wtorek, 17 lipca 2012

Skarb Serca część 3


Mogłem przyznać kobieta potrafi gotować. Ma do tego zdolności. Sasuke też był zdziwiony tym wszystkim. Myślał, ze znowu wybrałem snopkę. Musiał naprawdę się zdziwić. Sam się za pierwszym razem zdziwiłem. Bo jak taka kobieta może potrafić gotować? Córka gubernatora powinna być rozpieszczana przez ojca, i powinna najgorzej gotować na świecie a tu jest na odwrót. Musiała coś przejść na pewno. Albo ten ślub wywołał u niej takie postanowienia poprawy… Może też do tego wszystkiego ją zmusili. Też możliwe. Wyszedłem spod pokładu. Moja ślicznotka szorowała na kolanach pokład. Włosy ocierały o jej policzki. Przyglądałem się z uwagą jej. Uśmiechnąłem się. Nie wiedziałem, ze taka mała istota na mnie będzie tak działać.
-Czego się gapisz?! - odgarnęła delikatnie włosy do tyłu. Co spowodowało, że w ten sposób bardziej mi się spodobała. Uśmiechnąłem się. Trzymała w dłoni brudną szmatę. Zacisnęła swoje delikatne palce na niej. Szmata wylądowała na mojej twarzy. Nie przejmowałem się tym. Wziąłem ścierkę i zamachnąłem się. Uderzyłam w jeden z jej jędrnych pośladków. Wstała i chciała mnie uderzyć. Zatrzymałem jej obie ręce. Obróciłem ją. Stykała się plecami z moim torsem. - Puszczaj mnie. - moja ręka znalazła się na jej udzie. Drgnęła. Patrzała się na moją rękę, która śmigała ku górze do czułego miejsca. Usłyszałem śmiech załogi i Sasuke. Nie była przestraszona raczej zła, że to robię. Drugą rękę chwyciłem jędrną pierś. Ścisnąłem. Nacisnęła mi na nogę swoimi obcasami i na dodatek kręciła nim. To boli. Czy ona całkiem zwariowała?! Puściłem ją. Obróciła się do mnie i popchnęła mnie mocno. Widziałem zadowolona twarz. Poczułem zimno na sobie. Oczywiście wpadłem do oceanu. Wynurzyłem się.
-Itachi!! - usłyszałem krzyk brata.
-Zapamiętaj mnie się nie dotyka. A w szczególności te twoje brudne ręce! - powiedziała głośniej. Chwyciłem grubą linę i wciągnąłem się na statek. Byłem cały mokry. Włosy przyklejały mi się do ciała. Przemokłem. Gdy ją złapie w swoje ręce to oberwie. Tylko, ze nie mam teraz na takie pierdoły czasu.  Ważniejszy jest skarb. Trzask. Musiała się wkurzyć.
-Nic ci nie jest? - zapytał Sasuke.
-Nic.
-Ciekawa z niej babka. Może oddasz mi ją? - zapytał. Ta dziewczynę? On chyba sobie to wyśnił. Ona jest moja. Jest moją własnością. Należy tylko do mnie. Do nikogo innego. Gdyby ktoś ją tknął zabiłbym na miejscu. Ona nie mogła by żyć u boku innego. Nie pozwoliłbym na to.
-Nie. - stanowczo wypowiedziałem. Widziałem w tych jego oczach rządzę. Nie pozwoliłbym się do niej dobrać. Ona sama musi dać to pozwolenie. Nigdy nie dotknąłem kobiety, bez pozwolenia. Ale drażnić to co innego. To jest moje hobby.. Więc sobie poczekamy jeszcze jakiś czas.
-Dlaczego?
-Ona jest moja. Jeśli dotkniesz ją jednym palcem podaruje ci kulkę w łeb - odsunął się o dwa kroki ode mnie. Wiedział, ze mówię poważnie. Z takich rzeczy sobie nie żartowałem. Niby dlaczego? Przywłaszczyłem ją, więc ona jest moja.
-Dobra, dobra. Nie złość się tak. - mówił. Odeszłam w stronę swojej kajuty, gdzie mogłem pomyśleć kto ma amulet doprowadzający do skarbu. Nie mam na nikogo teraz czasu. Sasuke też powinien to wiedzieć. Jest młody i woli z czegoś innego korzystać. Weszłam do kajuty. Sakura siedziała za biurkiem wpatrywała się w mapę i przeniosła wzrok na mnie. - Co ty robisz?
-A co mam robić. Siedzę. Ślepy jesteś - wstała i odeszła. Stanęła koło okna i wpatrywała się zapewnie w morze. Wyglądała tak bosko. Mógłbym to uwiecznić. Uśmiechnąłem się. Usiadłem na krześle i wpatrywałem się w mapę, która była przede mną. Przeklinałem po cichu. Nie mogłem zobaczyć. - Naprawdę jesteś głupi. Tak blisko masz wszystko, a jeszcze tego nie widzisz. - mówiła. Ruszyła do wyjścia. Patrzyłem na nią zły.
-Wracaj tu! - powiedziałem głośniej. Trzasnęła drzwiami kajuty. Jest wybuchowa, a ja lubię takie  ostre. Często można się zabawić. Wstałem, teraz nie obchodził mnie skarb. Ważniejsza jest w tym momencie ona. Nie płyniemy, więc nikt nie będzie na pokładzie. Sami. Słońce jeszcze nie zaszło. Wyszedłem z kajuty. Stała przy barierce i wpatrywała się w morze. Podszedłem do niej po cichu.  Z tyłu tez wyglądała seksownie. Dmuchnąłem w jej odsłoniętą szyję. Popatrzała na mnie wściekła.
-Czego chcesz?! Nie masz nic do roboty!
-Oj mam - uśmiechnąłem się złośliwie. Wywróciła oczami. Przyciągnąłem ją do siebie łapiąc za biodra. Jedną ręką przytrzymywałem, a  druga szła ku dołowi. Byłem w stosunku do niej bardziej złośliwy. Pociągała mnie. Szkoda, ze się nie odda bo byłaby świetna zabawa. Długa i namiętna.
-Nawet o tym nie myśl. - odwróciła się i popchnęła mnie. Złapałem za jej nadgarstek. Pociągnąłem za sobą. Lecz przyciągnąłem ją tak, ze leżąc na ziemi złączył nas pocałunek. Leżałem na niej. Miałem ochotę na coś więcej. Wepchnąłem swój język i pieściłem delikatnie jej podniebienie. Siedziałem na niej. Czułem jak chce się wyrwać, lecz trzymałem za mocno, więc przestała. Wiedziała, że to niczego nie da. Miałem ją w swoich sidłach. Oderwałem się od niej i uśmiechnąłem. Zauważyłem złoty naszyjnik. Powędrowałem do wisiorka. Nie możliwe! Przecież to jest..? Więc to ona go miała przez cały czas. Mieliśmy szukać beztrosko. Wiem już dlaczego powiedziała, ze jestem głupcem. Wiedziała, ze ma ten naszyjnik. A ja byłem taki ślepy. Wyrwałem naszyjnik z szyi Sakury. Wstałem i chciałem odejść, ale poczułem szarpnięcie w dłoni i pozbyłem się naszyjnika.
-On jest mój! - powiedziała głośniej. Trzymała go na wysokości swoich piersi. Patrzałem na nią wściekły. Promienie słoneczne dotarły do naszyjnika i zaświecił się na szafirowy kolor. Wystrzelił do przodu… To właśnie to. Pokazał drogę.  Ona może nas doprowadzić do skarbu. - Niech to szlag! - spojrzałem na nią. Zamachała się. Ona chce go wyrzucić. Nie mogę na to pozwolić. Rzut, który zatrzymany został przez mojego brata. Uśmiechał się. - Puszczaj mnie. - wziął od niej naszyjnik i rzucił go w moja stroną. Nie puszczał Sakury trzymał ja przez cały czas. Chciała się wyrwać i uderzyć, ale on złapał jej druga rękę. -Cholerne gnidy!
-Dziękuję za komplement. - powiedział mój brat. - Zamknę ja w twojej kajucie. Posiedzi sobie długi czas.
-Masz rację. Tak będzie najlepiej.  - spojrzałem na Sakure, która spuściła głowę.
-Nienawidzę was wszystkich.- wypowiedziała. Spojrzałem na nią, lecz ona nawet na mnie nie spojrzała. Nie zobaczę już tych zielonych oczu? Tych wściekłych i kochających? Uśmiechnąłem się. - A w szczególności ciebie, Itachi - zabolało. Sam nie wiem czemu, ale pierwszy raz wymówiła to wszystko z jadem nienawiści i wściekłości. Wyrwała się mojemu bratu i poszła. Nie spojrzała na mnie. Tylko ominęła spuszczoną głową. Dlaczego się tym, aż tak przejmuje. Jest zwykłą dziewczyną jak inne. Mogę mieć każdą. Lecz moja świadomość nie chce. Każda by mnie zachciała, ale ja nie chcę każdej. Już wiem, że chcę ją. Nikogo innego. Konan w porównaniu do niej się umywa. Spojrzałem na naszyjnik. Mogłem się spodziewać, że córka gubernatora będzie to miała. Przecież jedna z najbogatszych kobiet w Konoha. Nie pomyślałem o niej. Zaślepiło mnie wszystko  niej. Stukot szkła. Musiała cos tam zbijać. Była zdenerwowana.
-Sasuke, musimy kogoś znaleźć do naszyjnika. Sakura mogłaby wskazać na drogę, ale jak widać tego nie zrobi. - usłyszałem stukot butów. Spojrzałem na mostek. Była to Konan. Może by tak ja wykorzystać do tego celu. Spojrzałem się na brata, a on na mnie. Uśmiechnął się. - Konan, chodź na chwile.
-Po co? - zapytała. Westchnęła, ale podeszła. Wręczyłem jej naszyjnik. Znowu to samo. Pokazała się droga. Jednak coś musiało być w niej dobrego. Ale musi być tez coś co ją potem zniszczy. Ona na pewno nie ma całkiem czystego serca. Zabijała ludzi biorąc pieniądze. Coś musi leżeć jej na sercu, że pokazuje drogę na wyspę. Dziwne dlaczego pokazał drogę po przez Konan. Mi nie chciał pokazać. Musi mieć coś w sobie, że pokazuje wybranym osobą…
Usłyszałem śpiew. Taki cichy, jakby coś go wydobywało. Bardziej smutny. Jakby melodia opowiadała o wewnętrznym smutku serca.  Ale sam nie wiedziałem skąd ona się wydobywa. Na pewno nie z kajuty, to skąd? Spojrzałem na naszyjnik świecił na mocniejszy kolor. Czyżby on to wydobywał.
-Sasuke?
-Hm…
-Słyszysz to? - zapytał. Spojrzał na mnie dziwne. Jakby zbzikowałem. Mozę i tak jest, ale ta melodia jakby wydobywała się z złamanego serca. Coś jakby ktoś zrobił, i utracił.. A to wydaje ten medalion.
-Niby co? Nic nie słyszę. Jedynie fale. - to były ostatnie słowa Sasuke już się nie odezwałem. Powędrowałem na mostek, gdzie rozglądałem się dookoła. Zachowuje się teraz jak dureń. Te słowa wypowiedziane przez Sakure z czysta nienawiścią. Teraz już przepadło wszystko. Dlaczego ona nie chciała, abym znalazł ten skarb?! To jest dla dobra wszystkich. Nas wszystkich. Właściwie cos mi tu nie pasuje. Konan trzyma ten medalion inaczej niż Sakura jest jaśniejszy odcień. Sakura musi mieć bardzo czyste serce. Mówią, zę jak człowiek ma serce czyste niczym woda. Można nawet w nocy odnaleźć drogę.
Mijały dni i noce. Podróżowaliśmy jedynie w dni. Jednak Konan nie miała tak czystego serca, abyśmy mogli podróżować w nocy w blasku księżyca. Pilnowałem Sakury jak mogłem, ale nawet ani słowem się do mnie nie odezwała od czasu, gdy kazałem ją umieścić w kajucie kapitańskiej. Czasami czułem jej wzrok na sobie. Taki smutny jakby czegoś ode mnie oczekiwała. Tylko co może czuć pirat do kobiety. Nic. Jestem też bez nich bezwzględny. Może im dokuczałem, ale potem nie chcąc już ich po prostu zabijałem. Tylko, że jej nie potrafił bym zabić. W dzień w dzień wypuszczałem ją, aby robiła posiłki. Nie odezwała się czy zrobi tylko szła i robiła. Siedziałem teraz przy biurku i wpatrywałem się w drzwi. Ona był niedaleko mnie. Opierała się o ścianę kajuty siedząc na łóżku. Spojrzałem na nią. Siedziała cicho. Jak ona mogła tak siedząc i nie odezwać się? Boska z niej dziewczyna. Wpatrywała się przed siebie od czasu do czasu przymykając powieki. Wydawało mi się jakby nie spała wieczność. Jej oczy były podpuchnięte. Musiała nie spać, ani minuty. Ktoś wpadł do pomieszczenia. Ona nawet nie przeniosła na tego kogoś wzroku. Patrzała się w swój wymierzony punkt.
-Jesteśmy na miejscu. Dalej musimy łódkami dopłynąć. - wypowiedział. Przeniosłem na niego wzrok. - Wiesz co wcale się nie dziwię, że tej wyspy nie można znaleźć. Wygląda okropnie.
-Dobra. Idziemy - wypowiedziałem wstając. Sakury tu nie zostawię nie ma mowy. Ona pójdzie na wszelki wypadek z nami. Mozę coś wykombinować, a wtedy to ja będę żałował, że zostawiłem ja na pokładzie tego statku. Ruszyłem do wyjścia. Chwyciłem Sakure za nadgarstek i pociągnąłem. Szła razem ze mną. Wziąłem ją na ręce i razem z nią wszedłem do łodzi. Usadziłem ją koło mnie. Płynęliśmy dalej. Ona jakoś dziwnie się zachowywała. Palce splątywała i miała przymknięte powieki.
-Czy z nią wszystko w porządku? - zapytał Deidara. Wzruszyłem ramionami. Sam nie wiedziałem co się z nią dzieje. Zachowywała się teraz jakoś dziwnie. Popatrzała na wyspę. Uśmiechnęła się. Dobiliśmy do brzegu. Chciałem ją wziąć, ale sama wyszła mocząc sobie przy okazji suknie. Szła wpatrując się w wulkan. Konan nadal miała amulet. Spojrzała na niego. Widziałem w jej oczach coś dziwnego, jakby promyk, który mówił, ze to nie koniec tego wszystkiego. Musiała coś wiedzieć ważnego. Ważnego jak dotknęła amuletu i wskazał drogę. Szliśmy, nie patrzałem już na Sakure czy idzie z nami. Najmniej mnie to obchodziło. Ważne był skarb, złoto, klejnoty, diamenty. Tylko to. Spojrzałem do tyłu. Nie znalazłem jej.
-Gdzie ona jest!! - krzyknąłem.
-Była tu przed chwilą. Nie wiem, gdzie polazła. - wypowiedział mój ukochany brat. - Co ci na niej zależy. I tak nie przetrwa tu wiele. Zaraz zginie. Są tu niebezpieczne zwierzęta pilnujące skarbu. Przestworzy nam wiele ulgi. Nie będziemy musieli się na to narażać. Dobrze, ze ja wziąłeś. Pozbędziesz się zbędnego balstu. - wyszliśmy za gęstwiny ciemnych roślin. Cięły skórę. Co mnie najbardziej zdziwiło. Znaleźliśmy jaskinię, ale stała też przy niej Sakura. Kręciły się przy niej dzikie zwierzęta, ale nie robiły jej nic złego. Odeszły w głąb lasu.
-Co jest!? - zapytał Sasuke - Widziałeś to?
-Wyglądam na ślepego? - zapytałem mojego brata z ironią. Ruszyliśmy do jaskini omijając ją. Byłą tu szybciej od nas. Medalion musiał jej wskazać szybszą drogę do skarbu. Coś mi tu nie gra. Dlaczego Sakura miałaby nam pomagać? Nie chciała, abyśmy zdobyli skarb. A teraz odsyła zwierzęta w głąb lasu. Ruszyła za nami. Stanęliśmy przed jakąś barierą. Tam musił być skarb.
-Patrz kapitanie - odezwał się Hidan i pokazał palcem na wygrawerowane napisy. Było widać środek jaskini, ale pusta była. Czyżby nie było tu skarby? Nie, to musi być jakaś podpucha. Tych słów nie rozumiałem. Co one mówią. O czym? Sakura stanęła blisko nas i patrzała się na to co my. Przyglądała się uważnie środkowi.
-Konan, może ci się uda wejść. - wypowiedziałem. Chciałem mieć ten skarb za wszelką cenę.
-Ale tam nic nie ma, więc po co mam tam iść?
-Idź i nie gadaj. - powiedziałem sucho. Nie obchodziło mnie co ona chce, i inni. Teraz liczył się ten skarb za wszelką cenę. Widziałam wzrok Sakury. Jakby dostrzegła w wnętrzu coś bardzo ważnego dla siebie… Niebiesko włosa szła wzdłuż pola, które otaczało wejście.
-Konan czekaj nie rób tego!! - krzyknęła Sakura. Było za późno. Konan odepchnęło pole, wleciała w Sakure, która ją przytrzymała. - Nic ci nie jest? - ta się tylko uśmiechnęła. - ty tam nie wejdziesz, chcesz też tego skarbu co inni. Musisz chcieć czegoś innego. - uśmiechnęła się. Miała zachrypnięty głos. Nie mówiła nic do nikogo. Nawet gdy się jej pytali. Nie odpowiadała. Pierwszy raz się odezwała od wielu dni i nocy.
-Nareszcie się odezwałaś. - mówiła. A ta nadal się uśmiechała. Pomogła wstać Konan. Patrzała się we wnętrze jaskini. Stała na równych nogach i ruszyła przed siebie.
-Zobaczymy się później. - uśmiechnęła się do niej. Coś musiało nią prowadzić. Widziałem w jej oczach większą odwagę niż kiedykolwiek. Teraz wiedziałem, że ta kobieta jest silna. Bardziej niż jakiś piracki mężczyzna. Mówią, że są najlepsi, a wcale tak nie jest. Uśmiechnąłem się niewidocznie. Cieszyłem się, ze ona wróciła. Odezwała się. Usłyszałem ten melodyjny głos. Dotknęła palcem bariery. Powstała jasność. Usłyszałem znowu ta melodie. Czyli Sakura ma najczystsze serce. Nie skrzywdził by żadnego zwierzęcia. Nikogo. Weszła. Widziałem tylko ją nic więcej. Teraz obchodziła mnie ona. Była wspaniałą kobietą. Nie dlatego, że może dać nam skarb, ale dlatego że jest inna spośród wielu. Widziałem jak porusza ustami, ale nie zauważyłem nikogo więcej. Z kim ona rozmawia tam w środku?  Spuściła głowę. Zauważyłem jak w jej ręku pojawia się szpada. Kiwała głową. Czyli ona widzi coś lub kogoś z kim ma walczyć. Zrobiłem krok, ale Deidara mnie powstrzymał.
-Nie możesz tam iść. Bariera ciebie nie przepuści. Ona sama musi sobie poradzić. - mówił. Patrzałem się na to. Wyglądało to tak jakby rozmawiała z duchem. Zaczęła wywijać mieczem i jeszcze z jaką gracją. Nie powinna umieć walczyć, żądne kobieta. Teraz zauważyłem jej napastnika. Był to ciemno włosy młodzieniec. Czyli jak ona za każdym razem się zderzy. Możemy go zauważyć. Był trochę większy od niej, ale w tym samym wieku. Pozbyła się miecza przeciwnika i stała przed nim trzymając przy szyi. Wyrzuciła swój miecz. Mówiąc coś. Odwróciła się. Nie wiedziałem już młodzieńca. Zastanawiała się nad czymś. Wypowiedziała parę słów. Bariera zgasła. Widziałem teraz samą Sakure, która stała z spuszczoną głową i czarną różą w ręku. Powtarzała dziwne słowa: Ona zamieni się, gdy znajdziesz to czego szukasz. Nie rozumiałem ich. Czego takiego Ona szuka? Sasuke jak i reszta wbiegli zasypując się skarbem. Przeszedłem koło Sakury. Nie brałem nawet skarbu. Szukałem czegoś innego. Zauważyłem to co wyczekiwałem. Spojrzałem na Sakure. Jakby płakała. Odwróciła się i wybiegła. Musiało się coś stać. Zobaczyła coś co nie chciała?
-Bierzcie wszystko co się nada. - wypowiedziałem. Zajęło nam to sporo czasu. Zrobiliśmy parę rund do statku. Sakury nigdzie nie zauważyłem, ani na mostku, a nie na pokładzie. Siedziała z pewnością w kajucie. Wzięliśmy tyle ile chcieliśmy. Teraz mogę oddać jej naszyjnik jak chce.
-Itachi. Może mała balanga. Trochę rumu nie zaszkodzi. - uśmiechnął się Sasuke. No tak lubił trochę wypić, ja tez. Ale jak byłą okazja, a teraz jest i to wielką zdobyliśmy wiele złota. Tylko nasze. Nikogo więcej. Oczywiście za pomocą Sakury.
-Masz rację - powiedziałem. Balowaliśmy. Było już późno. Sakura nie pojawiła się. A ja się upiłem na całego. Jakby teraz ktoś nas zaatakował nie bylibyśmy w stanie odebrać ataku. Zginęlibyśmy. Nie chwiałem się. Potrafiłem jeszcze utrzymywać równowagę. W prawej dłoni trzymałem butelkę z bardziej brązowym rumem. To był ulubiony trunek piratów. Miałem teraz ochotę na małe co nie co. Uśmiechnąłem się zadziornie. W kajucie kapitańskiej nie paliło się światło. Na pewno siedzi po ciemku. Wszedłem do kajuty i rzeczywiście siedziała na łóżku i wpatrywała się w róże, która miała w wazonie na biurku. Zamknąłem drzwi na klucz. Powędrowałem w jej stronę i usiadłem obok. Nie spojrzała na mnie. Było mi gorąco. A nie miałem już na sobie górnych ubrań. Moja dłoń podwinęła jej sukienkę. Zniżałam ku górze po udzie. Delikatna i to bardzo. Dotykać w dzień w dzień.
-Znowu zaczynasz! - powiedziała głośniej i zepchnęła moją dłoń. Chciała odejść. Lecz nie pozwoliłem jej. Przyciągnąłem ją do siebie. I usiadła mi na kolanach. Miło było tak trzymać ją blisko siebie. A czułem przy niej się zaniepokojony. Od niej żądałem czegoś więcej w tej chwili. Musi mi to dać. Inaczej z samym mną będzie źle w tym stanie. Wypiłem ostatni łyk rumu. Butelka była pusta. Postawiłem ją na podłodze. Chciała się wyrwać. Rozwiązywałem ją od tyłu. Powoli, aby się tym wszystkim nacieszyć. - Zostaw mnie! - mówiła głośniej. Zdjąłem z niej gorset. Wyrzuciłem gdzieś. Teraz liczyło się to co zaraz zrobimy razem. Ona i ja razem, w jedną całość połączeni. Podobało mi się to coraz bardziej. Położyłem ją na łóżku. Odpychała mnie. Nie chciała tego. No cóż. Zastosuje coś innego. Nie mam ochoty, dostawać przez cały czas od niej. Liczy się co ja chcę, a teraz pragnę jej całej dla siebie… Chwyciłem spod łóżka dwie białe szmaty. Patrzała na mnie przerażona. - Przestań, nie rób tego!
-Sama mnie do tego zmusiłaś - chwyciłem jej jeden z nadgarstków i przywiązałem, tak aby nie przeszkadzała mi. Patrzała na to ze strachem. Z drugim zrobiłem to samo.
-Itachi proszę.. - mówiła błagalnie. Zdjąłem jej dolną garderobę wraz z majtkami i wyrzuciłem za siebie. Spojrzałem w jej oczy. Sam rozebrałem z siebie ostatnie rzeczy. Uśmiechnąłem się. Moje pragnienie musze uspokoić. Nie ważne za jaką cenę. Próbowała się wyrwać nadal. Zbliżyłem się do jej ust i pocałowałem. - Jesteś pijany. Przestań.  - nie przestawałem całowałem ja zawzięcie. Moje przyrodzenie ocierało o jej kobiecość. Czułem się jakbym nie był sobą. W tej chwili najwyraźniej nie jestem. Ona przywiązana, a ja ją będę gwałcił. Tak to wygląda teraz. Oderwałem się od niej. Łzy leciały jej. Wytarłem je. Nie chciałem, aby płakała. Tylko, ze ona tego nie chciała. Nie mogłem się dziwić. I tak nie będę pamiętał co zrobiłem. Pocałowałem kolejny raz, ale pogłębiając go. Te słodkie usta, jej ciepłe wnętrze. Zdjąłem z jej piersi niepotrzebny bandaż. Położyłem go na ziemi. Zjechałem niżej. Zassałem się na szyi za każdym pocałunkiem zostawiając malinki i mokre ślady. Językiem przejechałem po swoich poczynaniach. Zacmokałem. Westchnęła ciężko.
-Przestań. Ja nie chcę. - spojrzałem w jej szmaragdowe oczy. Uśmiechnąłem się i zbliżyłem do ucha. Drażniłem swoim oddechem.
-Tylko jest problem kochanie, ja chcę. Ciebie pragnę. Teraz i zawsze. - mówiłem i zjeżdżałem niżej. Chciałem ją mieć w tą noc. Jedno ciało z taką piękna kobieta. Nie chodziło o ciało, ale o to jaka jest. Większość dziewczyn chciało zaciągnąć do łóżka mnie, ale nie dałem im tego co chcieli po prostu zestrzeliwałem. Nie były niczego warte. Lecz Ona! Jest warta. Jest niedostępna dla mężczyzn. A to znaczy, że mogę ją dla siebie mieć. Całowałem obojczyk, piersi. To wszystko musi do mnie należeć. Ścisnąłem jej oby dwie piersi. Córka gubernatora będzie tylko moja. Nawet ojcu jej nie oddam. Ona jest moim skarbem. Żadne pieniądze jej nie kupią. Nikomu nie oddam. Wiem, że jest dziewicą. Straci je przeze mnie. To będzie już należeć do mnie. Można też się zapytać. Przejechałem językiem po między jej piersiami.
-Sam wiesz, że niczego nie będziesz pamiętał. - wypowiedziała. Całowałem piesi. Chwyciłem jej nogi i zaplątałem wokół swoich bioder. Jeździłem palcem po jej udach drażniąc tym skórę. Każdy mężczyzna by ją chciał. A ja ją dostanę pierwszy. I ostatni. Nikogo innego już nie będzie miała.
-Wiem, kochanie. Wiem. - Krótki pocałunek w usta. Czułem jak twardnieje mi mój przyjaciel, który się połączy z moja kochana Sakurą. Wróciłem do poprzedniej czynności. Chwyciłem jej sutek w usta i zassałem się w nim także całując go namiętnie. Drugiego tak samo. Jęknęła głośno. No proszę. Zamiast krzyczeć z bólu. Jęczy słodziutko. Zaczynam jeszcze bardziej ja pragnąć. Dochodził już w podbrzuszu mój orgazm. Muszę jeszcze trochę wytrzymać. Zniżyłem się jeszcze niżej. Znajdowałem się na wysokości jej kobiecości. Przejechałem dwoma palcami po wzgórkach. Jej nogi były na moich ramionach. Miałem wielki pole manewru. Wsadziłem w nią dwa palce. Wygięła się w łuk. Przeraźliwie krzyknęła. Znowu zaczęła się wyrywać. Zbliżyłem się do jej ust. Pocałowałem i poruszałem palcami w tym momencie, gdy całowałem. Uspokoiła się. Wyjąłem z niej dwa palce i się odchyliłem od niej. Oblizałem je. Smakowała cudownie.
-Przyszedł czas na finał, Sakura.
-Nie rób tego. Dosyć zrobiłeś. - mówiła. Uśmiechnąłem się.
-Chyba nie. Nadal jestem niezaspokojony. A ja musze być zaspokojony.  A ty mi dasz ten spokój po naszym stosunku. - mówiłem. Chwyciłem ja za biodra. Przymknęła powieki. Będzie ja bolało i to bardzo. Bo lubię brutalnie wdzierać się w kobietę. Wszedłem w nią brutalnie. Krzyknęła przeraźliwie. Poczułem opór z jej strony.
-Kochanie przestań. Rozluźnij się. Nic złego to nie jest. Zwykły seks. - mówiłem. Trzymałem dłonie na jej biodrach. Była ciasna. - Tą twoją ciasnotę też musimy zmienić - zaśmiałem się. Lubiłem dziewice i to bardzo. Ale ona już nie musi nią być… Nie dla mnie. To jej pierwszy raz,  mój także. Będzie pierwszą kobietą, którą rozdziewiczam. I o to chodzi. Bo będzie do końca już moja. Czeka nas wiele takich nocy, a może lepszych. Ruszałem coraz szybciej biodrami. Dochodził, czułem to. Łóżko razem z nami się poruszało. Ostatnie pchnięcie. Ciecz wylała się w jej wnętrzu. Poruszałem jeszcze biodrami. Opadałem już z sił. Nie wychodząc z ukochanej położyłem się na niej. Odwiązałem nadgarstki i wyrzuciłem stare szmatki.
-Było pięknie. - zaśmiałem się. Wyszedłem z niej delikatnie. Dopiero teraz zauważyłem, że ma uda we krwi. Na tak straciła w taki sposób dziewictwo. Wygląda to tak pięknie. Ułożyłem się obok niej. Chwyciłem ja ręką za biodra i przyciągnąłem do siebie. Stykała się ze mną plecami… Nie wypuszczę jej terazzo swoich sideł. Czułem jej równy oddech. Zasnęła. Ale co dziwne odwrócił się do mnie i wtuliła we mnie. Drażniłem jej skórę palcem. Miała zimne dłonie. Śpiąca wygląda bardziej słodko. Przytuliłem ją do siebie bardziej. Tak samo jak ona zasnąłem.

~*~
Rozdział gotowy.
Myślę ze się podoba. Jeszcze jedna część nas czeka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz