wtorek, 17 lipca 2012

Czysta Krew część 2


Wpatrywałam się nadal w las, gdzie nikogo nie wiedziałam, jedynie swój drewniany dom, w którym mieszkałam, oby tylko nikt do niego nie poszedł, i nic nie zrobił, mogą robić z nim co chcą, gdy odejdę, ale teraz niech go zostawią, chociaż to mi zostało po tym wszystkim. Po całym cierpieniu, po straceniu matki, która została spalona na stosie, bo uważali ją za czarownice, ja też byłam za nią uważana, ale to co często robiłam chowałam głęboko pod ziemią, i nikt nie mógł mnie za nią uważać i dobrze.. Ale traktowali mnie dlatego, że matkę spalili, i mówili często, że uczyła mnie wszystkiego co sama umiała, to była racja, uczyła mnie wielu rzeczy i to co chciałam zrobić już nie zrobię. Zemścić się! Popatrzałam na srebrną kulę, swój blask miała intensywniejszy. Przymknęłam powieki, poczułam zimne dłonie na szyi, otworzyłam powieki nadal patrząc w swój dom. Ciekawe kiedy on przyszedł? Tak cicho, oni są do tego zdolni, nie obchodziło mnie co ze mną zrobi..
-Słodko pachniesz – zaraz to nie był on, więc kto? Odwróciłam się całą sylwetką, był to ten wampir, który przyprowadził mnie do króla, jego brat jak mniemam, ale co o tu robi? Czy nie powinien tu wchodzić? Może mógł, nie wiem. Nie byłam z tym dobrze zapoznana. Zauważyłam, że jest cały od krwi, musiał kogoś zabić. Szkoda tylko, że to nie byłam ja.
-Co ty tu robisz? Czy ty nie powinieneś być gdzieś indziej? I nie miałeś mnie dotykać jak dobrze zrozumiałam. - wypowiedziałam, on się uśmiechnął, odsunęłam się o krok do tyłu, jego ręce opadły, czułam jakby jego paznokcie zraniły mnie w policzek blisko tętnicy. - radze ci stąd iść, bo jak twój brat się dowie, to nie wiem co może ci zrobić, poczułam jak ciepła ciecz płynie po szyi, obojczyku i wniknęła w biały materiał sukienki, w  której tu przybyłam.
-Nie dowie się, że tu jestem. - przejechał po smudze szkarłatu i zlizał z palca - Hm… na prawdę słodka. Nie dziwię się Itachiemu czemu ciebie wybrał, sam bym taką schrupał, jesteś chyba wyjątkiem co posiadają taką krew. Nie zdarza się, aby człowiek posiadał taką, są wyjątki, a ty nim jesteś, mówiono mi, że będzie pewna śmiertelniczka, ale w to nie wierzyłem. No proszę myliłem się. Mój braciszek uwierzył w to co jedna z nich mu powiedziała, i potem pojawiłaś się ty po.. właśnie ile to minęło. Hm…  - zastanawiał się - a tak pięć lat. Ale mój braciszek z ciebie już więcej razy nie skorzysta. - uśmiechnął się, zauważyłam jego śniące białe kły, które były umazane pozostałościami krwi.
-Czy wy wszyscy tak się brudzicie?
-Nie, ale gdy ofiara mi smakuje pije łapczywie i tak wychodzi, że się pobrudzę. - czułam metaliczną woń wydobywająca się z jego koszuli. Obrzydlistwo, co do krwi to mogłam wyczuć na odległość.  Byłam na nią strasznie czuła, poczułam jego sylwetkę, która przygniatała mnie do ściany, chciałam go odepchnąć, nie z tego, że się bałam, ale jego brat mógł się wścieknąć i mu coś zrobić, nie było by to chyba miłe jak sądzę.
Nie mogłam, był strasznie silny, chwycił moje nadgarstki z całej siły i przytrzymywał przy ścianie, próbowałam się wyswobodzić, ale to na nic, byłam za słaba. Jedynie co zdołałam zrobić to ruszać palcami, a reszta w bezruchy, wiedziałam, że go nic nie za boli. Za każdym razem, gdy chciałam się wyswobodzić,  ale za każdym moim szarpnięciem ściskał mocniej, co bolało, wiedziałam, że będę miała siniaki, i to nie małe. Czułam zimne usta na obojczyku, które zbliżyły się do tętnicy, źle będzie jak przyłapie nas jego brat, a najbardziej z nim, przymknęłam powieki, nie chciałam patrzeć na to, bo nie chciałam zginąć z jego ręki, tylko z kogoś innego, co było dziwne, wolałam umrzeć z rak ich króla.  Ocierał swoim kłem o tętnicę, ale nie przeciął mi skóry.
-Wezmę tylko trochę, zostawię dla Itachiego, a może i nie. – wypowiedział, ja nie wiedziałam co mam zrobić, odepchnąć go nie mogę. Może już się spotkam z moją matką bo ojca nigdy nie miałam, nawet go nie znałam.  – Nie martw się nie będzie boleć, widzę, że nie jesteś taka silna, przed śmiercią już wszystkiego się boisz.
-Mylisz się. Po prostu myślę o jednej osobie – wypowiedziałam, poczułam jego mroźny oddech.
-No to nie potrawa długo, złociutka. Tylko chwilę. A potem już po wszystkim, sam proch z ciebie zostanie. Chwilowy ból, a potem odpływasz w nieznane. - uśmiechnął się, skończy on ten monolog i mnie ugryzie czy nie? Zaczyna mi działać na nerwy, przeciąga to wszystko, tak jakby to było zabawne. Poczułam świst zimnego oddechu, myślałam, że mnie ugryzie, ale nie nadszedł żaden ból, tylko uwolnienie nadgarstków, szarpnięcie i gruchot drewna, otworzyłam powieki, i widziałam tył ich króla, włosy miał rozpuszczone, spojrzałam się gdzie leżał Sasuke, połamał regał z książkami. Zaśmiał się i zdjął z siebie drewno, wstał otrzepując się.
-Przestań, Itachi. Ona, aż tak dla ciebie ważna jest, możesz się podzielić. To tylko zwykła śmiertelniczka, która nie potrafi stać się silniejsza, no może psychicznie, ale fizycznie jest beznadziejna. - wypowiedział, nie widziałam żadnej reakcji od strony króla, tylko wpatrywał się w niego.
-Powiem to tylko raz Sasuke – wypowiedział zimno, z nic nie czującym głosem – Jeszcze raz ją dotkniesz, to nie będę dla ciebie taki miły jaki jestem teraz, mówię o dotykaniu ogólnie, niczym nie masz prawa ja dotknąć. Pamiętaj, że to ja cię zmieniłem, nikt inny. W każdej chwili mogę ci to wieczne życie odebrać. Wszyscy jesteście mi podporządkowani, więc nie radzę się sprzeciwiać, a szczególnie dzisiaj. Sam wiesz czym to może wróżyć dla was wszystkich, klęską! - wypowiedział odrobinę głośniej, ale z tym samym mroźnym głosem, wzięłam głęboki oddech i wydech, czyli że on może jedyny go zabić, sam król, to on decyduje czy maja polegnąć czy żyć dalej. Wolałabym, aby mnie zabił.
-Dobra, dobra. Już sobie idę, weź sobie ta kobietę, i tak jest dla mnie nic nie warta jak inne. Tylko krew się liczy, nic po za nią, chociaż przyznam, że jej ciało jest nawet słodkie, i można by było…
-Sasuke wynoś się stąd! - mówił głośniej - I nie wchodź tu więcej. - dokończył, dziwne że mu się podobało moje ciało, miałam piersi średniej wielkości, ale byłam dosyć kształtna, może to przez te wszystkie mikstury, które testowałam na sobie. Usłyszałam jak wrota się zamykają, a ja patrzałam w podłogę, ale czułam, że się we mnie wpatruje. Miał taki przeszywający wzrok, którego nie spodziewałabym się u niego.. Poczułam jak ociera swoim zimnym palcem o policzek blisko tętnicy, miał na nim jakby to co wcześniej, że wszystko zabliźniło się.
-Czemu to robisz? Powinieneś do cholery mnie zabić a nie się cackać! - spojrzałam na niego, był taki spokojny, a za razem przystojny,  długie ciemne włosy podkreślały jego twarz, oczy tego samego koloru, cera blada niczym kość słoniowa
-Az tak ci się śpieszy do śmierci? – zapytał
-Tak. Bardzo mi się śpieszy, mam dość tego cholernego świata! – powiedziałam i odwróciłam się do okna przodem i westchnęłam ciężko, nie chciałam z nim rozmawiać, ale i tak będę zmuszona. Przecież będę z nim w jednej komnacie, i może jeszcze w jednym łoży, ale co mnie to, on jest wampirem.
-Dlaczego?
-A czy to ważne?! Chyba nie, po prostu mam już dosyć życia i tyle. - spojrzałam się na księżyc, zauważyłam że stanął koło mnie i wpatrywał we mnie, przeniósł wzrok na punkt, w który to ja się patrzałam. - Słyszałam, że zabijałeś każdą, którą oni porwali. Dlaczego nie mnie? Jestem taka sama - usłyszałam jakby ciche prychnięcie,  ale nie zwróciłam na to uwagi, czułam jak moje serce bije i przyśpiesza, nawet że to jest wampir to mnie gówno obchodzi. Może jestem miła do czasu, ale oni myślą że jestem jakąś zabawką, która jest tylko do zabawy.  Skrzyżowałam ręce na piersi, czułam się już zmęczona, ale nie zwracałam uwagi na to wszystko, po prostu miałam tego dosyć, że jestem taka słaba we wszystkim, jedynie co było dobre to trucizny na ludzi, które produkowałam.  Westchnęłam. Czekałam na jego odpowiedź.
-Ty chyba to wyjątek z tych wszystkich, które miałem tutaj. Chociaż denerwuje mnie to strasznie, widząc to twoje opanowanie, ten spokój. Powinnaś bać się mnie, innych, ale ty nie. Jakbyś wiedziała, że coś gorszego jest w życiu niż spotkanie się  oko w oko z wampirem. Przecież w każdej chwili mogę wyssać z ciebie całą krew, chociaż ja lubię się delektować, takimi dobrymi. I jestem opanowany, ale inni nie mają takiej dobrej zdolności. Inni sobie biorą każdą jak leci ofiarę, lecz ja czekałem na tą jedną, na ciebie. Po prostu nie mogłem brać innej jak wiedziałem, że w tej wiosce gdzieś jesteś i byłaś pod moim okiem, często ciebie widziałem,  ale nie przypuszczałem, że to będziesz ty. Tylko czemu się mnie nie boisz? Nie mogę znaleźć w tobie ani jednej nadziei na strach, na ten strach o przychodzącej śmierci. Czy ty go ukrywasz? - zapytał, wzruszyłam ramionami. - Sakura nie ma nic gorszego od wampira, jesteśmy nieśmiertelni i żyjemy wiecznie, nic i nikt nas nie potrafi zabić. Próbowali wielokrotnie przeróżnymi rzeczami: wodą święconą, kołkiem w serce, a nawet strzelbami. A my tylko się z tego śmialiśmy, nie działa to na nas. - ciekawi mnie skąd on zna moje imię, może już słyszał, nie wiem. A co mnie to, jak zna to dobrze.
-Są o wiele gorsze rzeczy od was - wypowiedziałam bardzo cicho, nie chciałam aby ktokolwiek to usłyszał, odszedł i usiadł na łóżku, patrzałam na niego, lustrował mnie swoim wzrokiem.
-Niby jakie? – zapytał mnie, nadal patrzył się we mnie swoim wzrokiem, teraz mnie pożerał swoim wzrokiem, nie wiem czy był głodny, czy tylko tak na niego działałam, ale widziałam, że to może działać moja woń na niego, dla niego słodka, ale dla mnie nie było żadnej. Tylko, że ja od niego czułam bardzo przyjemny zapach, był nie do wytrzymania, był taki no… jakby to opisać… podniecający? Tak to chyba najlepsze określenie. Ale wampiry miały to do siebie, że były piękne i każdego do siebie przyciągały, nawet ludzi. A uśmiech, no właśnie nie wiem, mówią, że są białe i nie do opisania. Wiedziałam, że będę głupia mówiąc mu to, ale jak chce proszę bardzo, po moich przeżyciach, każdy by tak powiedział – chyba. Jakie to idiotyczne rozmawiać z wampirem o takich błahych sprawach. Chciałam mu odpowiedzieć, ale to jednak nie był dobry pomysł. Westchnęłam. - Nie powiesz? Inaczej się nie dowiem. A nie myślisz o tym, więc nie mogę przeczytać.
-Dobra masz te głupie zdolności, ale to i tak ci nie pomoże w odczytaniu moich myśli, bo nie lubię o tym dużo myśleć. - spojrzałam ponownie na niego.
-Kto jest gorszy ode mnie?
-Ludzie - zaśmiał się, widziałam jego biały uśmiech był naprawdę piękny. Plotki mówiły prawdę, wampiry to ósmy cud świata, nie, nie mogę tak myśleć. Ale oni też byli ludźmi, tymi krwistymi, którzy mają serca, i duszę, także uczucia.
-Z czego się śmiejesz, ja mówię poważnie. – spojrzał na mnie tym zimnym wzrokiem – Nawet nie wiesz jacy ludzie są, są gorsi od was. Wy chociaż zabijecie, a oni cały czas się znęcają i znęcają. Nienawidzę samej siebie, dlatego chcę abyś mnie zabił. A wioski jeszcze bardziej nienawidzę.
-Jesteś jedną z nich, musisz ich lubić, skoro mieszkałaś w tej wiosce tyle długich lat. Byli na pewno bardzo mili, prawda? – zapytał mnie, i uśmiechnął się.
-Ty nic nie wiesz, lepiej żebyś się już zamknął. Ci ludzie nie są tacy, boja się was jak ognia. No nie, jeszcze są czarownice, które pala na stosie. - wypowiedziałam, nie mogę tego zrozumieć, dlaczego spalili moja matką jak nie była czarownica, była zwykłą wieśniaczką tak jak ja jestem, a raczej byłam, bo już nie zamierzam tam wrócić, aby ponownie znęcali się nade mną... Nie wytrzymała bym już tego, to jest już nie do wytrzymania.
-Jeśli nie wiem, to powiedz czemu tak oceniasz ludzi?
-Po prostu nasza rasa to nic nie warte śmiecie, tylko potrafią zniszczyć całe życie drugiego. I to ich znęcanie się nad innymi, zaczyna mnie denerwować, zabiła bym tą całą wioskę gdybym mogła. – powiedziałam i westchnęłam cicho, mówiłam mu to co nie powinnam.
-Teraz wiem o co chodzi, ale dlaczego oceniasz waszą rasę w sposób? Widzę po tych nadgarstkach, że wyrządzili ci krzywdę, ale aby tak ich za to nienawidzić. Powinnaś raczej im wybaczyć.
-Ty chyba sobie żartujesz!! – krzyknęłam na niego, obracając się jego stronę - I tu nie chodzi jedynie o mnie, jeśli chcesz wiedzieć. Więcej ci już nic nie powiem. - miałam zaciśnięte dłonie w pięści, widział to, i chyba wyczuł, że się denerwuje i to bardzo, a jeszcze do jego osoby. Uśmiechnął się. - Takim jak oni nigdy nie wybaczę, choćbym miało by się coś stać, nigdy! - oparłam się wściekła o ścianę i wpatrywałam w gwiazdy, miałam wszystkiego serdecznie dosyć. Zauważyłam, że stoi tuz przede mną, szybkość. Jak zawsze różne zdolności.
-Nie krzycz. Chyba nie chcesz, aby inni wszystko słyszeli, że brzydzisz się ludźmi, a sama nim jesteś. Uspokój się, po prostu nie mogę uwierzyć, że ty ich nienawidzisz, powinnaś raczej nienawidzić mnie, za to, że jestem wampirem i terroryzuje tą wioskę. - dotknął mojego policzka zimną dłonią. Wpatrywałam się w niego, a on we mnie.
-Możesz sobie robić z tą wioską co chcesz, ona i tak mnie nigdy nie obchodziła. – jego ręka zjechała na szyję, chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął leciutko do siebie, wpadłam w jego ramiona, czułam jak przez moje ciało przeszywa się jego zimno. Poczułam jak kładzie głowę na moim ramieniu i wdycha mój zapach, druga ręka przejechała po między moje piersi, przez materiał czułam, a może nie materiał, bo jakby się troszkę rozerwał, spojrzałam się w dół. Miałam wyryty lekko dekolt, który powiększał się, a jego dłoń przystanęła po między i chyba wsłuchiwał się ręką w odgłosy mojego serca, ale przecież słyszał je, miał tak wyczulony słuch, że potrafił wszystko usłyszeć.
-Jesteś nadal spokojna.  Wkurza mnie to, pierwszy raz od tysiąca pięciuset lat. - wzruszyłam lekko ramionami - Ale też podoba, że jest jakaś kobieta, która przy nas jest o wiele spokojniejsza od innych ludzi, ale powiedz mi jedno dlaczego twoje serce tak drży cichutko? - tak też to czułam, lekko drżało, wiedziałam dlaczego, a nie powinno drżeć, nie chciałam się do tego przyznawać i nie przyznam się. Ale to wszystko było wywołane nim, że się do mnie przytulił. - Może to przeze mnie, co?
-Nie. – skłamałam – Niby dlaczego?
-No może dlatego, że nie miałaś mężczyzny, i nikt się do ciebie nie przytulał, a robi to zimny wampir, który chce się napawać tym pięknym zapachem - westchnęłam cicho, on to ma myśli, szkoda tylko, że to co mówi jest prawdą. Tylko, ze będzie problem, ja nie będę mu ubliżać, będę po prostu taka jak zawsze czyli arogancka w niektórych sprawach.
-A po co mi oni. To tylko bezwartościowe świnie bez uczuć, myślą, że wszystko mogą i kobiety pozwalają im na to. Za dużo przeżyłam by twierdzić o nich dobrze. Cała populacja męska powinna zdychać. - wypowiedziałam, odchylił się ode mnie, popatrzał w oczy, a ja w niego, były lekko zaczerwienione, a ten na co się złości, oj chyba nie obraziłam go tym, czym powiedziałam.
-Uważasz w każdym razie, że każdy człowiek przeciwnej płci jest świnią?
-Tak, bo jeszcze nie spotkałam takiego, który byłby inny od ludzi z wioski - odwróciłam od niego wzrok, wpatrywałam się w niebo, które iskrzyło się od gwiazd. Plecy zaczęły mnie piec, dzień w dzień o tej samej godzinie, dają o sobie znać, nie mam ich dostatecznie dobrze wyleczone, nawet nie powinnam się dobrze poruszać, teraz musiałabym wziąć antidotum, na nie, aby tak nie piekły, mam jedno, przy sobie, ale reszta w domu, gdzie zawsze wracałam. Oby mi się nie otworzyły te rany, bo będzie problem, on nie może wiedzieć jakie mam pręgi po tym cholernym biczu. Odszedł ode mnie, a ja pomacałam koło biodra, poczułam mały flakonik. Wygrzebywał coś z szafy, wyprostował się i podszedł do mnie wręczając mi materiał, który okazał się kobieca piżamą, ale sięgającą do połowy ud. Popatrzałam na niego.
-Nie mam innej -  wypowiedział i chwyciłam materiał, przejechałam po jego bladej skórze palców. Popatrzałam ostatni raz na księżyc, i uśmiechnęłam się gdy  zniknął w ciemnej chmurze, niebo całe pokryło się chmurami, jedna kropla spadła na szybę i następna, rozpadało się, niebo przecięła srebrna błyskawica, grzmoty i jasność...  – Tam masz łazienkę jak chcesz się wykąpać – wypowiedział, a ja bez odpowiedzi ruszyłam do pomieszczenia, byłam zmęczona i wreszcie chciałam się położyć zasypiając. Może jutro się mnie pozbędzie, a może wcale? Nie to nie możliwe, załatwi mnie, gdy będzie wysysał krew ze mnie. Chociaż mogę przyznać, że dobrze z nim się rozmawia, ale nie mogę się do tego przyzwyczajać. Moim celem zawsze była śmierć, ale nie potrafiłam sama sobie go odebrać. Weszłam do pomieszczenia zamykając drzwi, oparłam się o drzwi, i westchnęłam, moje serce biło teraz jak oszalałe. Chwyciłam z tyłu sznurek i pociągnęłam go rozwiązując, sukienka opadła w dół, nie miałam na sobie stanika jedynie czarne majtki w koronkę. Podeszłam do lustra i spojrzałam na plecy od tyłu, były mocniej zaczerwienione w każdej chwili mogły pęknąć, i krew by ponownie się uroniła. Wzięłam flakonik z sukienki i otworzyłam go połykając zawartość substancji, po nie całej chwili poczułam ulgę. Zdjęłam ostatnia bieliznę i weszłam do jednych z wanien była dosyć duża, gdzie napełniała się woda, a w dodatku gorąca, była taka przyjemna, zanurzyłam się w niej cała i byłam pod wodą parę chwil. Dziwne, dlaczego mi jest tu lepiej niż w wiosce, może dlatego, że jestem tą smaczną dla niego i dla innych przekąską. Wynurzyłam się, kosmyki mokrych włosów przykleiły się do moich policzków, a na plecach czułam impulsy, były całe poranione, oby nie zobaczył ich, myślę, że to co mi dał nie będzie nic odkrywało. Zaczęłam nucić jedną z pieśni, które pamiętam od matki. I pamiętam jeszcze jej słowa o miłości: Miłość? Zawsze przychodzi, lecz czekać można na nią wiecznie, ale w końcu przyjdzie, nawet jeśli ten kogo pokochasz będzie zimny i nic nie czujący, to może zauważy to co najpiękniejsze w życiu. A jeśli nie ma już serca to podaruj mu własne, które rozgrzeje jego.
Nie rozumiałam często tych słów, i nadal nie rozumiem. Jak komuś można oddać własne serce, a te słowa zawsze były kierowane do mnie, czyli że to ja spotkam kogoś kto będzie zimny i nic nie czujący dla mnie, lub z początku, a potem się odmieni. Nie wiem, albo nie będzie potrafił przyznać się do swoich uczuć i ja będę musiała mu pomóc, sama już nie wiem. Może czas mi pokaże o co w tym wszystkim chodziło? A jeszcze to płótno co mam w domu zaplamione krwią, mam je pięć lat, gdy zginęła moja matka. To jest dziwne, to wszystko nie ma sensu. Czułam na sobie jakby czyjś wzrok, taki przeszywający, a co mnie to niech sobie patrzą, to tylko ciało, nic po za nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz