nasza kajuta. Weszłam do niej zamykając drzwi. Położyłem się na łóżku. Czułem w powietrzu przyjemną woń. Nie dało mi to niczego zapomnieć. O niej myślę gdy śpię i jak się obudzę. Ze mną jest coś nie tak. A może ja się w niej zakochałem? Nie możliwe. To nie możliwe, abym ja się zakochał. Jestem postrachem mórz! Nikt nie mógł zdobyć mojego serca! Nie wierzę w to! Jestem inny, nie mogę kochać. Odwróciłem się na bok, plecami do drzwi. Ktoś zapukał i wszedł do środka. Nawet nie spojrzałem.
-Itachi chodź na obiad. Ostygnie ci. Sakura się narobiła. - obróciłem się i spojrzałem na niego. Opierał się o drzwi. Westchnąłem.
-Nie jestem głodny.
-Co? Pierwszy raz to słyszę. Czyś byś się zakochał? - zapytał śmiejąc się. Sam nie wiem, chyba tak. Ale nie powiem tego nikomu. Nie mogę. Uznają mnie za kompletnego durnia, który zakochuje się w każdym. Tak nie może być! Chociaż córka gubernatora jest pierwsza, do której mogę coś czuć.
-Nie wiem. Naprawdę nie jestem głodny. Zostaw mnie w spokoju. Chcę być sam.
-To przyniosę ci tutaj! - powiedział i wyszedł. Z nimi to nie możliwe. Oby on mi przyniósł. Nie chce nikogo innego widzieć. Patrzałem się na drewniany sufit. Westchnąłem. Chciałem, aby Sakura się do mnie odezwała. Nie wiedziałem co się jej stało. Przy mnie do nikogo się nie odzywała. Gryzło ją coś o czym nie wiedziałem. Wyciągałem z załogi, ale oni milczeli jak groby. Jakby jej obiecali, że mi nie powiedzą. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Obróciłem się. Wsparłem się na łokciach. Sakura. Miała spuszczony wzrok, ale jakoś inaczej chodziła. Bardziej kobieco. Nie spojrzała się nawet na mnie. Postawiła posiłek na biurku. Szła w stronę wyjścia. Poruszała się jeszcze z większą gracją. Poczułem jak wzbiera na mnie gorąco. Jak mam mało miejsca w dolnej części ciała. Ze mną jest nie dobrze. Teraz to wiem, że ją pragnę. Uśmiechnąłem się zuchwale. Wyszła. Opadłem z powrotem na poduszki. Teraz już wiem, że jak ja ktoś dotknie to mógłbym zabić. Parę miesięcy minęło, a ona jest inna niż wcześniej. Bardziej uwodzicielska. Ma normalny wygląd jak każda kobieta, ale ta zawziętość u niej podoba mi się. Ktoś wpadł do pomieszczenia, nie zwróciłem uwagi.  Potem jak ten ktoś do mnie podszedł i spojrzał się na mnie. Mój brat. Co on znowu chce? Spojrzałem na niego. Usłyszałem muzykę. Śpiewali piracką piosenkę. Nie nudziło im się…
-Chodź do nas bracie. Nie nudzi ci się? Nie martw się. Zakochanie ci minie. Tak jak mi. Chodź!
-Kto ci powiedział, że jestem zakochany? Nie jestem! I nigdy tak nie myśl. - powiedziałem. Wstałem do pozycji siedzącej. Spojrzałem na jedzenie. Ostygnie mi. Za parę godzin powinniśmy być na wyspie. Wtedy z nią porozmawiam w cztery oczy.
-Oj dobrze, dobrze. Zjedz ten obiad i chodź. - rozkazał mi i wyszedł. Nie lubię go z tego powodu, ze się rządzi. Myśli, ze wszystko będzie dobrze. Wcale nie! Jadłem z apetytem. Ta kobieta ma talent do gotowania jak i do innych rzeczy. Stanowcza w niektórych sprawach. Może jednak on to widzi tez, że coś do niej czuję. Kończąc posiłek popiłem wodą, którą mi przynieśli. Dobrze, że nie rum. Mam go też dosyć. Rum stanowczo jest zabroniony! Wziąłem naczynia i wyszedłem z kajuty, aby zanieść to co najważniejsze. Może uda się z nią porozmawiać teraz. Ci śpiewali i tańczyli. Nigdzie nie widziałem Sakury. Rozglądałem się za nią. Zatrzymałem się przed drzwiami kuchni, były uchylone.
-Rozumiesz nie!! - krzyknęła.
-Ale, Sakura! - usłyszałem głos Deidary - Dlaczego? Zrobił to przypadkowo!
-Ciebie tez nienawidzę. Nawet nie wiesz jak to boli. Żadne z was plugawe świnie nie wie! Jesteście egoistami, którzy chcą wszystko. Podać wam coś do rączki! Zawsze mężczyźni tacy są! A On sobie wziął to co chciał!! - krzyknęła. Słyszałam jak szlochała. Co się stało? On coś jej zrobił?
-Wybacz mu to. Przecież był pod wpływem rumu. Nie zrobił by krzywdy żadnej kobiecie. Masz zamiar go unikać przez resztę swojego życia?! - wszystko umilkło. - Sakura…
-Nie dotykaj mnie! Powiedziałam, ze nie wybaczę Itachiemu i tyle! Nikt mnie nie zmusi, abym mu wybaczyła to co zrobił. Nawet jakby on mnie za ten  g w a ł t  przepraszał! Nie jesteś w mojej skórze i nie zrozumiesz tego wszystkiego. - słuchałem tego wszystkiego. Czyli to moja wina, że unika cały czas mnie? Nic nie pamiętam, abym zrobił coś takiego. Rum robi swoje, zapomina się o wszystkim. Zgwałciłem ją.
-Daj wreszcie spokój to było miesiąc temu. On nie zrobił tego specjalnie. Ty był tylko se… - nie dokończył usłyszałem plask jakby go uderzyła. Spojrzałem lekko tam. Trzymał się za policzek. A ona patrzała na niego płacząc.
-Ty nie rozumiesz nic, prawda!? Kobieta pamięta do końca życia to! On sobie wziął to co chciał! Więcej razy tu nie przychodź, bo i tak nie wybaczę mu! - szedł w moja stronę. Wyszedł, a ja stałem nadal. Pokazałem mu aby poszedł… Chciałem jeszcze zostać chwilę. Słyszałem jak szlochała. Patrzałem na nią. Podbiegła do zmywaka i zwymiotowała. Nie wyglądała za dobrze. Była blada. Ręce się jej trzęsły. Usiadła na podłodze. Trzęsącą się ręką wzięła wodę i popiła. Odwróciłem się i szedłem na pokład. Zostawiłem talerz. Nie chciałem jej przeszkadzać, nie chciała mnie widzieć. Byłem dla niej tyranem. Skrzywdziłem ją czego nie chciałem.
-Itachi czy ty słyszałeś naszą rozmowę?
-Tak.
-Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Ona ci mówiła co się stało? - patrzał na mnie. Staliśmy na mostku. Byliśmy sami, bo inni coś innego robili… To co mieli. Nie musieli się spieszyć. Za pół godziny powinniśmy być na wyspie. Będę w cztery oczy mógł porozmawiać. A musze z nią to wyjaśnić. Nie przypominam sobie, abym ją gwałcił, cokolwiek od niej wymuszał. To szczyt wszystkiego. Jak ja śmiałem ją tak zranić… Za to na pewno nienawidzi mnie. Ona… ona… Nie wiem czy da się to wytrzymać. Może mi nie wybaczyć.
-Sam się domyśliłem.. Ale nie przejmuj się tym. Przejdzie jej w końcu, przecież to zwykły seks. Nic poza tym. Przecież dużo kobiet pada ofiara gwałtu. Tym nie warto się przejmować - zaśmiał się. Uderzyłem go z pięści w policzek. Upadł z hukiem. Spojrzałem na pokład nikt na nas się nie patrzał. Popatrzałem zimnym wzrokiem w oczy przyjaciela.
-Nie mów tak… Ona na pewno czuje się z tym źle. Kobiety odczuwają to o wiele bardziej niż ktokolwiek inny. - spojrzałem ponownie na pokład zauważyłem teraz Sakure, która stała przy belce zabezpieczającej i znowu wymiotowała. Co z nią? Oszaleć tylko można. Chyba coś zjadła i zaszkodziło. Bywa tak czasami.
-Ty chyba oszalałeś. Nigdy byś się tym nie przejął, a teraz… - powiedział. Obróciłem się. Nie chciałem na niego patrzeć. Patrzałem na wyspę, za niedługi czas będziemy na miejscu. Oparłem się o poprzeczkę, aby nie wypaść. - ty się zakochałeś.
-Jak tak jest to co z tego? To moja sprawa! - powiedziałem głośniej. Patrzałem się na morze. Teraz mam wyjaśnienie czemu tak się zachowywała przez tyle tygodni. Ignorowała mnie z tego powodu. Nie dziwię się. Zrobił bym to samo, gdybym był w jej skórze. Zamknąłem powieki. Musze przyznać, że to co mówi Deidara jest prawdą. Zakochałem się w niej. Co nie zdarza się często. Otworzyłem powieki.  Wpłynęliśmy do portu razem z drugim statkiem. Musiałem długi czas rozmyślać, bo nie wiedziałem ze tak szybko dopłynęliśmy. Zszedłem na ląd. Były tam starsze dziewczyny, nawet na nie, nie spojrzałem. Myślałem o jednej kobiecie, która mną mogła zawładnąć.
-Kapitanie! - obejrzałem się. - Co z…
-Na razie go zostawcie.. Nikt tam nie wejdzie. A jeśli tam spłonie żywcem. - powiedziałem srogo. Miałem ochotę cos rozerwać. Chwyciłem rękojeść miecza. Ruszyłem w głąb lasu. Chciałem w tej chwili zostać sam i wszystko przemyśleć. Czułem wzrok na sobie innych. Kobiety patrzały na mnie, a ja na nie, nie zwracałem uwagi.
-Szybko skończyli. Może nie znaleźli. - ktoś powiedział.
-Nie gadaj głupot. Itachi na pewno to znalazł. - mówił. Spojrzałem w bok, było to dwóch mężczyzn. Ulotnili się widząc mój wzrok. Nie chcę nikogo widzieć. Sam zostać - to najlepsza pora. Weszłam w głąb lasu. Tu mogę o wszystkim pomyśleć dokładnie. Jak ja mogłem ponieść się tak emocją? To nie wybaczalne. Sakura ona.. przeze mnie… Usiadłem koło jeziora i przymknąłem powieki. Drgały lekko. Usłyszałem błagalny jej głos „Itachi, proszę..”. To mi tylko się przypomniało. Nie wiedziałem nic, ale wiem że chciała mnie na pewno powstrzymać. Pokręciłem głową. Zakryłem dłońmi twarz. Przez palce opatrzyłem na jezioro. Siedziałem tak parę godzin, aż na niebie pokazał się księżyc. Oświetlał swoim blaskiem… Westchnąłem. Wstałem i ruszyłem na przechadzkę.
Przechodziłem obok polany dookoła porośniętej drzewami. Na polanie paliło się ognisko co mnie bardzo zdziwiło. Z zaciekawieniem podszedłem do polany. Zauważyłem jakąś starą kobietę obwieszoną dziwnymi talizmanami, a obok niej… Sakura?! Leżała nie przytomna a jej głowę podpierała kłoda. Nagle zaczęła się ruszać.
-Kim pani jest? Co mi się stało? - pytała dziwnie słabym głosem. Popatrzałem na nią z przerażeniem . Chciałem podejść lecz coś blokowało moje ruchy.
-Zemdlałaś dziecko. To normalne przy nadziei oczekiwania dziecka. - nie możliwe. Ona jest w ciąży? Czyli, że od miesiąca… O matko. Nie myślałem, że tak to wszystko się potoczy. Nie wiedziałam że to wszystko będzie takie trudne… Westchnąłem ciężko. Ona jest w ciąży. - A kto jest jego ojcem? - usłyszałem szlochanie. Wiedziałem, ze to z mojego powodu tak szlocha, to przeze mnie została zraniona.
-Moje dziecko nigdy nie będzie mieć ojca, ani normalnego domu! Ja z pewnością je pokocham, ale on nigdy. Jest bezuczuciowym draniem. Nie przejąłby się nawet gdybym umarła lub poroniła. Go to by nie obchodziło. Jestem tylko zbędna dla niego rzeczą. - słyszałem jej każde słowo. Więc takie ma o mnie zdanie. Nie za dobre… Ale teraz już wiem, że chcę mieć ją blisko siebie, aby była przy mnie w każdej chwili. Dla niej zmieniłbym się. Nie odganiałbym tego uczucia. Wolałbym już sam za nią zginąć. - Pójdę już. Dziękuję za opiekę. - wstała i odeszła. Nie mogłem ją teraz zostawić. Muszę za nią iść. Jeśli coś się stanie będę mógł jej pomóc. Szła po woli. Nigdzie się jej nie śpieszyło, nie dziwię się. Tak zawsze bywa, gdy może spotkać tego który ją tak zranił. Usłyszałem szmer. Spojrzałem się na Sakure. Patrzała w bok.
-Witam słodką panienkę - ona spojrzał się na niego. Nie miała zadawalającej miny. Ten mężczyzna podszedł do niej. Ona stanęła przy dosyć dużym kamieniu. Chwycił za przedramię i zaczął ciągnąc. Krzyczała, aby ją zostawił ją.
-Zostaw mnie! - szarpała się. On ją popchnął. Wyleciałem jak z procy. Wyciągnąłem miecz z kabury i machnąłem przeciąłem temu komuś gardło. Spojrzałem na nieprzytomną Sakure. Leżała na brzuchu, rozcięta głowa. Krew ciekła ciurkiem. Schowałem miecz. Nikt nie ma prawa ją tak tknąć. Nawet ja… Westchnąłem. Musze jej powiedzieć co czuje do niej inaczej zwariuje. Wziąłem ja na ręce. Szedłem do tej kobiety, musi jej pomóc inaczej zwariuje.  Nie może jej się jej stać. Kocham ją, wiem to. Inaczej nie będę miał po co żyć?! Nie będę miał dla kogo. Ona skradła moje serce dla siebie. Nie oddam nikomu jej, i tego uczucia, które do niej żywię. Weszłam na polanę nie zauważyłem tej kobiety. Gdzie ją do cholery powiało? Potrzebuję ją w tej chwili. Zauważyłem jakąś młoda kobieta. Mijal gdzieś trzydzieści lat, nie więcej, a może mniej.
-Przepraszam - kobieta obróciła się. Widziałem jej brązowe oczy wpatrujące się we mnie. Przeniosła wzrok na Sakura - Gdzie jest ta starsza…
-Poszła po zioła. Coś się stało? Może pomogę? - pytała.
-Ona uderzyła się w głowę kamieniem. I w dodatku jest w ciąży. Możesz mi powiedzieć co się stało z płodem i nią samą. Nic jej nie będzie? - położyłem ja niedaleko. Ona wzięła coś. Lekko wytarła ranę i nasmarowała jakąś maścią. Robiła jakiś rytułał teraz koło brzucha. Lub nasłuchiwała czegoś. Jakby zrezygnowana opadły jej ręce. Spojrzała mi prosto w oczy. Trzymałem dłoń Sakury.
-Przykro mi… Płód nie wytrzymał upadku. Pańska żona poroniła maleństwo - patrzałem na twarz Sakury. Była taka spokojna, jakby mówiła o sobie tylko jedno, ze chce pospać w spokoju i jakby nic się nie stało. Powiedziała żona? To, ze ja tu przyniosłem nie znaczy, ze ona… Zona jak to pięknie brzmi.
-Dziękuję - powiedziałem trochę załamany. Chciałem tez zobaczyć to dziecko. Moje dziecko. Jako niemowlę, jako dziecko i dojrzewające. Uczyć go razem z Sakurą wszystkiego, a  tak to nicie z tego. Już nie zobaczę tego maleństwa na własne oczy. Wziąłem ja na ręce i szedłem do wioski. Podziękowałem jeszcze. Będę musiał się nią zaopiekować. Nie dopuszczę, aby się coś jej stało. Popchnąłem drzwi, które pierw odtworzyłem z klucza. Zatrzasnąłem drzwi. Drgnęła lekko. -Przepraszam, śpij. - położyłem ją. Skuliła się lekko. Z oczu odgarnąłem kaskadę różowych włosów. Teraz jest tez śliczna. Lekko położyłem rękę na jej brzuch. Spojrzałem na jej twarz. Usta jakby unosiły się do góry. Patrzałem na jej twarz. Usiadłem na krawędzi łóżka. Jej dłoń znalazła się na mojej. Miała taki przyjemny dotyk, delikatny. Że tez musiałem to zrobić.. Cholerny alkohol, głupi jestem! Wstałem i odeszłam do okna. Wpatrywałem się w księżyc. Dziecko by mogło mieć normalny dom. Lecz… straciłem wszystko! Wszystko poszło się jebać za przeproszeniem. Nie wiadomo skąd z oczu popłynęły mi pojedyncze łzy. Teraz jestem tym wszystkim załamany, a mogłem żyć normalnie. Życia pirata się nie wyrzeknę. Nawet nie mam zamiaru, ale wiem, że ją kocham i nie odpuszczę. Usłyszałem mruczenie. Musi się już budzić. Spojrzałem w jej stronę wierciła się niecierpliwie. Otworzyła powieki. I spojrzała w stronę okna i sufitu. W moją w ogóle. Podszedłem do niej i usiadłem na krawędzi łóżka. Czekałem, aż uzyska całą świadomość. Spojrzała przez ułamek sekundy na mnie. Potem odwróciła wzrok. Mogłem się tego spodziewać. Nie chce nadal widzieć mojej wyparzonej gęby. Chciała się unieść… Syknęła. Złapała za bolące ją miejsce. Upadek o kamień. Nie dziwę się. Musze jej cos powiedzieć.
-Sakura musze ci cos powiedzieć. - i tak nie spojrzała w moją stronę. Patrzałem się na nią cały czas. Usiadła po woli i oparła się o ścianę. Ręce trzymała na pościeli. - Chodzi o dziecko - zacisnęła dłonie na pościeli. Nie spojrzała na mnie, ale mogłem zauważyć łzy.
-Ty wiesz?
-Tak. - powiedziałam. Zaczęła na mnie wrzeszczeć. Chwyciłem ją za ramiona. Potrząsnęłam nią. - Dziecka już nie ma! Poroniłaś! - mówiłem. Ona patrzała na mnie przestraszona. W jej oczach zauważyłem łzy. Zakryła dłońmi twarz. Usłyszałem szloch. To dziecko musiało być dla niej ważne. Spojrzała na mnie przez palce.
-I co zadowolony jesteś? To wszystko twoja wina. Tak by nie było, gdybyś ty… - przerwała. Słyszałem jej załamany głos. Patrzałam na nią troskliwym wzrokiem. Nie spodziewałem się niczego od niej. Czego mogłem? Poczułem mocny ból w prawym policzku - Nie patrz teraz tak na mnie. Teraz zaczynasz się troszczyć, gdy wszystko zniknęło. Jesteś bezczelnym gnojem! Nic nie wartym śmieciem. - miała słaby głos. Nie winiłem ją za nic. Miała prawo tak odreagowywać. - Nie wiem kto ci cos powiedział o tym i o tamtym, ale nie mam ochoty abyś ty… - znowu nie dokończyła. Kichnęła cicho. Patrzałem na nią. Kochałem ją, ale jak ja mam to powiedzieć. Byłem bliżej niej teraz. - To twoja wina! - mówiła głośniej. Zaczęła uderzać mnie pięściami o tors. - Twoja… Twoja. Ty.. Ty… - szlochała. Przytuliła się. Chciała od kogoś pocieszenia. Jest załamana. Dłonie zacisnęła na mojej koszuli. - Moje dziecko… Tylko nie ono. - objąłem ją ramieniem. Tuliłem do siebie. -Dlaczego ono? Dlaczego? Moje kochane dziecko… - szeptała. Wszystko słyszałem. Nie wyrywała się.
-Przepraszam - powiedziałem. - Powinienem za wszystko zapłacić co zrobiłem. Własnym życiem. Jesteś pierwszą osobą, której zrobiłem ta straszną rzecz po pijanemu. Skrzywdziłem cię i to jak najmocniej. Wiem, możesz mi nie wybaczyć. Nie oczekuję tego po tobie. Nie musisz wybaczać, zrozumiem to. Ale musisz to wiedzieć. Wiec, że cię kocham i nie odpuszczę sobie do końca za to co zrobiłem. - westchnąłem ciężko. Najwidoczniej wsłuchiwała się w każde słowa. Za każdym zdaniem zaciskała mocniej moja koszulę - Możesz mnie nienawidzić. Robić co chcesz, ale moja miłość będzie jeszcze głębsza. - schowałem głowę w jej ramię. Czułem piękny zapach. Ta woń. Och… Mogłem ubiegać o jej uczucia, a nie gwałcić! A kto by pomyślał, że tak się stanie. - Zostawię cię, na pewno chcesz odpocząć w samotności. - oderwałem się od niej. Ona mnie puściła. Lecz poczułem delikatny uchwyt na dłoni. Spojrzałem na nią. Wpatrywała się we mnie słabym wzrokiem.
-Nie zostawiaj mnie. Nie teraz. Zostań ze mną. - mówiła. Dziwiła mnie tym. - Nie chcę być sama. Teraz gdy straciłam dziecko nie będę czuła się tak jak wcześniej. Dlatego zostań ze mną, Itachi. Nie chcę leżeć sama bez ciebie. Przyzwyczaiłam się do twojego ciepła, więc proszę zostań ze mną. - z jej oczu znowu popłynęły łzy. Wiedziałem, że mówi szczerze. Ale jak ona mogła przyzywać się do mojego ciepła? Hm… Może gdy spaliśmy razem?! Ona rozebrał się. Miała na sobie bieliznę. Tez się rozebrałem do samej bielizny. Miałem czarne bokserki. Ona patrzała na mnie. Wślizgnąłem się pod kołdrę obok niej. Trochę nie komfortowo się czułem, gdy ona była tylko w bieliźnie. Przytuliła się do mnie. Jej głowa i ręka znalazła się na moim torsie. Objąłem ją ramieniem. Robiłem kółeczka na biodrze. -Itachi…
-Hm…
-Dziękuję ci, że zostałeś.
-Zawsze mogę, gdy będziesz chciała. - nie wiedziałem czy wybaczyła, bo nic takiego nie powiedziała. Będę musiał się nią zając.  Nie zostawię w takim załamanym stanie, chociaż ja sam jestem z tego powodu załamany, ze straciła nasze dziecko. Przytuliła się do mnie mocniej. Moja ręka ześlizgnęła się na jej brzuch. I zacząłem pieścić, aby się uspokoiła. Znowu zaczęła płakać. - Zrobiłem cos źle? Jak tak to przepraszam. Nie chciałem. - chciałem wziąć rękę, ale mi nie pozwoliła.
-Nie. Wszystko w porządku. Rób tak. Jest… - nie dokończyła. Delikatnie błądziłem opuszkami palców po jej brzuchu. Była to w pewnym rodzaju pieszczona. Ona leżała. Zastanawia mnie czemu ona teraz tak płakała?! Mam nadzieje, że to nie przeze mnie.
-Itachi?
-Hm…
-Przepraszam.
-Za co? Nic nie zrobiłaś. Jakoś sobie nie przypominam. - dziwne. Coś się stało? Znowu?!
-Za to, ze ci nie powiedziałam. Próbowałam tyle razy, ale żaden nie był skuteczny. W połowie drogi do ciebie wracałam się. Bałam się.
-Czego?
-Jak zareagujesz na tą wieść. Jesteś piratem, a  wy powinniście nie mieć dzieci. Nigdy tobie z tego powodu nie powiedziałam. Powinieneś być zimnym i nic nie czującym draniem na wszystko. Nawet na mnie, więc cię unikałam jak mogłam. - mówiła. Robiłam jeszcze bardziej delikatnie kręgi na brzuchu. - I mówiłam sobie, ze ci nie powiem, ale się dowiedziałeś chociaż nie wiem w jaki sposób. Nikt z twoich podwładnych nie wiedział o ciąży. Jak się dowiedziałeś? - zapytała. Uśmiechnąłem się. Normalnie zaczęliśmy rozmawiać.
-Przechodziłem wtedy jak tamta szamanka czy ktoś z tobą rozmawiał.
-Więc..
-Tak, słyszałem wszystko. - ona się wtuliła mocno tak jakby ze wstydu, ze to wszystko powiedziała na mnie - Tylko, ze ty maiłaś rację. Jestem nic nie czującym draniem, bo jak mogłem dopuścić się do tego. I jeszcze nie rozumieć dlaczego mnie unikasz. Jestem głupi! - mówiłem. Byłem teraz dla siebie bardzo srogi. - Gdybyś mi wszystko powiedziała zrobiłbym wszystko dla ciebie, abyś nie pracowała. Dla dobra dziecka i ciebie. - mówiłem. Przytuliłem ją do siebie bardziej. Uniosła głowę i patrzała mi w oczy. A jej dłonie spoczywały na moim torsie. Pożeraliśmy siebie wzrokiem. Pierwszy raz się z tym spotkałem. Ktoś zapukał do drzwi. A raczej walił. Nie chciałem otworzyć. Patrzałem na drzwi wściekły. Ktoś wpadł jak z procy. Był to mój brat.
-Itachi chodź mu… - nie dokończył. Spojrzał się na mnie i Sakure, która jakby nie zwrócił na niego uwagi. Ziewnęła cicho. Chciało się biedulce spać. Wziąłem oddech. On się na ans patrzał.
-Wyjdź stąd. - powiedziałem zimno.
-Dobra już wam nie przeszkadzam. - mówił zły. - Ale gdy jej nie było miałeś więcej czasu. Teraz raptem przyszła twoja „wielka miłość” to na nic nie masz czasu. - Sakura zacisnęła dłoń na moim torsie. - Lepszy byłeś, gdy jej nie było. Powinna zginąć! - chciałem wstać i coś mu powiedzieć, ale Sakura mi nie pozwoliła. On wyszedł trzaskając drzwiami.
-On ma w pewnym sensie rację. Mówił o tej wielkiej miłości. Ty nią jesteś dla mnie. Na zawsze i na wieczność. - powiedziałem. Ona uniosła głowę. Znowu pogłębiliśmy się w spojrzeniach. Poczułem jej malinowe wargi na swoich. Zdziwiłem się. Przeniosłem ją na plecy. Delikatnie oddawałem pocałunki. Nie chciałem być nachalny. Ona była pewna siebie, robi co chce. Nie patrzałem na nią. Kosztowałem tych malinowych warg. Dłoń zjechała na brzuch delikatnie pieszcząc. Zamruczała przyjemnie przy pocałunku. Uśmiechnąłem się zadowolony. Wplątała swoje ręce w moje włosy. Bawiła się kosmykami. Rozchyliła lekko usta dając mi większy manewr. Musnęliśmy się językami, pieszcząc delikatnie podniebienia. Zniżyłem się na jej brzuch. Delikatnie całowałem. Nie miałem ochoty na seks. Nie teraz, gdy straciliśmy swoje dziecko. Tak samo jak dla niej było dla mnie wszystkim. Pokochać zawsze można dziecko, a jeszcze gdy się dowiadujesz że jesteś ojcem. Przybliżyłem się do jej ust. Patrzeliśmy sobie w oczy. Przeraźliwie chciałem być z nią, chciałem aby była moją zoną już teraz. Poczułem jej delikatną dłoń na policzku. Rozkoszowałem się tym dotykiem.
-Kocham cię - usłyszałem.
-Co? - zapytałem. Chyba się przesłyszałem. To nie możliwe co powiedziała, tak ją skrzywdziłem, a  ona by to powiedziała?!
-To co usłyszałeś. Kocham cię. - spojrzałem w jej szmaragdowe oczy. Uśmiechała się do mnie.
-Przecież…
-Tak wiem. Bolało mnie to, ale przyzwyczaiła już się, tylko chciałam z tobą o tym porozmawiać. A tak naprawdę kochałam cię. - wypowiedziała. Przytuliłem się do jej piersi. Czułem jak serce jej bije. Szybciej. Pocałowałem w usta. Widziałem w jej oczach smutek. Wiedziałem dlaczego. Ułożyłem się obok niej i przygarnąłem ją do siebie. Przykryłem kołdrą. Razem zasnęliśmy.
Nadszedł dzień. Nie było przy mnie Sakury. W domku unosił się aromat pieczonego jedzenia. Uniosłem się na łokciach. Wdychałem piękny zapach. Czyżby Sakura coś gotowała? Uwielbiam jej dania. Weszła do pomieszczenia skupiona na tacy. Spojrzała na mnie. - Już nie śpisz? - zapytała. Usiadła na łóżku, lecz pierw położyła tacę. Uśmiechnąłem się. Spojrzałem na tace. Były to naleśniki z polewa klonową.
-A ty nie jesz?
-Jadłam już. Byłam strasznie głodna. Nie wytrzymałabym. - posłała mi uśmiech. Patrzałem na nią. Zauważyłem, że ma na sobie sukienkę piracką. Musiała wyciągnąć z szafy.
-Ładnie ci w niej - powiedziałem i lustrowałem ją wzrokiem. Było widać trochę piersi. Ona zawsze będzie mi się podobać, nawet w ubraniach nie dla niej. Ale ten piracki do niej pasuje. Usiadłem. Chwyciłem jej podbródek i ucałowałem w usta. Oddała pocałunek. Zarzuciła mi ręce do tyłu. Położyliśmy się. Moje ręce błądziły po jej udach i natrafiłem na dwa jędrne pośladki. Ścisnąłem. Zamruczała. Było mi tak dobrze. Pieściłem dwa jędrne pośladki. Nie była oszpecona niczym, była piękną kobietą. Oderwała się ode mnie.
-Powinieneś zjeść śniadanie.
-A niby co robię? Jem w tej chwili - wykręciła oczami.
-Mi chodzi o posiłek. - powiedziała. Pieściłem jej policzek jedna ręką, a drugą trzymałem na pośladku. Kciukiem przetarłem jej usta, podziwiając ich kształt. Drugą ręka przejechałem od pośladków do drugiego policzka. - Wystygnie ci.
-Nie. Gdy tu jesteś blisko to wszystko jest gorące, nawet ja sam. - widziałem jak na jej policzkach powstają rumieńce. Uśmiechnąłem się. Musnąłem jej usta. Ona spojrzała w moje oczy. Znałem ten wzrok. Chciała abym przestał. Oderwałem się od niej. - Dobrze, już jem. - zacząłem konsumować. Sam nie wiedziałem, ale dni mijały dobrze. Wiodło nam się w sam raz. Tylko, ze Sakura cały czas wymiotowała. Może jej coś zaszkodziło? Hm… Nie amm pojęcia. Tak jest już od paru dni. Byłem na pokładzie statku, gdy zauważyłem jak Sakura idzie w moją stronę, ale raptem zniknęła gdzie ona się podziała? Zeszedłem i szedłem na miejsce, gdzie ona była. Stanąłem w tym miejscu, gdzie przed chwilą była. Widziałem na miejscu, jakby szarpaninę. Usłyszałem szmery z ciemnego zaułka. Poszedłem tam. Stanąłem przy jednym śmietniku.
-Zapłacisz mi za to. Odebrałaś mi mojego brata. On miał być tylko mój - usłyszałem głos Sasuke. - Za to cię zabiję. Zawsze miał dla mnie czas,  a teraz jesteś dla niego ważna tylko ty. Nikt po za tobą się nie liczy. Nie widzi dalszego świata. Nie wiem co mu zrobiłaś, ale wynoś się stąd. Nie chcę ciebie już widzieć! - usłyszałem jakby uderzenie. Uderzył ją? Nie wybaczę mu tego. Spojrzałem na nich. Trzymała się za prawy policzek. Widziałem w jego ręku broń.  W dodatku naładowaną. Nie pozwolę na to! Podbiegłem i uderzyłem go z pięści. Broń wypadła mu z ręki. Chwyciłem Sakure i ją przytuliłem do siebie. Wtuliła się.
-Dlaczego barcie? - zapytał mnie patrząc na mnie.
-Musisz zrozumieć pewne rzeczy, Sasuke. Tez cię kocham, ale jak brata. A Sakure kocham jak moją przyszłą żonę. I nie opuszczę ją. I nie chcę, aby stała się jej krzywda. Zawsze możesz do mnie przychodzić, wiesz o tym. A Sakura jest dla mnie ważna, bo ją kocham i to się nie zmieni.  - odsunęła się ode mnie i znowu wymiotowała. Trzymała się ściany. - Sakura co ci jest? Już masz to od paru dni.
-Nic. To tylko zatrucie pokarmowe.
-Jakoś mi na to nie wygląda. - powiedział. - Zaniosę cię do tej starej kobiety z talizmanami. - powiedziałem. Chwyciłem ją. I wziąłem na ręce. Zawiesiła ręce na szyi. Ruszałem się szybko, aby zdążyć czy ona jest. To mnie zastanawiało czemu tak ciągle wymiotuje. Nie robiliśmy tego, żeby ona mogła być w ciąży. Więc może jednak zatruła się czymś…? Wszedłem na polanę. Zauważyłem ta kobietę, ona mnie tez. Wpatrywała się we mnie i przeniosła wzrok na Sakure. Tamta młoda stała niedaleko robiąc napar. Położyłem Sakure blisko tej starszej. -Niech pani sprawdzi co się z nią dzieje. Od paru dni ma wymioty. Mówi, że to zatrucie pokarmowe, a ja w to szczerze wątpię. - mówiłem. Kobieta patrzała się na mnie. Wzięła coś i robiła przy niej. Nie myślałem ze tak można. Szamanki są bardzo dziwne.
-Hm… - Wymamrotała. - Nic jej poważnego nie jest. To normalne. Wcześniej tez była u mnie z tego samego powodu, ale wtedy zemdlała. Ta kobieta jest w ciąży w dziewiątym tygodniu.
-Co takiego? - powiedzieliśmy oboje, byliśmy zdziwieni.
-Przecież tamta dziewczyna powiedziała, że Sakura poroniła. - oburzyłem się. Jak mogła się tak pomylić? Jeśli Sakura wykonywała by ciężką pracę mogła by stracić dziecko, a  ja nie mogłem na to dopuścić. Jeszcze nasze dziecko.
-A.. Ona. To jest moja praktykantka mogła się pomylić. Ale ta kobieta jest ciągle w ciąży. Radze uważać na dziecko, aby nic się nie stało. Może być troszkę osłabiony płód przez ten wcześniejszy upadek. Niech pan się nią dobrze opiekuje, potrzebuje dużo opieki. I niech się nie przemęcza bo może to źle się skończyć. - Sakura chwyciła mi rękę. Byłem zdziwiony tym wszystkim, że ona jest w ciąży, ale też mnie to cieszyło. Jednak będziemy mieli dziecko. Spojrzałem na jej twarz. Skupiła się na mnie. Posłałem jej uśmiech. - Nie spodziewałam się. - powiedziała ta szamanka.
-Czego?
-Itachi Uchiha… Hm.. Ty będziesz ojcem, co? Nie myślałem, że dopuścisz się do tego by mieć dziecko i zonę w przyszłości. Myślałam, że lubisz przygody i inne rzeczy.  - mówiła. Wziąłem Sakure na ręce.
-Bo to prawda, ale Sakure kocham i nie dopuszczę aby coś jej się stało. - powiedziałem i ruszyłem do naszego domku.
-Będę przychodzić i ją sprawdzać czy nic nie jest z dzieckiem. - powiedziała jak odchodziliśmy. Nie była ciężka. Patrzałem na nią. Zatrzymałem się koło jeziora. Postawiłem ją. Lekki wiaterek od wodospadu dmuchał w nasza stronę. Ona odwróciła głowę. Chyba się bała?! Chwyciłem jej podbródek.
-Sakura… - odróciłem lekko podbródek, aby spojrzała na mnie. - Czemu się boisz?
-Nie boję się, tylko denerwuje.
-Czym?
-Tym, że nie będę dobrą matką. Tym, że nie wychowam dobrze dziecka.
-Razem je wychowamy. Będę ci pomagał na każdym kroku, gdy będziesz tego chciała. - powiedział. Rzuciła mi się w ramiona. Pocałowaliśmy się długo i namiętnie.



PO 10 LATACH


Schodziłem na ląd, na nasza wyspę. Nigdzie nie zauważyłem mojej kochanej żony wraz z dzieckiem. Gdzie oni są? Byłem całe trzy lata na morzu. A chciałem z nimi tylko być. Byłem kapitanem, to musiałem w różne podróże płynąc.  Nie patrzałem przed siebie. Ktoś wpadł na mnie. A ja upadłem. Spojrzałem na tego kogoś. Był to moja droga córka. Przytulała się do mnie. Zobaczyłem cień nad sobą. Nie spojrzałem, wiedziałem kto tam stoi. A jednak przyszli!
-Yuni zostaw tatę jest na pewno zmęczony po..
-Nareszcie jesteś. Tak tęskniłam. Tyle lat. Wujek Sasuke nauczył mnie walczyć. Chcesz zobaczyć? - spojrzałem na Sakure. Uśmiechnęła się. Wzruszyła ramionami. Nie miała nikogo uczyć na pirata, ale ona była uparta. Więc tak to się nią zajmowała? Nie ładnie. Wstałem. Niedaleko widziałem Sasuke, który uśmiechał się. Bardzo pokochał swoją bratanice. Widać było to po nim. Uczył ją wszystkiego! A walczyć tez nauczył? Musze też w końcu przekazać mojej córeczce.  Ucałowałem Sakure w usta.
-Pokażesz mi trosze później. Ale chcę zobaczyć. - szliśmy razem do domku własnego. Miała tez swój pokój.
-Tato, mamo! - usłyszałem głos mojej córki. - Mogę iść teraz z wujkiem?
-Nie wiem czy będzie ciebie chciał. - Sasuke stał niedaleko nas. Uśmiechał się podszedł. A ta się wtuliła w niego. Kochała go tak samo jak nas, no może mniej. My byliśmy jej rodzicami.
-Wezmę ją. Na pewno macie dużo sobie do powiedzenia. - uśmiechnął się. Zauważyłem w jego oczach ten błysk. Oj tak pragnę tego. Od wielu lat tego nie robiliśmy. Przydało by się trochę zabawy nawet małej. Spojrzałem z boku na Sakure. Patrzała się na nich ja odchodzą. Chwyciłem ją za rękę i szliśmy razem do domu. Weszliśmy i zamknąłem drzwi. Ona chciała odejść do kuchni. Nie pozwoliłem jej. Przycinałem ją do siebie. Całowałem ją po szyi.  Odchyliła. Chciała więcej. Przegryzałem jej skórę na szyi. Ścisnąłem piersi. Zapiszczała przyjemnie.
-Tęskniłem - powiedziałem jej do ucha. Odwróciła się do mnie przodem.
-Chyba nie tylko za mną - uśmiechnęła się. Ścisnęła moje przyrodzenie. Wiedziała czego pragnę. Chciałem tez mieć drugie dziecko, ale nie będę na niej wymuszał niczego. Odpięła mój pasek i rozporek. Dostała się pod bieliznę i bawiła się.
-Za tym też, ale najbardziej za tobą. - ścisnęła. Westchnąłem błogo. Jej dotyk doprowadzał do szaleństwa. Mogła by mnie pieścić cały czas. Szedłem z nią po woli do łóżka. Razem upadliśmy na nie. Pocałowałem ją. Kochaliśmy się długo. Było nam przyjemnie, a ja byłem zaspokojony seksualnie. Chociaż miałem ochotę na więcej. Na dużo więcej. Oby dwoje byliśmy zadowoleni z tego wszystkiego. Chwyciłem niedaleko leząca torbę. Wyciągnąłem bardzo dobrze ozłacane obrączki. Wziąłem prawą rękę kochanki. Włożyłem jej na serdeczny palec i sobie też. Byliśmy już dawno małżeństwem, ale wtedy nie mieliśmy obrączek. Wiele razy się kochaliśmy co spowodowało tez nadchodzące drugie dziecko na świat. Ta wiadomość wszystkich ucieszyła, nawet Sasuke. Mówił „Teraz liczymy na chłopca” I faktycznie urodził się chłopiec. Miał czarne oczka mi czarne włosy. Było odwrotnie co do Yuni. Ona była do matki podobna z wyglądu. A chłopak miał na imię Daisuke. Sasuke tak chciał, a  my się zgodziliśmy. Po wielu latach i oni stali się piratami. Chociaż dla Yuni było ciężej, ale stała się groza i legenda dla piratów jak i zwyczajnych ludzi. A nasz syn? Znalazł sobie to co lubił. Flirtowanie z dziewczynami. Tez jest piratem, tak samo jak nasza córka. Pływają z nami po morzach. Lecz oni często się kłócą co prowadzi do konfrontacji co każdy lubi. Lecz żyje nam się jak najlepiej. A to jest najważniejsze w życiu.

THE END
~*~
Ostatnia część. Mam nadzieję, ze się podoba.
Następną nie wiem kiedy napisze. Chociaż mam już następną skończone =.=’’’’
A jak tez każdy zauważył, po lewej stronie. Są tez dwie nowe współautorki. Witam je serdecznie. I dziękuję, że się zgodziły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz